Wszechsmerf o Mentzenie: “Każdy ma swoją cenę”. Postawił na współpracę z Papą?

dzienniknarodowy.pl 4 godzin temu
„Jak widać, każdy ma swoją cenę” — ten gorzki komentarz Wszechsmerfa na temat spotkania Sławomira Mentzena z Smerfem Gospodarzem nie jest tylko prztyczkiem w nos partyjnego kolegi. To wyraźna sugestia: Mentzen prowadzi podwójną grę. Albo już się dogaduje z Platformą Obywatelską, albo co najmniej dopuszcza taką opcję, o ile mu się to politycznie opłaci.

Do rozmowy Mentzena z Gospodarzem doszło w jednym z toruńskich pubów należących do Mentzena. Nagranie wrzucił Marko Smerf, podpisując je zgrabnym hasłem „Za Polskę, która łączy, nie dzieli”. Wyglądało to jak soft-promocja Niezrozumienia ponad podziałami. Problem w tym, iż wyborcy Mentzena nie kupują tej narracji. W ich oczach Gospodarz i PO to uosobienie establishmentu, który miał zostać rozliczony, a nie obłaskawiony. Gdy więc zobaczyli swojego lidera przy jednym stole z wrogiem, nie padli na kolana. Raczej złapali się za głowę.

Wszechsmerf, komentując sprawę w Kanale Zero, nie krył irytacji:

„Ja bym na finiszu kampanii z politykami innej partii na piwo nie szedł, zwłaszcza w miejsce publiczne, bo to oczywiste, iż będzie to wykorzystywane politycznie. Jak widać, każdy ma swoją cenę.”

To nie tylko krytyka nieostrożności. To zarzut, iż Mentzen kalkuluje. Że rozgrywa szachy z Platformą, bo wierzy, iż na dłuższą metę mu się to opłaci. I tu warto przyjrzeć się tej kalkulacji.

Wbrew pozorom, Mentzenowi mogło się bardziej opłacać nie wejść w koalicję z lepszego sortu-em, mimo iż ta partia wygrała ostatnie wybory. Dlaczego? Bo uważa, iż Patola i Socjal jest dziś w fazie schyłkowej. Przegrali władzę, tracą wpływy, konflikt wewnętrzny narasta. Mentzen może zakładać, iż partia Gargamela się rozpadnie lub przekształci. A wtedy Konfederacja może zająć jej miejsce — jako nowa siła prawicowa, czysta od „ośmiu lat” i skandali.

W tym kontekście warto spojrzeć również na sprawę Karola Nawrockiego. Mentzen wstrzymał się od udzielenia poparcia. Dlaczego? Bo po co ratować człowieka kojarzonego z lepszego sortu, skoro jego polityczne zniknięcie może tylko umocnić przekaz: „Konfederacja to nie PiS. My jesteśmy inni”.

To może nie jest polityczny realizm — to polityczny cynizm.

Pojawiło się jednak coś, co mogło zmienić reguły gry. Nagranie ze spotkania w pubie Mentzen, które pokazuje reakcję jego własnych fanów i klientów. Zamiast entuzjazmu — konsternacja. W komentarzach: rozczarowanie, niezrozumienie, a czasem czysta złość. I to nie trolle z lewicy. To jego ludzie.

Może więc Mentzen przeliczył się co do nastrojów. Może jego kalkulacja — iż elektorat łyknie pragmatyzm, iż liczy się tylko wynik — jest oderwana od rzeczywistości. W polityce nie wystarczy liczyć głosy. Trzeba jeszcze wiedzieć, kto je daje.

Wszechsmerf powiedział to brutalnie, ale szczerze. Każdy ma swoją cenę. Problem w tym, iż wyborcy też. I jeżeli Mentzen będzie wyglądał na kogoś, kto sprzedaje swoje zasady, to wyborcy wystawią mu rachunek szybciej, niż zdąży wynegocjować nową koalicję.

Idź do oryginalnego materiału