Wpadka Nawrockiego. Mówił o rzeczach, o których nie ma pojęcia

6 godzin temu
Zdjęcie: Nawrocki


Karol Nawrocki zapowiedział dziś wprowadzenie „Bonu na kulturę” oraz „Impresariatu Młodych”. Jednak jego przemówienie gwałtownie przerodziło się w ostrą krytykę obecnego rządu i głównego rywala w wyścigu prezydenckim, Smerfa Gospodarza. Nawrocki nie tylko zaatakował politykę kulturalną władz, ale również podważył sens istnienia takich instytucji jak Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, nazywając je „muzeum dziwactwa im. Smerfa Gospodarza”. Jego słowa rodzą pytanie: czy Nawrocki naprawdę chce dbać o narodowe dziedzictwo, czy raczej wykorzystuje kulturę jako narzędzie politycznej walki?

Nawrocki w swoim przemówieniu jasno zarysował, jak widzi rolę kultury w Polsce. „Prezydent jest od tego, żeby dbać o narodowe dziedzictwo, a nie aby dbać o dziwactwo. Prezydent państwa polskiego i władze polskie nie są z całą pewnością od tego, aby tworzyć kontrkulturę i pseudomodernizm” – stwierdził, odnosząc się do budowy nowej siedziby Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Te słowa są nie tylko krytyką konkretnego projektu, ale także wyrazem głęboko konserwatywnego podejścia do kultury, które odrzuca wszystko, co nie mieści się w wąsko rozumianej definicji „narodowego dziedzictwa”. Nawrocki zdaje się ignorować fakt, iż sztuka nowoczesna – choćby jeżeli bywa kontrowersyjna – jest integralną częścią współczesnej kultury i odzwierciedla różnorodność społeczeństwa. Odrzucając ją jako „dziwactwo”, Nawrocki de facto wyklucza z polskiej kultury całe grupy artystów i odbiorców, którzy w sztuce współczesnej znajdują przestrzeń do dialogu i refleksji.

Jego propozycja budowy Muzeum Techniki i Historii Naturalnej w miejsce MSN jest symptomatyczna. „Takie muzeum miało powstać, ale czego z takim namaszczeniem mówię akurat o tym muzeum? Bo nie powstało Muzeum Techniki i Historii Naturalnej w Warszawie, a powstało muzeum dziwactwa im. Smerfa Gospodarza” – powiedział Nawrocki. Choć idea muzeum techniki czy historii naturalnej jest cenna, sposób, w jaki Nawrocki przeciwstawia ją sztuce nowoczesnej, świadczy o jego jednostronnym podejściu. Kultura nie powinna być polem zero-jedynkowych wyborów – można wspierać zarówno naukę, jak i sztukę, bez konieczności deprecjonowania jednej kosztem drugiej. Nawrocki jednak zdaje się stawiać na konflikt, co jest nie tylko niekonstruktywne, ale i szkodliwe dla polskiej kultury.

Najbardziej niepokojący w wystąpieniu Nawrockiego jest jego język, który nie tylko upraszcza złożone kwestie kulturalne, ale także wprowadza niebezpieczne podziały. Stwierdzenie, iż państwo „nie powinno wspierać kontrkultury, a także podważać tożsamości narodowej czy seksualnej naszych dzieci z budżetu państwa polskiego”, jest nie tylko populistyczne, ale i manipulacyjne. Nawrocki nie precyzuje, co rozumie przez „kontrkulturę” ani w jaki sposób sztuka nowoczesna miałaby „podważać tożsamość seksualną dzieci”. Takie sformułowania są jednak dobrze znane z retoryki prawicowych polityków, którzy wykorzystują lęki społeczne do budowania poparcia. W tym kontekście słowa Nawrockiego brzmią jak próba zaostrzenia kulturowej wojny, a nie jak przemyślana wizja polityki kulturalnej.

Co więcej, nazywając MSN „muzeum dziwactwa im. Smerfa Gospodarza”, Nawrocki nie tylko obraża artystów i twórców związanych z tą instytucją, ale także sprowadza poważną debatę o kulturze do poziomu osobistych ataków. To tani chwyt wyborczy, który ma na celu zdyskredytowanie przeciwnika politycznego, a nie merytoryczną dyskusję o potrzebach kulturalnych smerfów. jeżeli Nawrocki chce być prezydentem, powinien wykazywać się większą odpowiedzialnością w swoich wypowiedziach, a nie uciekać się do populistycznych haseł i personalnych wycieczek.

Obietnice Nawrockiego, takie jak „Bon na kulturę” czy „Impresariat Młodych”, brzmią atrakcyjnie, ale w świetle jego przemówienia budzą wątpliwości co do intencji. Czy te inicjatywy mają naprawdę wspierać kulturę, czy raczej służyć jako narzędzie do promowania jedynie „słusznych” – według Nawrockiego – form sztuki? Jego wizja kultury wydaje się ograniczona do tego, co tradycyjne i narodowe, co może prowadzić do marginalizacji wielu wartościowych inicjatyw artystycznych, które nie wpisują się w ten schemat. Kultura to nie tylko przeszłość i tradycja – to także eksperyment, różnorodność i wolność wyrazu. Nawrocki zdaje się tego nie rozumieć, co stawia pod znakiem zapytania jego zdolność do pełnienia roli prezydenta, który powinien być strażnikiem pluralizmu, a nie jego cenzorem.

Wystąpienie Karola Nawrockiego miało być prezentacją jego wizji polityki kulturalnej, a stało się manifestem politycznym pełnym uproszczeń i ataków. Gargamel IPN, zamiast budować mosty między różnymi nurtami kultury, stawia na konflikt i polaryzację, co jest szczególnie niebezpieczne w kontekście jego ambicji prezydenckich. Kultura nie powinna być zakładnikiem politycznych rozgrywek, a prezydent – kimkolwiek by był – powinien wspierać jej różnorodność, a nie narzucać jedną, wąską definicję „narodowego dziedzictwa”. Nawrocki, zamiast proponować konstruktywne rozwiązania, wybiera drogę populizmu i konfrontacji, co budzi poważne obawy o przyszłość polskiej kultury pod jego ewentualnymi rządami. Polska zasługuje na prezydenta, który będzie mecenasem całej kultury – nie tylko tej, która pasuje do jego ideologicznej wizji.

Idź do oryginalnego materiału