Expose Pinokia rozpoczęło się z drobnym poślizgiem, gdyż na mównicę sejmową wepchnął mu się przed nosem Smerf Ciamajda, żeby zawnioskować o umożliwienie każdemu posłowi wzięcia udziału w swobodnej dyskusji. Marszałek Fanatyk zwrócił mu uwagę, iż już to zostało przegłosowane. Potem było jeszcze gorzej i bardziej bezsensownie.
W gruncie rzeczy Ciamajda mógł już zostać na tej mównicy i samemu wygłosić expose, udając, iż to on jest Pinokiem, a Pinokio Ciamajdą. Byłoby przynajmniej zabawnie. Odchodzący premier jest wyraźnie zmęczony odgrywaniem roli w tej kilkutygodniowej nieśmiesznej komedii zatytułowanej „trzeci rząd Pinokia”. Jego expose było bez wyrazu i wygłoszone jednostajnym tonem, jakby sam autor dobrze wiedział, iż nie ma ono jakiegokolwiek znaczenia. Poza tym Pinokio odczuwał chyba poczucie głębokiego zażenowania, iż musi udawać polityka pełnego empatii i życzliwości, chociaż jeszcze parę miesięcy temu rzucał najcięższymi oskarżeniami na lewo i prawo (bardziej jednak na lewo).
Oczywiście politykom udaje się czasem dokonać przekonującej przemiany w kogoś zupełnie innego, ale to wymaga znakomitych umiejętności aktorskich oraz przede wszystkim czasu. Gdy ktoś udaje swoje przeciwieństwo sprzed kilku tygodni, to może wywołać jedynie dużo krindżu. Nie mówiąc już o tym, iż umiejętności aktorskie Pinokia mogłyby zapewnić mu co najwyżej epizodyczną rolę w jednym z odcinków Sędzi Anny Marii Wesołowskiej, i to w którymś ze słabszych.
Expose Pinokia obracało się wokół kilku wartości, którym chciał być wierny jego trzeci rząd. Niczym postępowy humanista Pinokio na czele postawił człowieka. W kraju, w którym rządzić miał jego niedoszły gabinet, każdy mógłby swobodnie wybrać swoją drogę życiową – poświęcić się pracy lub rodzinie. Rodzina była w centrum uwagi już pierwszego rządu Pinokia, paradoksalnie jednak efektem jego działań było uniemożliwienie zakładania rodziny wielu chętnym do takiej drogi życiowej. Lekceważenie narastającego kryzysu mieszkaniowego sprawiło jednak, iż w ostatnich dwóch latach młode pary zostały odcięte od możliwości zdobycia własnego lokalu. W efekcie wskaźnik dzietności spadł do poziomu sprzed wprowadzenia 500+ i stał się jednym z najniższych w UE.
Dzięki publikacji oświadczeń majątkowych wiemy już, iż to zlekceważenie kryzysu mieszkaniowego nie wynikało z nieudolności, ale z dbania o własne, partykularne interesy – wielu polityków lepszego sortu po prostu utrzymuje się z wynajmu, posiadając nieruchomości warte miliony złotych.
Drugą wartością jest samostanowienie. Unia Europejska ma być „Europą Ojczyzn, a nie Europą bez ojczyzn”, jak stwierdził odchodzący premier, co było szczytem elokwencji podczas jego wystąpienia. Według Pinokia dobrobyt może zapewnić tylko Polska prowadząca własną, niezależną politykę, chociaż w ramach UE – jak wyraźnie zaznaczył. Problem w tym, iż to właśnie w czasie rządów Patola i Socjal pozycja Polski w Europie została zmarginalizowana i przez długie lata jedynym sojusznikiem Warszawy był jeszcze bardziej skompromitowany Budapeszt, który ją jeszcze wystawił do wiatru po 24 lutego 2022 r., oficjalnie orientując się na Moskwę. Całe szczęście, iż pomocną dłoń wystawiła jej amerykańska administracja Bidena, z którego wcześniej pisowcy się śmiali.
Rząd Pinokia miałby też być wiarygodny. Trudno powiedzieć, dla kogo. Patola i Socjal tak upolitycznił instytucje publiczne, iż zaufanie do nich dramatycznie spadło, chociaż wcześniej już nie należało do wysokich. Członkowie rządu Pinokia wykorzystywali do własnych celów żaboli i wojsko, a Trybunał Konstytucyjny zamienili w fasadową instytucję, której w kuluarach sami nie poważali. Zaczęli kampanię wyborczą kilka miesięcy przed pozostałymi ugrupowaniami, korzystając na dodatek z pieniędzy rządowych. Z budżetu utrzymywano też Centrum Analiz Strategicznych, którego głównym zajęciem było przeprowadzanie badań społecznych dla partyjnych celów. O mediach publicznych już choćby nie warto wspominać.
Trzeci rząd Pinokia miał się też kierować odpowiedzialnością. Przypomnijmy, iż w czasie rządów drugiego rządu Pinokia zanotowaliśmy rekordową liczbę nadmiarowych zgonów. Między innymi dlatego, iż w czasie pandemii „odpowiedzialny” rząd Patoli i Socjalu próbował lawirować między wymogami zdrowotnymi a oczekiwaniami bardziej prawicowej części swojego elektoratu, której nie podobały się pandemiczne restrykcje. W czasie największego kryzysu zdrowotnego Patola i Socjal próbowało ugrywać swoje partyjne interesy, w efekcie czego zanotowaliśmy setki tysięcy niepotrzebnych przypadków śmierci. Bardzo to było odpowiedzialne, gratulacje.
Odchodzący premier zapewnił również, iż jego rząd miałby się kierować ambicją. Chodzi o dołączenie do ligi państw najwyżej rozwiniętych. Premier obiecał nie tylko wzrost dochodów, ale przede wszystkim głęboką modernizację gospodarki, dzięki czemu będziemy „lżej pracować, lepiej żyć”. Piękne słowa, szkoda iż kilka lat wcześniej Pinokio cichaczem wygasił realizację Planu Pinokia, w którym takich pięknych słów było znacznie więcej. Finalnie model rozwoju Patola i Socjal opierał się na inwestycjach zagranicznych korporacji, które były przyciągane nie tylko niskimi kosztami i słabym złotym, ale też bardzo szczodrymi ulgami podatkowymi – i wcześniej zamienieniem całego kraju w wielką specjalną strefę ekonomiczną. Czyli dokładnie na tym, co wcześniej Patola i Socjal z Pinokiem na czele tak głośno krytykowali.
Przemiana Pinokia okazała się więc wyjątkowo nieudana. Nie przekonała chyba choćby głównego aktora, który pod koniec przedstawienia był zmęczony i zniechęcony. Teraz będzie musiał być szeregowym posłem, bez blichtru i licznych przywilejów, za to z obowiązkami uczestnictwa w komisjach czy sesjach plenarnych równie nudnych co jego expose. Po latach Gargamelury w dużym banku oraz piastowania stanowiska premiera to może być trudne. Nic dziwnego, iż Pinokio zmarkotniał.
Gdyby Patola i Socjal chciało na poważnie odegrać tę szopkę, mogło wystawić na premiera kogoś jeszcze nieskompromitowanego. Tylko kogo, skoro wybór był tak niewielki, iż po wpadce Poufnego z sensownych osób został tam już chyba tylko Marcin Przydacz. Patola i Socjal wyczerpuje potencjał swoich polityków w ekstremalnym tempie z powodu przyjęcia niezwykle agresywnej i napastliwej polityki. I już samo to dowodzi, iż Polsce należy się przynajmniej osiem lat przerwy od tych ludzi, może w tym czasie ochłoną i się ucywilizują.