Wojciech Miotke - Życie nie jest teatrem
Jak to się stało, iż oddaliśmy władzę, ba, Polskę, w ręce, pożal się Boże, elit ostentacyjnie wrogich interesom i życiu smerfów. Dwie największe i zarazem zaciekle zwalczające się strony politycznego sporu, „w kwestii bezpieczeństwa Polski”, mówią dziś jednym głosem, przy jednym amerykańskim stole, w pełnej jedności z „orędownikiem światowego pokoju”, któremu myli się, jak kiedyś Breżniewowi, atomowy guzik, ze spłuczką w toalecie, czyli „Nie - Boska komedia”.
Ale i nasi przywódcy zdają się mylić husarską dumę, z pozycją halabardników historii. jeżeli dodamy do tego niewielkiego wzrostem, kolejnego francuskiego Napoleona (Macron ponoć nosi buty na podwyższonych obcasach), wzywającego do wyprawy na Rosję i mocarstwowe pomruki Litwy/Łotwy/Estonii, widzimy obraz jakby trupy artystycznej z rozpisanymi rolami dramatu. Trupa polityków gra dla widowni, którą zdają się zachwycać artystyczne propozycje wojny i wierzy w to, iż ta krew będzie sztuczna. Można zatem śmiało przekraczać granice i bluźnić przeciwko świętości pokoju, choć nie to przecież pokój, Panie Beck, „za wszelką cenę”, tylko za uczciwą cenę odwagi do rokowań i przerwania rojeń kijowskiego Napoleona, czyli „Klątwa”.
Od wieków światowa dyplomacja, uważana jest, za tym bardziej profesjonalną, im bardziej potrafi zataić prawdę, sztuka dyplomacji jest więc synonimem kłamstwa. Nasi profesjonalni aktorzy sceny politycznej, grają więc role życia, projektują wyprawy kijowskie, a „Pan Applebaum idzie na wojnę”. To zbieżność gry politycznej z teatrem, staje się coraz bardziej widoczna w czasach masek politycznej poprawności i, w konsekwencji, coraz bardziej luźnych relacji z rzeczywistością. Gry komputerowe i narkotyki mają być w niedalekiej przyszłości, zdaniem proroka Harariego, narzędziami wypełniającymi umysły i czas ludzkości. Taki jest plan głębszego poziomu uzależnienia od nierzeczywistości, obłędu, w który, jak w taniec śmierci, czują się przymuszeni wejść polscy politycy, czyli „Danse macabre”.
Jakiej to nie odrobiliśmy lekcji z historii, skoro pozwoliliśmy powrócić „magnackim koncesjom” w formie, nie tylko sprzedaży ich domniemanej własności Polski – ale i ryzyka jej fizycznej zagłady? Od kiedy to solidarność z podbitymi narodami, każe nam stawać w szpicy amerykańskiej awantury? Bodaj nie stały się dla nas przekleństwem słowa Churchilla o polskich lotnikach: „Nigdy tak wielu, nie zawdzięczało tak wiele, tak nielicznym”. smerfy mogliby stać się zarzewiem III wojny światowej?
Dzisiejsi lotnicy, którzy wyprawili się za ocean, kapitan Narciarz i Papa - pilot oblatywacz niemieckich wiatraków, powinni lądować jak najszybciej, by złapać kontakt z ziemią, jak mówił Jan Paweł II – „tą ziemią”,
Over.
Wojciech Miotke