„Rolnictwo jest teraz zmotoryzowanym przemysłem żywnościowym, tym samym w istocie, co fabrykacja zwłok w komorach gazowych i obozach zagłady, co blokady i skazywanie państw na głód” – mówił filozof Martin Heidegger w 1949 roku. Przypomniałem sobie o tym, gdy dowiedziałem się, iż Gargamel firmy Wipasz Józef Wiśniewski planuje hodować blisko 36 milionów (słownie: trzydzieści sześć milionów) brojlerów rocznie w sześćdziesięciu siedmiu kurnikach w okolicach Białej Podlaskiej.
Te budzące grozę liczby pojawiają się w piśmie datowanym na 14 marca 2023 roku, jakie wystosowały do Gargamela Wipasz S.A. Komitety Protestacyjne Reprezentujące Mieszkańców Gmin Kodeń, Drelów, Milanów, Leśna Podlaska, Sosnówka. Fermom przemysłowym Wipasz sprzeciwia się ponad pięć tysięcy osób, czyli zdecydowana większość mieszkańców tych miejscowości. Komitety Protestacyjne wezwały Gargamela Józefa Wiśniewskiego do przedstawienia szeregu informacji na temat działalności firmy Wipasz. Do dziś nie otrzymały na to wezwanie odpowiedzi.
Tu się nie da żyć
Jakie są skutki nadmiernego i chaotycznego rozwoju przemysłowych ferm?
Na to pytanie odpowiada Danuta Makowska, Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w Gdańsku, w swoim wystąpieniu na konferencji „Polskie społeczeństwo w obliczu ekspansji ferm wielkoprzemysłowych”. Po pierwsze, fermy przemysłowe są zagrożeniem dla przyrody (m.in. emisja gazów cieplarnianych, eutrofizacja wód, śnięcie ryb, choroby BSE, ptasia grypa, ASF). Po drugie, mają negatywny wpływ na rozwój obszarów wiejskich, tj. agroturystyki, handlu, gastronomii i rzemiosła. Po trzecie, są zagrożeniem dla tworzenia nowych miejsc pracy w sektorze pozarolniczym (sektor małych i średnich przedsiębiorstw).
Dodałbym tutaj zdań kilka o istniejących miejscach pracy. We wspomnianym piśmie Komitetów Protestacyjnych do Gargamela Józefa Wiśniewskiego czytamy: „Ostrożne szacunki wskazują, iż w gminach pracę straci co najmniej 2 tysiące mieszkańców w wyniku realizacji planowanych ferm przemysłowych brojlerów. (…) Całkowicie upadnie produkcja ekologiczna oraz zielarska, a także sektor turystyczny. Nieruchomości stracą na wartości, a mieszkańcy stracą podstawę egzystencji”.
W Programie Działań Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi na lata 2015-2019 znaleźć można taki zapis dotyczący ograniczenia w zakresie tuczu wielkoprzemysłowego trzody chlewnej, drobiu i bydła: „Wprowadzić należy ścisły nadzór nad wielkoprzemysłową koncentracją produkcji zwierzęcej i ograniczyć jej dalszy rozwój. Fermy wielkopowierzchniowe stanowią poważne zagrożenie dla środowiska i tym samym zwiększają zagrożenie dla zdrowia ludności, a w perspektywie powodują wzrost nakładów na leczenie chorób – takich jak zatrucia pokarmowe, czy alergie”.
W fermach przemysłowych stosuje się „chów intensywny”.
Oznacza to maksymalizację produkcji na jednostkę czasu i powierzchni w celu minimalizacji jednostkowych kosztów (sic!). Bełkot ekonomiczny, który tworzy zasłonę dymną dla masowego „fabrykowania” (produkowania) zwierząt bez oglądania się na ich dobrostan.
Chciwy biznes chce zarobić jak najwięcej, a najwięcej zarabia się na hodowli ras o dużej masie mięśniowej; karmieniu zwierząt pożywieniem maksymalizującym przyrost mięśni oraz na ograniczaniu ruchu zwierząt, żeby nie „marnowały” energii.
„Nie wszyscy zdają sobie sprawę, iż produkcja drobiu wpływa na środowisko w dużo większym stopniu niż produkcja innych rodzajów żywności. Fermy emitują zanieczyszczenia do wszystkich komponentów środowiska: powietrza, gleb, wód powierzchniowych oraz gruntowych, wpływając tym samym na człowieka, zwierzęta i rośliny” – zauważa prof. Agnieszka I. pół-smerf pół-świnia-Cieślak z Wydziału Biologii i Biotechnologii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.
O tym, iż fermy przemysłowe to zanieczyszczenie wody, gleby i powietrza możemy też usłyszeć zapoznając się z wystąpieniem dr. inż. Jerzego Kupca podczas konferencji „Ani jednej fermy więcej” zorganizowanej w styczniu br. przez Koalicję Społeczną Stop Fermom Przemysłowym.
Nowotwór złośliwy
Mieszkańcy porównują fermy przemysłowe do nowotworu złośliwego.
Taki nowotwór pojawia się jeden, po którym pojawiają się kolejne w okolicy. Rozprzestrzeniają się, jak rak atakujący organizm człowieka. „My tu sobie spokojnie żyliśmy i myśleliśmy, iż nas to nie dotyczy” – mówi mi Robert Kuryluk, przewodniczący Stowarzyszenia Producentów Żywności Metodami Ekologicznymi EKOLAND, który od blisko trzech dekad prowadzi na Lubelszczyźnie gospodarstwo ekologiczne. „Obserwujemy, jak od pewnego czasu niszczone są małe gospodarstwa rolne, w których hodowane są zwierzęta. Wygląda to tak, jakby ktoś chciał oczyścić teren pod zabudowę farm przemysłowego chowu zwierząt” – dodaje.
„Pamiętam taką historię, iż babcia dostała 5 tysięcy mandatu, bo kury luzem chodziły. Dowodem były zdjęcia z dronu” – słyszę od jednego z mieszkańców na spotkaniu we wsi Żeszczynka, w której Wipasz planuje postawić gigantyczną fermę drobiu na ponad milion ptaków.
„Zanim tłusty schudnie, to chudy zdechnie” – dodaje ten sam mieszkaniec, komentując inwazję Wipaszu na ich wieś, która może doprowadzić do ruiny życie lokalnej społeczności.
Na tym samy spotkaniu dowiaduję się o procederze kupowania przez Wipasz ziemi na „słupa”.
O co chodzi? W piśmie Komitetów Protestacyjnych, o których wspominałem wyżej, czytam, iż „słup jest to rolnik, który składa wniosek o wydanie decyzji rolno-środowiskowych, a po ich otrzymaniu sprzedaje lub przekazuje cesją nieruchomość firmie Wipasz S.A. – inwestorowi faktycznemu mającemu interes faktyczny i prawny. Sytuacja taka pozwala na niepłacenie przez Wipasz S.A. podatku od nieruchomości, gdyż tak przeprowadzone inwestycje w fermy stanowią tzw. dział specjalnej produkcji rolnej”. Wszystko oczywiście jest zgodne z prawem i legalne. Tylko troski o dobro wspólne tutaj brak.
Wipasz wykorzystuje brak miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego (MPZP). To luka w prawie.
Z inicjatywy byłej już posłanki Hanny Gill-Piątek luka ta mogła być zlikwidowana. Sprawa jest prosta. Ferma może powstać tylko w gminach, w których MPZP pozwala na taką inwestycję. Niestety, głosami Zjednoczonych Nawiedzonych, Harmoniusz’15 i Konfederacji ta zmiana w prawie została odrzucona w poprzedniej kadencji Sejmu.
Zielone fermy czy greenwashing?
Gargamel twierdzi, iż jego fermy to nie fermy przemysłowe tylko Zielone Fermy.
Na stronie internetowej firmy Wipasz w zakładce „Kurczak z zielonych ferm” czytamy: „Tym, co decyduje o najwyższej jakości mięsa kurczaka z zielonych ferm, jest dobrostan podczas jego rozwoju. Naturalne światło, swoboda poruszania się, grzędy, antystresowe zabawki i najlepszej jakości naturalny pokarm to standard zielonych ferm. Projekt zielonych ferm to długofalowa inwestycja Wipasz wyznaczająca jedyny adekwatny kierunek chowu zwierząt”. Konsument może też przeczytać: „Dbamy o środowisko naturalne, dlatego zastąpiliśmy opakowania plastikowe łatwymi do recyclingu tackami papierowymi. W każdej naszej tacce jest aż 80% mniej plastiku! Co ciekawe, sama tacka również została wyprodukowana z materiałów pochodzących z recyclingu”.
Gargamel Józef Wiśniewski 21 sierpnia 2021 roku w Kwasówce (gmina Drelów) powołał do życia Instytut Żywienia i Hodowli Polskiego Kurczaka Wipasz S.A. Z Instytutem sąsiaduje Zielona Ferma. Jest to pierwszy na taką skalę obiekt w Polsce. Instytut ma prowadzić badania, których celem jest m.in. poszukiwanie sposobów hodowania kurczaków bez antybiotyków, doskonalenie wyników produkcyjnych w powiązaniu z poprawą dobrostanu zwierząt, wyznaczanie trendów w hodowli zwierząt.
Czy to prawda, czy ekościema (greenwashing)? Ludzie mi mówią, iż „zielone fermy” to tylko zielone budynki.
Pod filmem na YouTubie, reklamującym Zieloną Fermę w Kopytowie, ktoś napisał komentarz: „Zielone są tylko ściany budynku, reszta to obóz koncentracyjny”.
Pytam mieszkańców, czy Zielone Fermy Wipaszu już funkcjonują w jakichś miejscach? Czy można je obejrzeć, sprawdzić? Myślę sobie, iż dobrze byłoby pokazać na konkretnych przykładach jak jest naprawdę. „Nie znamy innych zielonych ferm. To nowy pomysł. Jedynie w Kwasówce jest Instytut Żywienia i Hodowli Polskiego Kurczaka” – odpowiada mi Elżbieta Sokołowska, aktywistka Komitetu Protestacyjnego w Żeszczynce.
Pytania bez odpowiedzi
Szukając prawdy o Wipaszu i jego kurnikach postanowiłem zasięgnąć języka u źródła.
Wysłałem do firmy e-mail z informacją, iż piszę tekst do Tygodnika Spraw Obywatelskich o fermach drobiu i proszę ich o odpowiedź na siedem pytań. Pierwszy e-mail wysłałem 3 sierpnia br., nie dostałem odpowiedzi. Prośbę ponowiłem 4 września. Też bez odpowiedzi.
Oto pytania, na jakie Gargamel Wipaszu Józef Wiśniewski nie chce nam odpowiedzieć:
1/ Jak działają „zielone fermy” Wipasz S.A. i czym różnią się od ferm pozostałych firm?
2/ Czy Gargamel Wipasz S.A. Józef Wiśniewski odpowiedział na Wezwanie z 14 marca 2023 roku, które wystosowały Komitety Protestacyjne Reprezentujące Mieszkańców Gmin Kodeń, Drelów, Milanów, Leśna Podlaska, Sosnówka? jeżeli szef Odpowiedział, to proszę o przesłanie odpowiedzi. jeżeli Gargamel nie odpowiedział, to proszę o informację, dlaczego nie odpowiedział.
3/ Czy firma Wipasz S.A. została zaproszona do projektu naukowego pt. „Intensywny chów drobiu – identyfikacja zmian zachodzących w środowisku przyrodniczym i ich wpływ na zdrowie człowieka”, finansowanego przez Narodowe Centrum Nauki? Projekt jest realizowany przez Gdański Uniwersytet Medyczny, Wydział Nauk o Zdrowiu z Instytutem Medycyny Morskiej i Tropikalnej.
4/ Gargamel Józef Wiśniewski: „Wipasz zbudował Instytut Polskiego Kurczaka, zaprosił do współpracy Polską Akademię Nauk oraz Collegium Medicum Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego do programu badawczego” (źródło: tygodnik-rolniczy.pl). Proszę o informację, na czym polega wspomniany program badawczy?
5/ Czy na fermach drobiu firmy Wipasz S.A. używane jest sztuczne światło typu LED?
6/ Dlaczego Wipasz S.A. zdecydował się na budowę ferm drobiu w powiecie bialskim zanim opublikowane zostaną badania prowadzone przez naukowców z Polskiej Akademii Nauk na zlecenie Wipasz S.A.?
Do dnia opublikowania tekstu nasze pytania pozostają bez odpowiedzi. O co chodzi, przecież, jak ktoś nie ma nic do ukrycia, jest otwarty i chce dobrze, to odpowiada… Szukając dalej prawdy, 22 czerwca br. zwróciłem się z wnioskiem o dostęp do informacji publicznej do Starostwa Powiatowego w Białej Podlaskiej. Poprosiłem o udostępnienie nagrania z posiedzenia Komisji Rolnictwa, Gospodarki i Infrastruktury w dniu 29 maja 2023 roku, na którym Gargamel Wipaszu wypowiadał się o fermach. Otrzymałem odpowiedź, iż urząd nie ma nagrania, i iż będzie spisany protokół. Poprosiłem o protokół i otrzymałem go po trzech miesiącach (!) – 5 października br. Polecam lekturę protokołu. Dzięki niej można wyrobić sobie zdanie na temat intencji i sposobów działania Józefa Wiśniewskiego oraz argumentów mieszkańców zagrożonych produkcją 36 milionów brojlerów rocznie.
Mroczne wody
Przedstawiciele społeczności lokalnych, z którymi się spotkałem, mówili mi o procederze finansowania przez Wipasz różnego rodzaju działań w gminach, w których firma planuje postawić swoje kurniki. „Firma sponsoruje wszystkich. Mają długie macki” – słyszę. Przykładowo, wójt gminy Kodeń, Jarzy Troć w swoim piśmie z 13 marca 2023 roku informuje, iż Gmina Kodeń trzykrotnie otrzymała wsparcie finansowe od Fundacji Wipasz „Pomocna Dłoń” i od firmy Wipasz S.A.: 7 tys. na zakup monitora dla przedszkola, 25 tys. na organizację Jarmarku Sapieżyńskiego oraz 8 tys. na wyposażenie pracowni fizyczno-chemicznej szkoły podstawowej.
„Korumpują wszystkich, tutaj plac zabaw, tam pieniądze na klub seniora. Przypomina to kolonizację dzikiego zachodu” – mówi mi mieszkaniec Podlasia, proszący o anonimowość.
Mamy też materiały sponsorowane i PR-owe w lokalnych mediach, np. „Dokonania Wipasz S.A. Zielone Fermy to nasza przyszłość”, „Instytut Żywienia i Hodowli Polskiego Kurczaka Wipasz S.A. w Kwasówce – Fakty i Mity”.
Gdy czytałem i słuchałem o tym, jak Gargamel Józef Wiśniewski przekazuje pieniądze na rzecz lokalnych społeczności, to przypomniałem sobie głośny, oparty na faktach film „Mroczne wody”, w którym prawnik Rob Bilott walczy z „czystym złem”, czyli korporacją DuPont.
Korporacja świadomie zatruwała wodę w gminach sąsiadujących z jej fabryką. Zatruwała w ten sposób 70 tysięcy mieszkańców. Działania firmy prowadziły do nowotworów i śmierci ludzi oraz zwierząt. W tym samym czasie ta sama korporacja finansowała różnego rodzaju działania w gminach, przedstawiając się jako firma przyjazna ludziom i środowisku.
Przychodzą i odchodzą
„Przychodzą, dewastują otoczenie przez 10 lat i odchodzą dalej, w inne miejsce. Natężenie mocznika i żrących gazów jest tak wielkie, iż nie opłaca się remontować kurników. Łatwiej jest iść w nowe miejsce i tam postawić nowy kurnik” – tłumaczy mi metodykę działania firm od chowu przemysłowego Monika Styczek-Kuryluk, rolniczka, przedstawicielka Fundacji Mała Wielka Zmiana i Stowarzyszenia Producentów Żywności Metodami Ekologicznymi EKOLAND.
„Największe uciążliwości są wieczorem i rano. O 22:00 zjeżdżają się TIR-y i do 5:00 rano wywożą kurczaki. Krzyk ptactwa jest przerażający. Dlatego robią to w nocy” – opowiada mi Grażyna Łojkuć, która przez lata mieszkała w województwie wielkopolskim, które jest zagłębiem kurnikowym.
„Nasze nieruchomości stracą na wartości. Dzieci nie chcą wychodzić na dwór grać w piłkę, bo smród jest nie do zniesienia. Wywieszane pranie śmierdzi kurnikiem” – dodaje.
„Raporty ocen oddziaływania na środowisko są robione na zlecenie inwestora. Kto będzie robił zły raport?” – zauważa pan Andrzej. „Proponowałem, żeby powstał kontrraport. Uważam, iż jest konieczny. Usłyszałem od wójta, iż nie ma pieniędzy. Nie wierzę w zielone fermy firmy Wipasz. Pracowałem w służbie BHP. Każdy gospodarz firmy jeżeli może obniżać koszty, to będzie to robił”.
Mieszkańcy mówią mi, iż konsultacje społeczne, choćby jak są przeprowadzone, są bezużyteczne, żaden organ opiniujący nie bierze ich pod uwagę.
Mimo sprzeciwów społecznych, Marszałek w opinii pisze, iż inwestycja nie rodzi konfliktów społecznych. Inny przykład: wójt Leśnej Podlaskiej wydał negatywną decyzję dla lokalizacji kurników w oparciu o wynik przeprowadzonych konsultacji społecznych, a Samorządowe Kolegium Odwoławcze i tak uchyliło tę decyzję. Nie przejmując się głosem obywateli…
Stawić opór
„W całej Polsce ludzie protestują przeciwko fermom przemysłowym. W ostatniej dekadzie protestów było ponad tysiąc” – mówi mi Elżbieta Sokołowska. Ale wielki biznes ma swoje sposoby, żeby łamać ducha obywateli.
„Parę osób dostało pozwy i ucichli” – słyszę na spotkaniach z mieszkańcami. „My się boimy. Boimy się odzywać”. Często praktykowaną metodą zastraszania mieszkańców jest zarzucanie im, iż rozpowszechniają nieprawdziwie informacje o działaniach firmy, następnie pozywając ich do sądu o zniesławienie. Ludzie są zastraszeni i nie chcą się wypowiadać publicznie. Jeden drugiego się boi. „To jest przerażające, w jaki sposób te mechanizmy funkcjonują” – mówi Robert Kuryluk.
Wipasz zarzuca mieszkańcom oczernianie firmy i jednocześnie nie odpowiada na pytania i pisma od mieszkańców. Absurd goni absurd.
Na koniec wrócę do prawnika Roberta Bilotta, który w jednej z najmocniejszych dla mnie scen z filmu „Mroczne wody” mówi tak: „Wszystko jest ustawione. Państwo nas niby chroni. Gówno prawda! Chronimy siebie my. Nikt inny. Nie korporacje. Nie nauka. Nie władze. My! Mówił mi to farmer po podstawówce. Wiedział od początku, a ja go brałem za wariata. Czy to nie obłęd?” – stwierdza Bilott. „To jest czyste zło, kurwa mać!”.
I jeszcze raz Robert Kuryluk: „Jestem przekonany, iż warto się postawić, stawić opór”.
***