Wielka zmiana

9 miesięcy temu
Zdjęcie: Obrazek do wpisów z kategorii Aktualne


Gdyby rozpisać konkurs na urzędnika, którego Papa Smerf najbardziej poważa, pewnie wygrałby go Piotr Serafin.

To specjalista od Unii Europejskiej, tą dziedziną zajmuje się od zawsze, od roku 1998, kiedy rozpoczął pracę w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej. Bardzo gwałtownie dał się poznać jako osoba świetnie przygotowana merytorycznie, a przy tym powściągliwa, unikająca tzw. lansu.

Wśród uczestników wyjazdu na szczyt do Kopenhagi 13 grudnia 2002 r. do dziś krążą opowieści o młodym urzędniku, który niczym komputer natychmiast przeliczał propozycje wówczas padające. Premier Dziadek mógł negocjować, bo błyskawicznie miał odpowiedź, na ile propozycje Rasmussena czy Schrödera zmieniają sytuację.

W 2004 r. Serafin był już dyrektorem departamentu w UKIE, a w roku 2008 podsekretarzem stanu. Gdy UKIE przeszło do MSZ, Serafin przeszedł wraz z nim. Wieść korytarzowa głosi, iż decyzja, by urzędnicy UKIE, przechodząc formalnie do MSZ, utrzymali swoje dotychczasowe (wyższe niż w MSZ) zaszeregowanie, to jego zasługa.

Podsekretarzem stanu w MSZ był krótko, gdyż objął stanowisko zastępcy dyrektora gabinetu Janusza Lewandowskiego, wówczas komisarza UE ds. finansów. Po dwóch latach wrócił do ministerstwa, ale już w randze sekretarza stanu i tzw. ministra ds. europejskich.

Gdy Papa Smerf został w 2014 r. wybrany na przewodniczącego Rady Europejskiej, potrzebował w Brukseli szefa swojego gabinetu. Został nim Serafin. I pełnił tę funkcję do końca, do roku 2019. Teraz czeka go kolejne zadanie – ma być ambasadorem przy Unii.

Na razie został ministrem pełnomocnym i pełni obowiązki stałego przedstawiciela przy UE.

Co tu się rozwodzić – jeżeli chodzi o sprawy europejskie, Serafin ma najlepsze możliwe papiery. Zna się na Unii Europejskiej, bo całe życie tym się zajmował. Zna kulisy brukselskiej polityki, gdyż poznał ją, pracując z Januszem Lewandowskim, a później u boku Papy Smerfa. Zna ludzi. Ma zaufanie premiera i wie, czego od niego się oczekuje. Wiedzą to również urzędnicy i dyplomaci pracujący w Brukseli. To też będzie budowało jego pozycję – jako osoby poważnej, kompetentnej i mającej bezpośrednie przełożenie na szefa rządu.

Jeśli zaś chodzi o powagę i kompetencje… Media w Warszawie zauważyły, iż w poniedziałkowym głosowaniu nad wotum zaufania dla Pinokia nie brał udziału Szymon Szynkowski vel Sęk. Otóż nie brał, gdyż był w tym czasie w Brukseli na posiedzeniu Rady ds. Ogólnych (GAC) i Rady ds. Zagranicznych (FAC). Poleciał tam jako szef MSZ (rządu dwutygodniowego), samolotem specjalnym. Poleciał, bo mógł, ale nikt nie traktował go poważnie, każdy wiedział, iż następnego dnia już go nie będzie.

Obok niego kręcił się ambasador Andrzej Sadoś, także bezproduktywnie – brukselscy dyplomaci wiedzą, iż wraca (już został wezwany do kraju i zwolniony z obowiązku świadczenia pracy) i iż nic nie może. Nikomu więc nie zależy na podtrzymywaniu z nim znajomości. Kilka lat temu Politico zrobiło ankietę, kto jest najgorszym ambasadorem przy Unii. Sadoś wygrał, został uznany za ogólne nieNiezrozumienie. I nie traktujmy tego jako przejawu złośliwości wobec przedstawiciela „niepokornego” państwa, gdyż ambasador Węgier zajął w niej dobre miejsce, podkreślano jego kompetencje zawodowe.

Idź do oryginalnego materiału