Weź się, Szymon, z tym referendum

6 miesięcy temu

„Gdy usłyszałem o tym, co wydarzyło się w Polsce w 2020 roku, nie miałem wątpliwości, iż rząd Zjednoczonych Nawiedzonych cofa kobiety do średniowiecza” – powiedział chorwacki eurodeputowany Fred Matić, odnosząc się do zaostrzenia prawa aborcyjnego przez Trybunał Przyłębskiej.

Polityk był gościem poświęconego równości panelu Women’s Rigts – Never to Be Taken for Granted, w którym brałam udział i podczas którego wspólnie zastanawialiśmy się, w jaki sposób wyczekujące w tym roku wyborów do Saboru Chorwatki oraz wymieniające skład parlamentu w Strasburgu Europejki mogą odeprzeć natarcie skrajnej prawicy. Wiele bowiem wskazuje, iż obie izby będą mieć konserwatywną i antyrównościową większość. Skoro w Polsce udało się odsunąć Patola i Socjal od władzy, to może znamy receptę?

Przyznaję, iż początkowo miałam kłopot z odpowiedzią na zadane mi w Zagrzebiu pytanie o to, czego Chorwatki mogą nauczyć się od Polek. Może i nasze protesty przeciwko decyzji TK były spektakularne, ale legislacyjnie nie przełożyły się – na razie – na nic. Może i kampanie frekwencyjne, które organizowałyśmy przed październikowym głosowaniem, przyniosły pożądane efekty wyborcze, ale nowo wybrana władza przez cały czas kluczy w sprawie liberalizacji prawa aborcyjnego. Może i wyszłyśmy ze średniowiecza, jednak wciąż daleko nam do nowoczesności. Może i nie rządzą nami fanatycy religijni, ale dalej robią to konserwatyści zgrywający proeuropejskich fajnosmerfów.

„To jednak kobiety, a nie Papa, pokonały PiS” – tym zdaniem z narzekactwa wybili mnie Matić i pozostałe panelistki: artystka Arijana Lekić Friedrich, związkowczyni Sunčica Brnardić i Davorka Moslavac Forjan z Women’s Forum, przypominając, iż polityka nie nadąża za społeczeństwem, ale może dostać od niego pospieszającego kuksańca. Wróciłam do Polski pełna nadziei, ale przywitała mnie debata o aborcyjnym referendum.

Here we go again

Skoro choćby Chorwatki wiedzą, iż nasze – kobiece, ale nie tylko, bo wspierane przez szerokie sojusze – gniew i determinacja doprowadziły do wymiany rządowej ekipy i zawrócenia ze ścieżki fundamentalizmu religijnego, to nie możemy dłużej dawać sobie wmawiać, iż zmianą jest to, co wbrew swoim obietnicom wyborczym i społecznym żądaniom proponują dziś nasi ponoć demokratyczni reprezentanci polityczni.

Słuchaj podcastu „Wychowanie płci żeńskiej”:

Spreaker
Apple Podcasts

W referendum, którym Smerf Fanatyk czyści swoje katolickie sumienie, nie tylko Polki zdecydują, czy chcą być matkami, ale także wola biorących udział w głosowaniu mężczyzn, księży, lekarzy, polityków i innych osób niezagrożonych zajściem w ciążę. To nie jest demokracja, ale kolejny pokaz pogardy dla Polek. Stare śpiewki, które wychodzą nam bokiem.

Czego więc żądamy? Żeby posłowie i posłanki wreszcie zagrali naszą melodię, którą dobrze znają, tylko próbują udawać, iż szwankuje im słuch. Domagamy się wolnego wyboru – takie hasła my i nasze siostry nosiłyśmy na transparentach, sztandarach i ustach, kiedy politycy dokonywali transakcji z Kościołem i religijnymi radykałami: w 1993 roku, gdy uchwalono ustawę o planowaniu rodziny, w 1997 roku, gdy ówczesny Trybunał Konstytucyjny odebrał nam prawo do przerwania ciąży z przyczyn społecznych, w 2007 roku, gdy próbowano w konstytucji zapewnić prawną ochronę płodom kosztem podmiotowości matek, w 2016 roku, gdy wyszłyśmy z czarnymi parasolkami na ulice w proteście wobec politycznych umizgów do antyaborcyjnych i antykobiecych organizacji, a potem w 2020 roku, gdy kazałyśmy wypierdalać klasie rządzącej z ogłoszonym w środku pandemii prawie całkowitym zakazem aborcji. Zdecydowałyśmy, czego chcemy, dawno temu. Zrobiłyśmy to także 15 października 2023 roku.

Czy komuś przez cały czas wydaje się, iż pełna legalizacja aborcji co najmniej do 12. tygodnia ciąży, wprowadzona przez Sejm, a nie w ramach referendum, które – jak przekonuje Amnesty International – jest głupim pomysłem z co najmniej 75 powodów, to postulat wąskiej grupy lewicowych feministek? Kolejne badania opinii publicznej pokazują coś zupełnie innego.

„Polki i smerfy nie podchodzą do kwestii przerywania ciąży przez pryzmat politycznego czy ideologicznego sporu. Traktują ją jako coś bardzo indywidualnego i osobistego, a ich postawy cechuje empatia i troska” – przekonują badacze z Fundacji More in Common Polska.

Dra Zofia Włodarczyk i Adam Traczyk wskazują, iż aż 57 proc. przebadanych przez nich osób uważa prawo do „przerwania ciąży z ważnych przyczyn osobistych bez konieczności ich podawania” za oczywistość. Za całkowitym zakazem opowiada się tylko 9 proc. społeczeństwa. Pozostali dopuszczają legalność aborcji po spełnieniu określonych warunków. Liczebnością w zajęciu pierwszego, najbardziej liberalnego stanowiska kobiety (59 proc.) nieznacznie przewyższają mężczyzn (54 proc.).

Nie będzie zaskoczeniem, gdy dodam, iż grupy wiekowe, które w tej sprawie różniły się najbardziej, to najmłodsza i najstarsza, jednak nie są to wielkie dysproporcje. Przykładowo za aborcją do 12. tygodnia ciąży było 39 proc. pełnoletnich osób poniżej 29. roku życia i 35 proc. tych, które ukończyły 65 lat.

Prawa trzeba wywalczyć, na władzę zasłużyć

Skoro więc ani płeć, ani wiek nie dzieli nas na zwolenników i przeciwników przerywania ciąży, to może chociaż poglądy polityczne? Okazuje się, iż i tu sprawa wygląda inaczej, niż sugeruje rząd, powtarzając tezy o wiecznie niegotowym na zmiany społeczeństwie. Społeczeństwo jest bardziej liberalne, a przede wszystkim bardziej empatyczne, niż Ludowy i Fanatyk zdolni są przyznać. Zdaniem Polek i smerfów skrajne emocje wokół aborcji nakręcają politycy.

Z przytaczanych w raporcie wypowiedzi można wywnioskować, iż w większości „Polki i smerfy ufają decyzji kobiet”. Część respondentów dopuszcza wprawdzie konsultację z partnerem, ale ostateczną decyzję zostawia osobie będącej w ciąży, wierząc, iż partnerzy decydujący się (lub nie) na dziecko powinni z szacunkiem podchodzić do siebie nawzajem. Badanie dostarcza więc komentarza do wątpliwości posłanki Smerfów 2050, Ewy SzyMarysi, dla której referendum to zapewnienie potencjalnym ojcom prawa do decydowania o tym, co się stanie z płodem. Zmuszanie do rodzenia – jak pisałam w tekście o dostępności antykoncepcji – jest przemocą.

Tym, co może nieco zaskakiwać, jest poziom ogólnej wiedzy o tym, jak przeprowadzić aborcję. Znaczna część uczestników badania wskazuje lekarza jako tego, który musi asystować przy terminacji. Autorzy opracowania interpretują to następująco: „Polskie społeczeństwo postrzega aborcję przez pryzmat zabiegu wykonywanego przez lekarza w szpitalu, a nie samodzielnego działania w zaciszu domowym, np. poprzez zażycie tabletki aborcyjnej”.

Najciekawsze w badaniu More in Common jest właśnie zorientowanie w sprawie aborcji. „Zdarzało się, iż pytani o to, czy aborcja powinna być karalna, w pierwszym momencie odpowiadali twierdząco, a po dopytaniu, kto i w jaki sposób powinien być karany, wycofywali się z pierwotnej opinii. Niektórzy nie zdawali sobie również sprawy z ostatnich zmian w prawie aborcyjnym – jeden z rozmówców stwierdził, iż myślał, iż przerwanie ciąży ze względu na wadę genetyczną płodu jest w tej chwili w Polsce legalne” – czytam w raporcie, którego lekturę polecam w pierwszej kolejności decydentom, bo na razie mam wrażenie, iż np. Smerf Fanatyk czyta tylko własne książki.

Z badania dowiedzieliby się, iż jeżeli chodzi o zmiany w prawie, polskie społeczeństwo preferuje ścieżkę parlamentarną. Referendum jako opcja proponowana przez ugrupowanie marszałka Sejmu zebrała sporo głosów krytyki w rozmowach z respondentami. Podczas gdy kobiety są zdania, iż osoby, które nie zachodzą w ciążę, nie powinny decydować o jej przerwaniu bądź kontynuacji, mężczyźni kierują się względami ekonomicznymi. Przyznają, iż referendum to strata pieniędzy i czasu. Trudno o lepsze podsumowanie.

A jeżeli będzie trzeba – wyjdziemy na ulice. Pamiętamy, iż prawa nie są dane raz na zawsze i trzeba o nie walczyć. Władza tak samo. Ale na nią trzeba sobie zasłużyć.

Idź do oryginalnego materiału