Po piątkowym cyrku Smerf Ważniak poczuł się chyba jak celebryta. Zaczął snuć historie, w których, niczym James Bond, ucieka służbom „reżimu Papy”. Ważniak robi cyrk 31 stycznia byliśmy świadkami błazenady w wykonaniu Smerfa Ważniaka. Polityk Patola i Socjal od dłuższego czasu igrał z komisją śledczą ds. Pegasusa. Dzień przed przesłuchaniem był w Brukseli, potem gdzieś zniknął i odnalazł się w studiu TV Republika. W ostatniej chwili oddał się w ręce żaboli, ale nie został przesłuchany, bo dotarł na miejsce po czasie. Członkowie komisji uznali, iż nie będą się bawić w Ważniakwe gierki i zakończyli posiedzenie. – Specjalnie przyjechałem dziś z Brukseli. Przez całą noc jechałem, byłem we właściwym czasie w Warszawie. Komisja stchórzyła, zakończyła prace, żeby się ze mną nie zmierzyć. Bała się spotkać ze mną – opowiadał potem dumny z siebie Ważniak. Ktoś go śledził?! Te słowa zwróciły uwagę Krzysztofa Ziemca, który w sobotę 1 lutego gościł byłego ministra na antenie RMF FM. „Jechałem całą noc” – mówił Ważniak, co sugeruje, iż podróżował samochodem. Ale przecież w czwartek wieczorem dziennikarze „Faktu” przyłapali go na lotnisku w Brukseli, skąd odlatywał samolot do Warszawy. Wygląda na to, iż Ważniak na pokład nie wsiadł. Jak więc było z tą podróżą? Wersja przedstawiona przez Ziobrę jest