Zagłębiając się nieco w nowy pontyfikat (tak chyba to się nazywa) trzeba powiedzieć, iż rewolucji to raczej nie będzie. Bo niby dlaczego i po co? Tam będzie tak jak zawsze. Kontynuacja linii moralno-politycznej znanej od stuleci, podlegającej tylko od czasu do czasu drobnym korektom wymuszonym przez okoliczności przyrody. Dotyczy to także osobowości władców zasiadających na tzw piotrowym tronie. W zasadzie bez wyjątku były to ludzkie mendy, moralne bioodpady, upajające się władzą i nieszczęściem poddanych.
Kościół nowożytny nieco skorygował kurs, no bo owe wspomniane okoliczności przyrody tego wymagały, jawni mordercy, gwałciciele, psychopaci i kurwiszony nie za bardzo się już sprawdzały, więc nie to, iż ich wyeliminowano, co to to nie, oni po prostu zeszli do podziemia, a ich potomkowie realizowane są do dziś, dobrze się mają, kultywują tradycje przodków, oraz rządzą Watykanem z drugiego rzędu, zakulisowo, wrogów bezwzględnie czasem eliminując. Już może nie to, iż w świetle reflektorów wrogów owych bez pardonu duszą, czy wpychają sztylet w serce, ale zawały, udary czy ciężkie zatrucia pokarmowe jak najbardziej są na czasie.
Uważam przeto, iż Leon Zawodowiec z numerem XIV będzie sobie trwał jak trwali poprzednicy, nie narażał się będzie zanadto (za młody na umieranie) i kilka zrobi, a w zasadzie nic nie zrobi, tak jak za bardzo nic nie zrobili jego poprzednicy, poza dobrą miną i nieustannym mizdrzeniem się do przygłupiej publiki. Lenie, pozerzy, mniej lub bardziej udolni patocelebryci.
Znany nam co nieco, bo nasz z krwi i kości niestety, Giovanni Paolo Karolus Wojtylus Vatikanus, konsekwentnie utrzymywał w tym skansenie ów odwieczny burdel i kilka zrobił, żeby zmienić sytuację. W zasadzie nie miał w tym interesu. Pochłaniały go podróże, podniecały wiwaty tłumów (doświadczał z tego powodu erekcji choćby w wieku lat 75-ciu), euforia życia dawało czochranie mu ptaka przez Dona, więc nic dziwnego, iż przymykał oko, jak i poprzednicy przymykali (oraz następcy nie inaczej) na wszystkie problemy mogące mu zaburzyć euforia z kolejnego poranka bycia przy jakim takim zdrowiu i w jakiej takiej kondycji, nie wspominając już o ewentualnej bratniej duszy u boku. Wyżywał się w encyklikach, których nikt nie czytał, bo i po co. choćby Mróz pisze lepiej, nie wspominając o Cobenie.
Nie ruszał go tym samym import z państw dotkniętych nieszczęściami (w tym nadmiernym katolicyzmem) sierot o różnym kolorze skóry, by potem można je było umieszczać w domach dziecka i opieki prowadzonych rzecz jasna przez siostry zakonne. A tam już dostęp do konfitur dla dewiantów był niezwykle łatwy. Ofiary podawane wręcz na tacy. Tak kręcił się interes, kto wie czy dalej się tak nie kręci.
Zaś co do tych wspomnianych sióstr … One też miały pod górkę. Wielokrotnie apelowały do Giovanni Paolo Vatikansua, by nie przymykał oka na to się z nimi dzieje, a zwłaszcza, żeby zwrócił uwagę na ich, czyli sióstr (już pal sześć z tymi dziećmi) systemowe wręcz wykorzystywanie. I nie chodzi już o to, iż były/są służącymi, co to upierz, ugotuj i posprzątaj, ale chodzi także, a może przede wszystkim, o konieczność świadczenia dużo bardziej wyrafinowanych usług. Watykańskie siostry, a w zasadzie wszystkie siostry jak leci, są bowiem traktowane jak dziewczyny na godziny. Nie powiem, iż to prostytutki, bo za dawanie dupy nie biorą kasy, ale z pewnością można je uznać za cynicznie wykorzystywane niewolnice seksualne. Przynajmniej te młodsze i odrobinę ładniejsze.
Księża i inni purpuraci heterycy (i heretycy) zamiast szlajać się po Rzymie i licznych jego agencjach towarzyskich nastawionych na obsługa watykańskiego establishmentu, wybierają wygodę i brak kosztów. Stąd siostry zakonne cieszą się i uznaniem i powodzeniem, przynajmniej wśród tych nieco mniej wymagających, o nie rozbuchanych jeszcze apetytach. Wojtylus Vatikanus o tym wiedział i kilka a w zasadzie nic z tym nie zrobił, głównie dlatego, iż nie chciał narażać się kolegom, zakręconym seksoholikom, wiedząc, iż niektórzy z nich są bardzo mściwi. Może choćby im zazdrościł, bo sam kiedyś gustował w paniach, ale z wiekiem mu się zmieniło, co u księży nie jest znów czymś niespotykanym.
Geje, czyli jak mówiła moja babcia pedały (postępowa prawica preferuje termin „pederaści”), miały i mają nieco gorzej, przynajmniej wedle mojej oceny, gdyż mimo pozornej, wielkiej dostępności towaru – wszędzie faceci w kieckach, nic tylko podwinąć, przycisnął do muru i dymać – aż tak łatwo wcale nie jest. Większość watykańskich gejów, zwłaszcza tych nieco już zasiedziałych, żyje w stałych raczej związkach, czasem długoletnich i niechętnie wystawiają się komuś innemu, poza stałym swym partnerem. Czasami tylko ulegają urokowi jakiegoś arcybiskupa, czy choćby kardynała, gdy wystawienie dupci wiąże się z perspektywą znaczącego i rychłego awansu, lub innych korzyści nie do odrzucenia.
W każdym razie wolnych gejów w Watykanie trochę jest, ale jak twierdzą znawcy tematu i bywalcy, nie zaspokaja to realnego zapotrzebowania. Popyt przewyższa nico podaż. Stąd większość napalonych na korkowanie odbytów, musi korzystać z gejowskich agencji, których w pobliżu murów Watykanu jest całkiem sporo i jak mówią plotki, na naprawdę wysokim poziomie są to instytucje. Wieczorami można zauważyć przeto chyłkiem przemykających na Via Santamaryja na ten przykład, kapłanów różnej maści i godności, w cywilkach rzecz jasna, by podymać jakiegoś słodziaczka w przybytku choćby pani Mirafiori.
Nowy papa ma lepiej o tyle, iż gdyby był odbytolubny, to z pewnością by mu kochanka dostarczyli do apartamentu, nie musiałby przemykać opłotkami do kamienicy pani Mirafiori, zaś jak wiemy z tak zwanych źródeł dobrze poinformowanych, Leon nie jest waginosceptykiem tylko waginofanem. Do dyspozycji ma choćby tzw. gosposię, którą wszędzie za sobą ciąga, jakoby Indiankę z jakiegoś Peru, czy innej Kolumbii. Więc gdzie on będzie miał czas zajmować się czymś innym? Stąd mój sceptycyzm co do znaczenia tego pontyfikatu. Amen!