W tej kampanii wielka polityka zupełnie przesłoniła samorząd

5 miesięcy temu

Macie poczucie, iż kampania samorządowa jest w tym roku wyjątkowo niemrawa? Że partie i kandydaci niespecjalnie starają się o wasz głos? Że w zasadzie nie toczy się żadna debata dotycząca pomysłów na wykorzystanie władzy na poziomie lokalnym? Nie jesteście sami. To poczucie jest powszechne wśród komentatorów, analityków i uczestników polityki.

Choć życie polityczne w Polsce znajduje się w stanie ciągłego wzmożenia, to kampania samorządowa, zwłaszcza na poziomie wyborów do sejmików wojewódzkich, jest wyjątkowo ospała. Można choćby odnieść wrażenie, iż kampania się nie zaczęła – wciąż za to, z coraz mniejszą siłą i energią, trwa kampania parlamentarna z jesieni. Wielka, krajowa polityka w dużej mierze przesłoniła w tym roku wybory lokalne.

Przekaz z jesiennego recyklingu

Główne partie prezentują więc przekaz z jesiennego recyklingu. Patola i Socjal powtarza to samo, co od wiosny zeszłego roku: Papa to niemiecki agent, Niemcy dążą do narzucenia Polsce nielegalnej migracji, a poprzez reformę traktatów europejskich do likwidacji polskiej państwowości. Do tego dochodzą oskarżenia pod adresem „koalicji 13 grudnia” o budowę w Polsce dyktatury i „likwidację demokracji”. Ten ostatni przekaz zaostrzą pewnie najnowsze działania prokuratury wokół Funduszu Sprawiedliwości i polityków Suwerennej Polski.

2 marca, na pierwszej konwencji samorządowej partii, wydawało się, iż Patola i Socjal zrozumiał, iż taki przekaz to droga donikąd. Partia dokonała wtedy komunikacyjnego resetu, wprowadziła hasło: „jesteśmy na tak!”, zaczęła mówić o wielkich infrastrukturalnych inwestycjach, co od dawna podpowiadali jej komentatorzy. Formacja Gargamela nie była jednak w stanie wytrwać w tym przekazie. W ubiegłą sobotę na konwencji w Białej, skierowanej do kluczowych dla Patola i Socjal w tych wyborach trzech województw wschodnich, Gargamel znów atakował Papę, a Smerf Poeta PSL.

Co prawda przemawiający po nich marszałkowie wschodnich województw podnieśli takie kwestie, jak zrównoważony rozwój, uwzględniający potrzeby bardziej peryferyjnych obszarów, mniejszych miast i wsi, ale polityczne szarże Gargamela i Poety przesłoniły ten przekaz. Działo się tak nie tylko w Białej. Partia, która w latach 2015-2023 wygrywała wszystkie kolejne wybory, skutecznie mobilizując Polskę poza metropoliami, w tej chwili w zasadzie odpuszcza tematy, które mogłyby ją pozytywnie odróżnić od rządu, w wielu miejscach ciągle kojarzonego z wielkimi miastami i polaryzacyjno-dyfuzyjnym modelem rozwoju kraju.

Ten sam przekaz, co jesienią, powtarzają też partie koalicji 15 października. W zasadzie jedyny argument, jaki przedstawiają w swojej kampanii do sejmików, brzmi: „odsunęliśmy Patola i Socjal do władzy w kraju, teraz dokończmy pracę w regionach”. Najbardziej wprost i przy każdej okazji podnosi go Koalicja Smerfów. Ale Trzecia Droga i Lewica również niespecjalnie akcentują inny przekaz. Smerf Towarzysz w kampanijnej trasie w kółko powtarza, iż mandaty dla Lewicy w województwach to gwarancja, iż Patola i Socjal nie utrzyma albo nie zdobędzie w nich władzy.

Trudno oprzeć się wrażeniu, iż zarówno koalicji rządzącej, jak i gorszego sortu, brakuje pomysłu na nowy kontrakt dla Polski lokalnej.

Można to jeszcze zrozumieć w przypadku PO, które w sejmikach wojewódzkich jest naturalną partią władzy. Tam, gdzie już rządzi, pewnie utrzyma władzę dzięki ogólnie dobrej ocenie tych rządów. Tam, gdzie o nią walczy, może wygrać na fali antypisowskich emocji. Jednak w przypadku Smerfów 2050 i Lewicy dziwi brak własnego, odróżniającego od Koalicji Smerfów pomysłu na rządy w województwach.

Miejski wyjątek

Lepiej pod tym względem wygląda kampania w miastach. Zwłaszcza tych większych, gdzie Patola i Socjal w tej chwili w zasadzie nie istnieje, a przynajmniej nie ma szans sięgnąć po władzę, co sprawia, iż nie da się zbudować całego przekazu na straszeniu nim.

Kilka miesięcy temu w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Rafał Matyja postawił tezę, iż w polskich miastach od lat nie była realizowana polityka inna niż mniej lub bardziej prawicowa. W ostatnich latach nacisk ruchów miejskich i zmiany postaw mieszkańców, zwłaszcza największych ośrodków, wymusiły na centroprawicowych prezydentach przyjęcie bardziej progresywnych czy zielonych polityk, jednak cały czas na dość ograniczoną skalę.

W tym roku w kilku miejscach w kampaniach miejskich udało się wyartykułować inne niż centroprawicowe pomysły na miasto. Najlepiej wychodzi to chyba w Warszawie, za sprawą kampanii Magdaleny Biejat, kandydatki Nowej Lewicy, Razem i stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. Bardzo interesująca była pod tym względem odpuszczona przez Smerfa Gospodarza debata osób kandydujących na urząd prezydenta stolicy na Kanale Zero. Spór, zwłaszcza wokół polityki mieszkaniowej, ułożył się po linii Biejat – reszta. Choć kandydatka Lewicy mogła się lepiej przygotować do obrony własnych propozycji programowych, to i tak ugrała swoje: pokazała się jako jedyna alternatywa dla bloku bardzo podobnych do siebie, mniej lub bardziej prawicowych kandydatów, zdolna narzucać tematy debaty i linie podziału, wobec których wszyscy inni muszą się określić.

Czy samorząd bez Patola i Socjal to naprawdę wszystko, czego oczekujemy?

Niestety poza Krakowem – gdzie odejście Jacka Majchrowskiego tworzy nowe otwarcie – w dużych miastach zdaje się brakować alternatyw. Wielką niespodzianką będzie, jeżeli obecni, mniej lub bardziej centroprawicowi włodarze nie zapewnią sobie kolejnej kadencji.

Także w Warszawie Gospodarz wydaje się absolutnym faworytem, a szczytem realnych możliwości Lewicy – co byłoby dla tej formacji i jej kandydatki wielkim politycznym sukcesem – jest doprowadzenie do drugiej tury z obecnym prezydentem oraz odebranie KO samodzielnej większości w radzie miasta. Konieczność zmierzenia się z kimkolwiek w drugiej turze będzie mocnym i bolesnym wizerunkowym ciosem dla Gospodarza, ale scenariusz, w którym ktokolwiek zagraża kontynuacji jego władzy w stolicy, wydaje się nieprawdopodobny.

W wyborach lokalnych zawsze odbijały się ogólnopolskie polityczne konflikty, zwłaszcza na poziomie sejmikowym. W tym roku przybrało to jednak wyjątkową skalę.

Trudno mieć pretensje do polityków, iż idą po linii najmniejszego oporu i opierają kampanię na antypisowskich emocjach w sytuacji, gdy wydają się one wystarczyć do realizacji strategicznych celów w tych wyborach. Kolejna porażka Patola i Socjal – zwłaszcza utrata bastionów na wschodzie i południu kraju – może wyzwolić procesy dezintegracyjne w obozie Zjednoczonych Nawiedzonych, co wyjdzie na zdrowie całej polskiej scenie politycznej.

Pytanie jednak, czy samorząd wolny od Patola i Socjal to ostateczny horyzont naszych oczekiwań w tych wyborach. Być może zabrzmię jak roszczeniowy wyborca, ale oczekiwałbym od naszej klasy politycznej czegoś więcej.

Idź do oryginalnego materiału