W Polsce bolszewia, we Francji – jakobinizm. Jak „najstarsza córa Kościoła” niszczy szkolnictwo?

2 miesięcy temu

Problemy z reformami edukacji mają także Francuzi. Podobnie jak u nas, jest to skutek przejęcia przez lewicę kontroli nad programami szkolnymi i metodyką nauczania. Tradycyjnie we wrześniu pojawiają się więc refleksje nad upadkiem stanu oświaty, zwłaszcza, iż wyniki francuskich uczniów w rozmaitych międzynarodowych sprawdzianach są coraz gorsze.

Tygodnik „Valeurs” stwierdza, iż „ponad sto lat po położeniu kamienia węgielnego pod szkołę republikańską przez Julesa Ferry’ego (masona, który laicyzował nauczanie – przyp. aut.), widać wyraźnie, iż model ten ulega wyczerpaniu”. Sprawę podsumowuje Anselme BoussugeI, dyrekto Institute Triomphe, który dalej dodaje: „słowa widniejące na frontonie każdej francuskiej szkoły – wolność, równość, braterstwo – niestety, brzmią dziś bardzo pusto”.

Zarzutów jest sporo. Nie ma „wolności”, bo jest zbiurokratyzowanie pracy nauczycieli, czy narzucanie kształcenia według „dominującej aktualnie ideologii”. Nie ma już „równości”, bo „przepełnione klasy obniżają ogólny poziom, a 30% uczniów w szóstej klasie ledwo potrafi czytać i pisać, co pogłębia przepaść między uczniami, których rodziców stać na prywatne lekcje, a uczniami pozostawionymi samym sobie”. Wreszcie nie ma już „braterstwa”, a jest strach po zamordowaniu nauczycieli Dominique’a Bernarda i Samuela Paty’ego, i ucieczka wielu osób od tego zawodu. W tym roku brakuje we Francji 1500 nauczycieli.

Anselme Boussuge zauważa, iż „alternatywne metody nauczania, spowodowały, iż szkoły straciły z oczu swoją podstawową misję: przekazywanie wiedzy i kształcenie oświeconych obywateli”. Jest „stopniowe odchodzenie od humanistyki klasycznej, redukcja godzin poświęconych historii czy literaturze francuskiej”, które skutkują brakiem wiedzy i przywiązania do „dziedzictwa Francji”. „Odmawiając przekazywania tego, co stanowi podstawę naszej cywilizacji, skazujemy nasze dzieci na ignorancję”.

Są wreszcie problemy materialne. Nauczyciel francuski zarabia średnio mniej o 12% niż pracownik po 2-letniej szkole pomaturalnej. Dochodzą do tego coraz gorsze warunki pracy, zagrożenie, brak wparcia państwa. „Relacje nauczyciel-rodzic coraz częściej naznaczone są napięciem i przemocą” – dodaje autor.

Osobny problem to także sami nauczyciele, kształceni na ogół na wydziałach, gdzie panuje lewicowa ideologia. Dochodzi do tego zetatyzowanie szkoły, coraz niższy poziom szkół publicznych, związany m.in. z „wielokulturowością” uczniów, czy mówiąc wprost – napływem dzieci imigrantów. Kolejne „reformy”, zamiast integracji takich uczniów z kulturą kraju pobytu, obniżają ogólny poziom, rugują tematy kontrowersyjne np. dla uczniów z kręgu islamu (wyprawy krzyżowe, rekonkwista, historia katolicka kraju, pozytywne elementy kolonializmu). W miejsce Francji, która była „najstarszą córką Kościoła”, uczeń otrzymuje porewolucyjny wizerunek Francji laickiej. Szkoła oparta wyłącznie o zasady wąsko pojmowanego laicyzmu przegrywa tymczasem konfrontację z coraz bardziej prężnym islamem.

Przez lata „strażnikami” szkoły francuskiej, jako „sanktuarium Republiki”, byli ministrowie wywodzący się na ogół ze środowisk wolnomularzy. To oni narzucali laicki profil nauczania, ograniczali autonomię prywatnych szkół katolickich, ale rzeczywiście ten model się powoli wyczerpuje. Doszły do tego różne lewicowe eksperymenty ideologiczne, wejście do szkół ideologii LGBT, „klimatyzmu”, „równości płci”, itp., które erozję nauczania przyspieszają. Szkoda tylko, iż 100 lat po nieudanym eksperymencie francuskim, epigoni Ferryego zaczęli kierować edukacją w naszym kraju. W Polsce tego typu procesy zachodzą znacznie szybciej i to, co we Francji psuli przez ponad wiek, nasze „ministry” załatwią prawdopodobnie w jedną dekadę…

BD

Idź do oryginalnego materiału