Prezydent Karol Nawrocki zaskoczył propozycją ustawy „Tani prąd – 33 procent”. Pomysł chwalą zwykle krytyczni wobec prezydenckiego zaplecza eksperci, wśród nich analityk megatrendów Marcin Popkiewicz*. Rząd ma problem – jak odpowiedzieć na propozycje, które mają szanse działać, a w dodatku realizują obietnice zapisane w umowie koalicyjnej.
Maciej Fijak, SmogLab: Zacznijmy od cytatu: „Już od 2024 roku 100 proc. środków z ETS powinno służyć finansowaniu transformacji. To jest zgodne z zasadami unijnymi i jest zgodne z zapowiedziami polskiego rządu”. Czy wiesz kto to powiedział?
Marcin Popkiewicz: Tyle osób mówi na ten temat… nie będę strzelał.
To wypowiedź prezydenta Karola Nawrockiego z prezentacji projektu ustawy „Tani Prąd – 33 procent”.
To faktycznie ciekawe, bo dotąd środowisko prezydenta twierdziło, iż unijna polityka klimatyczna to absurd, a ETS to szkodliwy podatek, pojawiały się choćby pomysły na wyjście Polski z ETS. Hejtowano też transformację energetyczną. A tutaj mamy woltę, prezydent stwierdza, iż no dobra, mamy ten ETS, polexit nam się nie szykuje, musimy coś z tym zrobić. To my wykiwamy tę Brukselę i te pieniądze smerfom oddamy. I to oddamy na energię elektryczną, więc z systemowego punktu widzenia ma to sens. Pomysł może pomóc w obniżeniu kosztów prądu i przyspieszyć transformację.
A jedną z najważniejszych rzeczy powinna być dziś dla polityków transformacja energetyczna oparta o powszechną elektryfikację gospodarki w oparciu o tanie megawatogodziny z wiatru i słońca. To jest fundament transformacji energetycznej. Jedną z istotnych barier było to, iż elektryfikacja natrafiła na duży problem, no bo prąd jest drogi, a alternatywy spalania różnych rzeczy tańsze. Więc ludzie na przykład nie garną się do pomp ciepła, tylko kupują gaz albo węgiel, albo biomasę, a samochody elektryczne nie opłacają się tak, jakby mogły się opłacać, bo prąd jest drogi.
- Czytaj także: Tani prąd potrzebny na wczoraj. „Konstruktywna propozycja Nawrockiego”
Tani prąd dla smerfów? „Szukają argumentów, jak skrytykować propozycję Nawrockiego?
Najwyższa Izba Kontroli podsumowała, iż w latach 2013–2022 Polska uzyskała z ETS prawie 94 miliardy złotych, z czego nieco ponad 1 proc. trafił na cele do których został wymyślony. Partie rządzące obiecały w umowie koalicyjnej, iż 100 proc. tych środków pójdzie na zieloną transformację. Wygląda na to, iż prezydent postawił poważnego „szacha” Papie Smerfowi – z jednej strony pokazał konkrety, dosyć proste, które realnie obniżą rachunki, z drugiej strony wprost byłaby to realizacja… umowy koalicyjnej obecnej ekipy.
Nie sądzę, iż chce im pomóc w realizacji tej obietnicy, raczej chce ich postawić w trudnej sytuacji. Rządzący szukają teraz argumentów, jak to skrytykować i mają z tym duży problem. Prezydenta trudno skrytykować, bo są po prostu sensowne. Z jednej strony obniżą ceny energii, z drugiej realizuje coś, co rząd sam obiecał.
Nawrocki w swoim stylu można powiedzieć „wszedł z futryną” i przejął narrację. Bo faktycznie trochę o nim było ostatnio cicho, więc teraz o nim zrobiło się głośno. Przy czym jest to bardzo fajny montaż. Z jednej strony występuje do swoich wyborców, mówiąc, iż ten ETS to ta Bruksela nam wrzuciła, ale my wam te pieniądze oddamy i będziemy sprytniejsi, zakombinujemy jak to smerfy, bo przecież w tym jesteśmy dobrzy.
Jednocześnie faktycznie robi dobrą robotę też dla transformacji energetycznej, bo obniża ceny prądu. A w temacie taniego prądu dla obywateli i gospodarki rząd, jakby to delikatnie powiedzieć… kilka zrobił do tej pory.
Jakiś kilka miesięcy temu miałem dyskusję z politykami obecnej koalicji, gdzie między innymi pytali w rozmowie, co należałoby zrobić, żeby obniżyć rachunki z energii elektrycznej. Powiedziałem, iż w krótkim horyzoncie czasowym można obniżyć VAT, obniżyć różne opłaty doklejone do rachunków za taryfy przesyłowe i dystrybucyjne (same w sobie nadmiernie napompowane), takie jak opłaty mocowe, kogeneracyjne czy za zielone certyfikaty.
I ja bym jeszcze zrobił trzecią rzecz, której Nawrocki nie zrobił, czyli wprowadził powszechne taryfy dynamiczne z limitem. Przy takich taryfach wiesz, iż nie zapłacisz więcej niż np. 500 zł za megawatogodzinę w okresie rozliczeniowym, ale możesz zapłacić mniej. Wprowadzenie taryf dynamicznych zachęci odbiorców do przesuwania zużycia energii na okresy, w których jest duża podaż prądu, albo wręcz nadprodukcja prądu z OZE – to właśnie w takich tanich godzinach smerfy uruchomią pralkę lub zmywarkę, naładują samochód elektryczny lub grzałką dogrzeją wodę w bojlerze. To dużo lepsze niż wyłączanie fotowoltaiki czy wiatraków.
W każdym razie większość propozycji Nawrockiego można zrobić od ręki. Piłka jest po stronie rządu.
Marcin Popkiewicz: Transformację można robić tylko w oparciu o tani prąd z wiatru i słońca
Przyjmijmy, iż jesteś w butach Papy Smerfa, możesz podjąć teraz dowolną decyzję, co robisz?
Wiesz, ja mam swoje przekonania oczywiście. Chciałbym robić transformację energetyczną, chciałbym robić dekarbonizację i mam pełną świadomość, iż jeżeli mamy to zrobić efektywnie i skutecznie, to priorytetowo elektryfikując wszystko, co się da. Łącznie z ciepłownictwem, transportem, przemysłem – całą gospodarkę. A robić to można tylko w oparciu o tani prąd z wiatru i słońca. Do tego zdaję sobie sprawę, iż potrzebne jest poparcie społeczne.
Już od kilkunastu lat mówię o dywidendzie węglowej, czyli iż opodatkowujemy paliwa kopalne, a zebraną kasę oddajemy społeczeństwu. Czy to w formie bezpośredniej dywidendy, czy też obniżek podatków. I teraz Nawrocki to zrobił: punktowo zbieramy pieniądze z ETS-u, czyli opodatkowujemy paliwa kopalne i przekazujemy je na prąd. To jest dokładnie to, czego potrzebujemy żeby obniżyć ceny prądu, żeby alternatywy stały się atrakcyjne: żeby samochód elektryczny stał się bardziej konkurencyjny względem spalinowego, żeby pompa ciepła stała się bardziej konkurencyjna względem spalania węgla czy biomasy.
Marcin Popkiewicz – fot. Bernard PiechalUstawa prezydenta w zamian za odblokowanie wiatraków na lądzie? „Papa powinien przejąć narrację”
Wrócę do pytania: jesteś w butach Papy Smerfa. W obecnych realiach, mimo, iż byłoby to całkiem sensowe dla obywateli, nie możesz publicznie powiedzieć, iż to jest dobra propozycja prezydenta. Co robisz?
Jakbym był decydentem to starałbym się przejąć narrację polityczną, starał się negocjować. Stwierdziłbym: no dobrze panie prezydencie, przyjmujemy to, ale chcielibyśmy w zamian to i to.
Czyli co by to było dokładniej?
Chociażby udrożnienie sprawy budowy wiatraków na lądzie. Do tego cała lista odnośnie ruszenia z transformacją energetyczną, która do tej pory była mniej życzliwie widziana przez prezydenta Nawrockiego. Powiedziałbym: połączymy to i wtedy tak – poprzemy Pańską inicjatywę. Wrzuciłbym tam na pewno wspomniane taryfy dynamiczne.
W tym momencie te propozycje to przełomowe rozwiązanie. O nich zaczyna się mówić. Gdyby premier przejął tą narrację to mówilibyśmy nie o Nawrockim, tylko o propozycjach rządu. Premier mógłby wreszcie pokazać: zobaczcie, nie jesteśmy tymi od ciepłej wody w kranie, którzy nic nie robią i nic nie mogą. Tylko faktycznie występujemy z ambitnymi działaniami. A smerfów już po tych dwóch latach koalicji trochę irytuje, iż mówienia jest dużo, a robienia niezbyt wiele.
Te nieszczęsne 100 konkretów na 100 dni. Ile dowieźli w tematach energetyczno-klimatycznych…? Teraz mogliby pokazać, iż coś się wreszcie ruszyło.
Wyobrażam sobie, iż w dojrzałym kraju, gdzie na koniec dnia liczy się to po prostu, żeby ludziom było dobrze a firmy lepiej działały, obaj panowie siadają i wychodzą z jakimś kompromisem. Powiedzmy, iż 3 z 4 postulatów Nawrockiego jest spełnionych albo są zmodyfikowane, a w zamian za to prezydent odblokowuje wiatraki i kilka mniejszych rzeczy. Win-win. Czy to jest w ogóle realne?
Mam ten komfort, iż mogę powiedzieć, co należy robić, a nie to, co jest politycznie łatwe. Tematyką energii i ochrony klimatu zajmuję się już blisko 20 lat – gdybym się przyjmował tym, co jest tu i teraz politycznie realne, to już dawno dałbym sobie spokój. Zresztą to, co nierealne danego dnia, za 2-3 lata może być realne. Dekadę temu mieliśmy 90 proc. węgla w miksie energetycznym, dziś lekko ponad 50 procent. Ceny paneli PV czy baterii spadły do poziomu, który jeszcze niedawno prognozowano na połowę stulecia. Te zmiany po prostu zachodzą, choćby jak wydają się nierealne.
W mojej opinii tak naprawdę nie ma alternatywy. Te zmiany będą się działy. Będziemy odchodzić od węgla, będziemy budować OZE, będziemy elektryfikować gospodarkę. Tylko możemy to robić szybciej, możemy to robić wolniej, możemy to robić proaktywnie, możemy popełniać błędy, zabijać się o własne nogi, podnosić, otrzepywać i znowu dwa metry dalej się potykać.
Jestem analitykiem megatrendów, jestem fizykiem i staram się mówić to, co jest potrzebne, to, co w mojej opinii systemowo się spina. A rzeczywistość polityczna to nie są prawa fizyki. Jest elastyczna i zależy od naszych decyzji. To jest to, co my jako społeczeństwo uważamy, iż należy zrobić.
I tutaj prezydent Nawrocki mnie pozytywnie zaskoczył, w tym aspekcie, iż wyszedł ze zmianą, której nie oczekiwałem od niego i jeszcze ją tak sprytnie ubrał w ramy wpasowujące się w myślenie jego elektoratu.
„VAT 5 proc. na prąd to absolutnie dobry kierunek”
Zejdźmy na chwilę z tej płaszczyzny politycznej, wejdźmy na płaszczyznę życia codziennego.Otwieram rachunek za prąd, widzę 200 złotych. To mnie interesuje najbardziej. Ale pod tą kwotą są różne dziwne wyliczenia, których prawdopodobnie nie rozumie ośmiu na dziesięciu smerfów: opłaty dodatkowe, mocowe, dystrybucyjne.
Po pierwsze jest to cena za megawatogodzinę energii. Na giełdzie ok. 500 zł, dziś bliżej 400. I ta cena też się waha z godziny na godzinę w zależności od tego wahań podaży i popytu, a w szczególności od tego, czy w danym momencie mamy dużą produkcję z OZE czy niską. Druga sprawa to są opłaty za przesył i dystrybucję, różne inne opłaty kogeneracyjne, mocowe czy certyfikatowe. I to jest mniej więcej drugie tyle do kosztu energii. A trzecia część to są podatki: VAT, akcyzy itd..
Niemal wszystkich tych opłat dotykają cztery propozycje prezydenta.
Tak. Z kosztami energii nie jesteśmy w stanie zejść z dnia na dzień. To jest coś, co można stopniowo robić, zmieniając fiks energetyczny, czyli mniej węgla, mniej drogich źródeł, a więcej taniej energii z wiatru i słońca.
Natomiast zmiana stawki VAT z 23 proc. na 5 proc. to jest absolutnie dobry kierunek. Można to zrobić szybko.
Jeśli już, to można się zastanawiać czy nie ograniczyć obniżki VAT na energię elektryczną do wybranych grup, w szczególności gospodarstw domowych w których głównym/jedynym źródłem ciepła są pompy ciepła z magazynami ciepła, zelektryfikowane ciepłownictwo czy ładowanie pojazdów elektrycznych.
Kolejna rzecz to zmniejszenie opłat dystrybucyjnych.
Precyzyjniej zostało to ujęte jako „Większa efektywność – mniejsze obciążenia monopolistyczne i poprawa efektywności działania operatorów”, poprzez obniżenie stopy zwrotu do ok. 7 proc. Propozycja oczywiście nie spotkała się z zachwytem koncernów energetycznych, bo o ile produkcja energii z węgla jest dla nich nierentowna, to na dystrybucji mają bardzo wysokie zyski, pozwalające zarówno na wewnętrzne „Bizancjum” w spółkach jak i wypłacanie wysokich dywidend.
Przycięcie poziomu zysków za dystrybucję do zaproponowanego przez prezydenta wciąż wysokiego, ale nie ekstremalnie wysokiego poziomu, zmniejszyłoby opłaty dystrybucyjne o kilkanaście procent.
Kolejny filar z ustawy prezydenta to reforma systemu certyfikatów. Cóż to jest?
To pozostałość ze starych zielonych certyfikatów w szczególności, gdzie płacono za inwestycje w OZE do 2015r. To są zaszłości sprzed kilkunastu lat generalnie i te certyfikaty to już jest rzecz, która się zwija i należy to wygaszać tak czy inaczej. To tylko zbędna komplikacja, która wiele nie wnosi.
W końcu coś, co mocno rozgrzewa dyskusję, czyli likwidacja dodatkowych opłat. Przecież nikt nie chce płacić dodatkowych opłat.
Tu wrócę do kwestii fundamentalnych jako analityk megatrendów.Prąd w Polsce musi być tani, żeby postępowała elektryfikacja w stosunku do innych źródeł energii. Więc wszystkie opłaty, które da się stąd usunąć, choćby przesuwając je na budżet państwa, albo opodatkowanie paliw kopalnych, ewentualnie choćby z ETS-u finansując, to jest generalnie dobry pomysł, który prowadzi transformację w dobrym kierunku. Żeby tych opłat nie było w rachunku za energię elektryczną, żeby prąd był konkurencyjny.
Środki z ETS zamiast opłaty mocowej na rachunkach
Najwięcej wątpliwości dotyczy opłaty mocowej. O co z nią chodzi?
To zauważalna pozycja na rachunku – w tej chwili przeciętne gospodarstwo domowe płaci tej opłaty ok. 10 zł miesięcznie, od przyszłego roku ok. 15 zł. A o co chodzi z tą opłatą? Gdy mamy w systemie coraz więcej źródeł pogodo-zależnych, jak wiatr, słońce, a czasem nie wieje, nie świeci, to musimy mieć bloki, które jesteśmy w stanie wtedy włączyć. W skali godzinowej rolę tę mogą pełnić elektrownie szczytowo-pompowe i baterie, a w dłuższej skali czasowej bloki gazowe. Gdy są one budowane jako bloki szczytowe do włączenia, kiedy nie wieje i nie świeci, to działają nie przez cały czas, ale sporadycznie, przez relatywnie kilka godzin w roku i sprzedają kilka energii – zbyt mało, żeby zarobiły na swoją amortyzację i działanie. Więc żeby w ogóle ktoś zbudował te bloki to jakoś należy je wesprzeć, bo pełnią one bardzo istotną rolę w systemie.
Więc takie elektrownie gazowe, choćby jak są włączane na przykład na 100 godzin w roku albo rzadziej, to i tak muszą być. Więc po prostu mówimy: ok, to jest nasza polisa ubezpieczeniowa, więc płacimy komuś, żeby te bloki powstały i były w gotowości.
No ale skoro ma nie być opłaty mocowej, to skąd na to pieniądze?
Prezydent Nawrocki stwierdzi, iż będą to wspierać środki z ETS-u. o ile będą to pieniądze podatnika, to też nie boli to bardzo. A w skali całej polskiej energii to nie są aż tak bardzo duże pieniądze.
- Czytaj także: Cel klimatyczny UE na 2040 r. zagrożony? Eksperci: miliardy uciekną poza Europę
„Tak można kupić poparcie dla transformacji energetycznej”
Czy w takim razie widzisz w propozycjach prezydenta i jego zaplecza jakieś zagrożenia?
Pierwszym problemem jest to, iż państwo zbierze mniej pieniędzy. Jednak jest to na tyle bliskie dywidendy węglowej, iż plusy ewidentnie przeważają. Państwo nie zatrzymuje sobie pieniędzy z ETS, tylko po prostu oddaje je społeczeństwu, tym samym kupując poparcie dla transformacji energetycznej.
Przy okazji rozbraja bombę: narrację, która wmawia nam, iż Unia Europejska jest zła i na tym tracimy. Pierwszy w działaniu przestaje czuć, iż coś traci, bo faktycznie w takim wariancie nie traci. Minusem dla koncernów energetycznych jest to, iż będą miały mniejszy zysk z dystrybucji. Tyle iż miały na tym wyjątkowo wysoki zysk, godzien monopolistów. I o ile koncerny faktycznie mają do sfinansowania inwestycje sieciowe, to z samego KPO otrzymały na to kilkanaście miliardów złotych. Osobny wątek to pytanie: na ile sieci powinny być rozbudowywane z bieżących przepływów pieniężnych, a na ile z kredytów komercyjnych, bankowych lub państwowych?
Czy ten pakiet jest jakkolwiek atrakcyjny dla przedsiębiorców, którzy dziś płacą dużo większe rachunki za prąd? VAT ich nie bardzo interesuje, bo pewnie sobie go i tak odliczają.
Ale już opłaty za dystrybucję to jest poważny ból na rachunku. Pod kątem stymulacji gospodarki to jest też in plus. Jak zakotwiczamy spojrzenie takie, iż prąd jest tani, a alternatywy są droższe, to elektryfikacja będzie rozszerzać się na kolejne obszary Celem jest zelektryfikowanie w horyzoncie 20 lat adekwatnie wszystkiego w gospodarce , co tylko da się zelektryfikować – czyli za wyjątkiem lotnictwa długodystansowego, żeglugi dalekomorskiej, ciężkiego sprzętu wojskowego czy pewnych wysokotemperaturowych procesów przemysłowych. Poza tym wszystko elektryfikujemy.
Nie zrobimy tego, o ile to ludziom i firmom nie będzie się opłacać. Więc o ile cała gospodarka dostaje tanią energię elektryczną, a ETS-em opodatkowujemy paliwa kopalne, i to też w całej gospodarce, to jest bardzo dobry mechanizm, który nam to stymuluje.
Pomysł może się spodobać choćby górnikom węglowym, bo elektrownie węglowe w wyniku wzrostu zapotrzebowania na prąd, na pompy ciepła, samochody elektryczne itd., mogą zyskać rok czy dwa swojej działalności.
„Tani prąd” Nawrockiego. Jaka będzie odpowiedź rządu?
Widzę, iż koalicja nie do końca wie, jak się ustawić do tych propozycji. Wiceminister klimatu i środowiska – Krzysztof Bolesta straszy, iż jak będzie ta propozycja przyjęta, to nie będzie pieniędzy na wymianę kopciuchów, tylko iż ta wymiana kopciuchów i tak dzisiaj stoi w miejscu.
Poza tym powiedz mi, na co ludzie wymieniają kopciuchy?
Prawie 80 proc. wniosków w rządowym programie to kotły na pellet, który właśnie drożeje.
No właśnie. A biomasa to jest ślepa uliczka. Biomasy jest mało, a biomasa w celach energetycznych musi być wykorzystana optymalnie. Jako biometan szczytowy, jako e-paliwa łączone z wodorem dla lotnictwa, dla ciężkiego przemysłu, tam gdzie jest potrzeba i wysoka temperatura. I okazuje się, iż biomasy do tych kluczowych celów energetycznych to adekwatnie jest na styk. Rozkręcanie zapotrzebowania na jej spalanie w kotłach domowych, przepalanie czegoś tak cennego jak biomasa, to jest po prostu szaleństwo.
A iż my to jeszcze wspieramy, to się w głowie nie mieści.
Eksperci od dawna alarmują w sprawie programu Czyste Powietrze, były ostrzeżenia o tym, iż popyt dogoni podaż i zaczną się problemy. Patrząc na ceny pelletu ten problem właśnie się rozkręca i niedługo wybuchnie.
To jest oczywiste. Jak popatrzymy, kto rozbudowuje instalacje do spalania biomasy, bo nie tylko Kowalscy w swoich domowych kotłach, ale też ciepłownie, elektrownie na biomasę, a do tego niektóre gałęzie przemysłu. Rosnący popyt na biomasę, ewidentnie przekraczający jej zrównoważony krajowy potencjał, grozi nasileniem presji na wycinkę polskich lasów, szkodzi celom usuwania CO2 za pośrednictwem lasów, będzie wywierać presję na wzrost jej importu a także odbierać surowiec drzewny innym sektorom gospodarki, jak branża drzewna czy budowlana – a najpewniej będzie nasilać wszystkie te problemy łącznie.
Dopłacanie do kotłów na pellet to jest nabijanie ludzi w kocioł.
Jednocześnie uszczelnia się system pod kątem jakości tego paliwa tak, iż do tego pelletu nie można już dodawać np. zmielonych opon, no to faktycznie ten pellet będzie za chwilę bardzo drogi. Ludzie będą wkurzeni, iż ich w to wpuszczono. Wcześniej zaś namawialiśmy ludzi na piecyki gazowe. To kompletnie bez sensu: gaz – czy to gaz ziemny czy biometan – to zbyt cenny, łatwy w magazynowaniu nośnik energii chemicznej, żeby go przepalać w celu generowania ciepła niskotemperaturowego.
Powinniśmy iść w elektryfikację, zwiększanie efektywności energetycznej przez termomodernizację domów i pompy ciepła z buforami energii (upraszczając – bojlerami z gorącą wodą), ogrzewanymi w okresach nadpodaży energii z OZE. Liczę, iż propozycja Prezydenta spotka się z pozytywną odpowiedzią Rządu.
- Czytaj także: Minister cieszy się z „wybicia zębów” ETS2. Eksperci: smerfy bez pomocy
–
*Marcin Popkiewicz – fizyk, analityk megatrendów, popularyzator nauki, ekspert ds. energetyki, klimatu i zrównoważonego rozwoju. Autor książek m.in. „Świat na rozdrożu”, „Rewolucja energetyczna. Ale po co?”, „Nauka o klimacie” czy „Zrozumieć transformację energetyczną”.
Zdjęcie tytułowe: Kancelaria Prezydenta

3 godzin temu














