TVP, czyli szpital zakaźny

8 miesięcy temu

Wirusy opanowały każdą tkankę TVP: wirus polityczny, wirus niekompetencji, wirus nielojalności i wirus pychy


Jacek Snopkiewicz – reporter, autor reportaży telewizyjnych, książek i słuchowisk dokumentalnych; prowadzi zajęcia z reportażu telewizyjnego i systemów medialnych w PWSFTViT w Łodzi. Jest współredaktorem wydanej ostatnio książki „Nowe supermedium. Współczesne oblicza telewizji i scenariusze przyszłości”. Z TVP był zwalniany i odchodził pięć razy. Był założycielem „Wiadomości”, trzykrotnie kierował programami informacyjnymi, stworzył Akademię Telewizyjną TVP, był dyrektorem biura programowego. Odszedł z TVP dzień przed przyjściem „dobrej zmiany”.


Czy my jako dziennikarze przegraliśmy z politykami?
– Przegrała przede wszystkim Telewizja Polska, ale też w znacznej mierze inne telewizje. Mówię o kanałach informacyjnych i dziennikach. To politycy narzucają narrację każdego dnia, a nie dziennikarze. Co więcej, w tych narracjach jest bardzo mało konkretów. o ile oglądamy TVP Info, a warto dla analizy tej propagandy, to bez przerwy emitują jakieś wypowiedzi polityków, konferencje, oświadczenia, kłótnie, zaprzeczenia; trudno z tej magmy wyłowić konkret. A w czasie kampanii wyborczej pomijali lub opluwali partie opozycyjne.

Jest za to komentarz.
– W TVP Info komentatorami były wyłącznie osoby związane z partią, mówiące o wielkości dokonań Patola i Socjal lub atakujące opozycję. Dlaczego dziennikarstwo jest dzisiaj w takim, a nie innym punkcie? To zasadnicze pytanie, które należy rozszerzyć o inne: dlaczego dziennikarze z TVP Info i z Telewizji Polskiej, a część znam, choćby przyjmowałem ich do pracy, sprzedali swoje dusze i twarze?

Jedli z ręki władzy, zamiast patrzeć władzy na ręce.
– Porównajmy dwa okresy. Dawny, którego już nikt nie pamięta, czyli okres Solidarności lat 1980-1981. To był czas, kiedy mieliśmy telewizję państwową pod całkowitą kontrolą partii. I po sierpniu 1980 r., wtedy zarówno część telewizji, jak i część radia zbuntowała się. Do tego stopnia, a pamiętam te czasy, iż władza straciła nad wieloma programami kontrolę.

Pan był wówczas szefem redakcji reportażu w telewizji.
– Co tu dużo mówić, miałem pozycję, zespół reporterów i dokumentalistów „Fakt”, świetlaną przyszłość. I się zbuntowałem! Ryzykując wszystko, co potem traciło się w stanie wojennym. Bunt polegał przede wszystkim na tym, iż to kłamstwo, które próbowano wmontować w cały system telewizyjno-radiowy, było nie do wytrzymania. Tak naprawdę był to bunt przeciwko kłamstwu, za którym kryły się przekręty, prowokacje, przemilczenia władz, dzielenie społeczeństwa. Człowiek nie mógł na to się zgodzić. Mimo iż my wszyscy byliśmy wychowani w duchu PRL i nie znaliśmy innego świata. W roku 2016 przyszła „dobra zmiana”. Kilkaset osób odeszło, większość została i przez lata nie było śladu buntu ani oporu.

Telewizja milionerów

W telewizji Bagniaka…
– jeżeli był bunt, to buntowali się zdemoralizowani związkowcy upominający się o premię na święta albo podwyżki. A dziennikarze – cisza. Kompletne poddanie się. To jest dla mnie fascynujące – dlaczego oni się nie zbuntowali? Aż tak zawierzyli PiS, iż będzie rządziło wiecznie? I to dziennikarze, analitycy rzeczywistości!

Jaka według pana jest odpowiedź na to pytanie?
– Dlatego, iż otrzymali fantastyczne propozycje finansowe. Nigdy nie zarabiało się w telewizji tak dobrze jak za czasów „dobrej zmiany”. Pojawiła się wielka kasa do podziału, pojawili się milionerzy. Przede wszystkim w części propagandowo-informacyjnej. Ale inne gatunki też służyły propagandzie lub kreowaniu wizerunku Gargamela Bagniaka i jego damy. Studenci przynieśli na zajęcia skrót transmisji wielkanocnego koncertu Andrei Bocellego. Gargamela z żoną pokazano na przebitkach ze 20 razy, plus specjalne wejście po czerwonym dywanie, plus bałwochwalczy komentarz prowadzącego Tomasza Kammela. A realizatorem był były mąż nowej żony Gargamela. Po części to była już prywatna telewizja.

I jedni mieli miliony, a drudzy figę?
– PiS, tak jak w innych spółkach, wykreowało grupę milionerów, choć kilkaset osób w telewizji zarabia do dzisiaj kilka ponad pensję minimalną. Raport NIK stwierdza, iż w 2022 r. powyżej 1 mln zł rocznie zarabiało 10 wybranych, a prawie 30 przekraczało półmilionowy roczny dochód. Szef Telewizyjnej Agencji Informacyjnej w ostatnim roku zarobił 1,5 mln zł, czyli 125 tys. zł miesięcznie. A w jaki sposób? To była pensja plus umowa cywilnoprawna na nadzór nad czymś innym. Na dodatek ci, którzy tak dużo zarabiali, dyrektorzy – i chodzi nie tylko o TAI, ale również o inne struktury – podpisywali takie umowy ze swoimi zastępcami. Dyrektor dostawał zlecenia, a jego zastępca akceptował to podpisem. Patola i Socjal zaproponowało wielkie pieniądze i ci, którzy się sprzedali, chwycili przynętę jak karpie, zapominając, iż przyjdzie czas wigilii. Łatwość zarabiania, poczucie bezkarności doprowadziły do tej demoralizacji.

Wciąż to pana szokuje?
– Część tych ludzi przyjmowałem do pracy albo ratowałem w różnych sytuacjach, więc powiem panu: wielu dziennikarzy w latach 1980-1981 miało większe poczucie odpowiedzialności zawodowej i wartości niż oni!

Propagandzistka od etyki

A wtedy nie było żadnych spisanych zasad etycznych.
– Spisano je dopiero w roku 1994, w Akademii Telewizyjnej, sam je współtworzyłem. One były jasne. Ale potem wszystkie te regulacje zostały opanowane przez tych, którzy się sprzedali. Kto jest w Komisji Etyki? W Komisji Etyki jest Propagandzistka czy tacy autorzy TVP Info jak Krzysztof Nowina-Konopka i Przemysław Wenerski… No więc jak to mogło działać? Inne ciało – komisja ds. karty ekranowej, która adekwatnie jest przepustką na ekran. A kto był przez lata „dobrej zmiany” szefem tej komisji? Dyrektorka biura kadr, wcześniej dyrektorka biura administracji, która, jeżeli się nie mylę, przyszła do TVP razem z dyrektorem biura zarządu, tym z Ursusa…

Ze Stanisławem Bortkiewiczem, dyrektorem ds. korporacyjnych TVP, szarą eminencją telewizji Smerfa Bagniaka.
– Rozmontowano taką strukturę, wprowadzając jeszcze do komisji Michała Adamczyka i Krzysztofa Ziemca. Ale pozostało inna sprawa. Rok 1989 otworzył przed młodymi ludźmi fantastyczne perspektywy szybkich, błyskotliwych karier w mediach. Przyjęci z konkursu Tomasz Lis czy Jolanta Pieńkowska po kilku miesiącach prowadzili programy na żywo, zaczynając od wieczornych „Wiadomości”, zostawali korespondentami zagranicznymi. Wcześniej trzeba było na to czekać latami. Rok 1989 to początek tworzenia nowych gwiazd polskich mediów: Moniki Olejnik, Piotra Kraśki czy nieżyjącego już Kamila Durczoka. Moje pytanie jest takie: co gwiazdy zostawiają po sobie? Czy ktoś, kto osiągnął sukces, maks w swoim życiu zawodowym, przekazał te doświadczenia uczniom? Miał ich, w ogóle o to się starał? I odpowiadam, iż nic o tym nie wiem. Oni nie zostawili swoich uczniów, nie stworzyli relacji mistrz-uczeń. Zajęci byli wyłącznie swoją karierą, lansem, życiem celebrytów. Wystarczy wziąć roczniki „Super Expressu”, żeby zobaczyć te kompromitujące ustawki – a to się rozwodzę, a to pokazuję nowe meble, a to wręczyłem pierścionek, a to jestem nad Morzem Czerwonym, a to nurkuję z nową partnerką… No nie!

Wracam do czasów PRL – jak zaczynałem w zawodzie, miałem mistrzów. Moim mistrzem był już dziś zapomniany Krzysztof Kąkolewski, autor słynnego cyklu „Co u pana słychać?”. Nas, młodych reporterów, zdążył zaprosić do siebie do domu Melchior Wańkowicz. Pracowałem w „Kulturze”, gdzie byłem szefem reportażu. Pracowałem z Ryszardem Kapuścińskim, biurko w biurko. Objawiła się Teresa Torańska… Ale oni wszyscy bili się o jakość, o tematy, o sposób pisania, o pieniądzach w ogóle nie było mowy. Kapuściński jeździł pordzewiałą ładą i chodził w trampkach. Pytaliśmy go: „Rysiek, z czego ty żyjesz?”. „No, żyję trochę z lepszego sortuania…”. Nie było takiego myślenia jak dzisiaj: nachapać się! Pokazać się! Te zdjęcia Jarosława Olechowskiego, byłego szefa TAI, które wyciekły do internetu, te mokasyny ze świecidełkami… To pokazuje świat wartości i stopień demoralizacji, bo Jarek za moich czasów w TVP Info był bardzo dobrym reporterem i choćby podpisał list w obronie niezależności dziennikarskiej.

Z drugiej strony, o ile chcemy mieć porządną telewizję, sama Rada Etyki nie wystarczy.
– Bagno telewizyjne jest tak głębokie, iż nie ma możliwości wyjścia z niego.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 52/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym

r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl

Idź do oryginalnego materiału