"Trzy żywioły" Simony Kossak. O miłości i szacunku do przyrody

1 rok temu

Od śmierci Simony Kossak – zoopsycholożki i ekolożki związanej przez lata z Puszczą Białowieską – w 2022 roku minęło 15 lat. W maju tegoż roku wydawnictwo Marginesy wydało zbiór jej niepublikowanych dotąd tekstów. Znawcy jej dorobku nie będą zaskoczeni. Wszyscy pozostali natomiast mają szansę doświadczyć spotkania trzeciego stopnia ze światem przyrody. Światem, nie wiedzieć czemu, traktowanym przez nas jako dziki.

Simony Kossak (1943-2007) pasjonatom przyrody nie trzeba przedstawiać: pochodząca z artystycznej rodziny Kossaków prof. dr hab. nauk leśnych, biolożka, ekolożka, przez lata związana z Puszczą Białowieską początkowo tylko służbowo, z czasem zaczęła ją darzyć szczerym uczuciem. Przez 35 lat mieszkała w położonej w sercu Puszczy leśniczówce Dziedzinka, która gwałtownie stała się jej miejscem na ziemi.

W internecie można często natrafić na zdjęcia wykonane przez jej partnera, Leona Wilczka, na których Simona pozuje ze zwierzętami: sarnami, łosiami czy z leżącą na stole ogromną lochą Żabką. Z jej miłości do przyrody powstały liczne prace popularnonaukowe, filmy i książki, z których szczególnie znanymi są emitowane przez lata na antenie Radia Białystok gawędy „Dlaczego w trawie piszczy?”. Książka „Trzy żywioły” stanowi jeszcze jeden wyraz tego uczucia.

Żywiołowo o żywiołach

Książka podzielona jest, zgodnie z tytułem, na trzy części: „Ziemia”, „Powietrze” oraz „Woda”. Każda zawiera krótkie rozdziały zwykle poświęcone jednemu gatunkowi zwierzęcia, żyjącemu w danym „żywiole”. Każdy rozdział ze swadą opisuje dany gatunek, skupiając się na jego zwyczajach, obecności w życiu człowieka i odwrotnie – wpływie (niestety, zwykle negatywnym) człowieka na jego występowanie.

Nagromadzenie ciekawostek związanych z zachowaniami czy cechami charakterystycznymi danego gatunku w połączeniu z żywym opisem zatroskanej o los przyrody ekolożki sprawia, iż mimo gawędowej maniery[1] – która może irytować niektórych czytelników – teksty czyta się z dużym zainteresowaniem. Trudno oderwać się od każdej z 390 stron ilustrowanego tomu. „Trzy żywioły” dają się streścić jednym zdaniem: wcale tak bardzo nie różnimy się od zwierząt.

Bracia mniejsi?

Franciszek z Asyżu zwykł nazywać zwierzęta „braćmi mniejszymi”. „Mniejszymi” od człowieka pod względem czego – rozmiaru? Zachowania? Rozumu?

Simona Kossak pokazuje, iż zwierzęta nie są głupie, a swoją mądrością mogłyby zaskoczyć niejednego człowieka.

I tak: w stadzie wilków każde zwierzę wykorzystuje swoje atuty dla dobra stada; borsuki, podobnie jak bobry, wkładają wiele sił w przygotowanie miejsca na zimowy sen; mrówki do dzisiaj niekiedy stawiane są za wzór doskonale zorganizowanego społeczeństwa, gdzie jednostka być może znaczy niewiele, ale ich nagromadzenie w mrowisku-mieście tworzy prawdziwą potęgę.

Borsuk, fot. andy ballard z Pixabay

A co z ptakami? Jak przekonuje Kossak, nie tylko ludzki śpiew wyraża radość. Ponadto kowaliki, ptaki wielkości wróbla, po dobraniu się w parę są sobie prawdopodobnie wierne całe życie, a jerzyki, szczególnie widoczne w miastach, potrafią pokonać w swoim życiu ponad 500 tysięcy kilometrów, gdzie najszybsze latają z prędkością 340 kilometrów na godzinę. Nie trzeba być znawcą militariów, żeby być pod wrażeniem walki nietoperzy i ciem, podczas której lotny ssak używa echolokacji i wbudowanego „radaru”, a nocny motyl „maski” zagłuszającej ich działanie. Z palety wodnych stworzeń wymienimy jeszcze skore do zabawy wydry, inteligentne ośmiornice oraz bobry, które kiedyś były tak powszechne jak dziś myszy.

Kowalik, fot. Luca_Cagnasso z Pixabay

Każdy gatunek został doskonale przystosowany do życia w świecie przyrody, każdy doskonale spełnia swoje zadanie w ramach światowego stada zwanego fauną. Żaden z nich nie niszczy ekosystemu, w którym żyje. Inaczej zachowuje się człowiek.

Bracia gorsi

„Powiedzenie homo homini lupus est mówiło o fatalnych obyczajach ludzkich”[2], ale czym zawinił wilk, iż coś złego tkwi w ludzkiej naturze? Nie dość, iż sami dla siebie stanowimy źródło ogromnego zła[3], to poprzez niszczycielską działalność czy to przemysłową, czy kłusowniczą, zagroziliśmy istnieniu innych, zupełnie niewinnych stworzeń. W tym kontekście zwykło się przywoływać przede wszystkim żubra białowieskiego, ale z książki Kossak wyłania się obraz zdziesiątkowanych gatunków, którym grozi o ile nie wyginięcie, to pomniejszona względem przeszłości liczebność.

Przypadek bobra niezwykle obrazowo pokazuje zgubną działalność człowieka: „Patrząc z góry, widziało się miliony małych inżynierów, którzy bez przerwy, dzień i noc, pracowicie regulowali sieć wodną Polski, a my, ludzie, między XVII a XIX wiekiem bardzo gwałtownie i niestety również bardzo skutecznie wytępiliśmy je. I to nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. Zachowały się jedynie w najdzikszych, opuszczonych przez ludzi albo niezasiedlonych miejscach”[4].

Bóbr – Białowieża, fot. Jacek Zięba / CC Wikimedia

Skuszone resztkami jedzenia pozostawionymi przez turystów niedźwiedzie pojawiające się na górskich szlakach, wilki polujące na łatwo dostępne pożywienie (zamiast zapolować na jelenia, czy nie łatwiej zajść na gospodarstwo i wziąć podane jak na tacy bydło?) to wybrane przykłady zwierząt, które przez ludzkie, nierzadko lekkomyślne zachowania zmieniły swoje zwyczaje. Przykładów tych zmian w książce Kossak jest o wiele więcej.

„Wścibskie szkodniki” pośród ludzkiej braci

Interesujący jest stosunek autorki do naukowców: uczonych, lubiących „wszystko zmierzyć, zważyć i opisać”. Z jednej strony darzy ich niechęcią z powodu niecierpliwej i niszczącej ekosystem działalności wynikającej nierzadko z egoizmu[5]. Nie zależy tym „wścibskim szkodnikom”, jak ich nazywa, na dogłębnym, pełnym szacunku dla żywego stworzenia poznaniu, ale na własnym naukowym sukcesie bez względu na metody wyrządzające krzywdę „przedmiotowi badania”.

Z drugiej strony jednak pojawiają się w tekście nazwiska badaczy, pamiętnikarzy czy artystów (np. Bernhard Grzimek, Kazimierz Wodzicki, Stanisław Witkiewicz, Karl von Frisch), których zdaje się łączyć prawdziwa, pełna zrozumienia miłość do przyrody. Czynią to czy to poprzez niestandardowe – w stosunku do innych „uczonych” – metody badawcze, jak również poprzez barwny, potwierdzony w obserwacjach opis przedstawicieli danego zwierzęcia i jego zachowań. o ile „uczony” nie jest w stanie czegoś wyjaśnić, to „produkuje przynajmniej pięć hipotez i mnóstwo obcych słów, żeby biednego rozmówcę ogłupić i by ten choćby nie pomyślał, iż może nauka tak nie do końca wszystko wie”[6]; w przypadku wyrozumiałego miłośnika natury świadomość własnej niewiedzy każdorazowo wywołuje w nim radość, bo jak tu nie zachwycać się złożonością otaczającego nas świata?

Jak być lepszym bratem?

„Warto się zastanowić, czy jest sens swoje życie zawodowe, prywatne, wszystkie wakacje, wszystkie urlopy poświęcać tym malutkim owadom, które są dla większości z nas tak kilka warte, iż choćby nie zwracamy uwagi na to, ile z nich zadeptujemy na chodnikach i ścieżkach”[7].

Simona Kossak nie tylko swoimi tekstami, ale też życiem pokazała, iż świat zwierząt jest jej niebywale bliski: „Simona od dziecka uwielbiała zwierzęta. Na Kossakówce [neogotyckim dworku, w którym mieszkały kolejne pokolenia rodziny Kossaków – przyp. red.] było ich zawsze wiele – koty, psy, ptaki, na przykład uratowane kawki, ukochana wiewiórka Florek.

Idź do oryginalnego materiału