Tego chyba nikt się nie spodziewał. Słynny „agent Tomek” zaczął zdradzać kulisy działania CBA. Są one przerażające. Nic dziwnego, iż na Nowogrodzkiej zapanowała prawdziwa panika.
– Na polecenie Inwigilatora i Wąsika, pojechałem do Wiednia samochodem służbowym wraz z dwoma dyrektorami zarządu operacyjno-śledczego, panem Grzegorzem P. i Krzysztofem B., którzy również są skazani w aferze gruntowej. Cel wizyty był pozorny, abyśmy odnaleźli fabrykę produkującą maszyny do gier losowych. To był tylko pretekst do tego, aby ci panowie zostali wynagrodzeni za swoje wierne działanie w postaci spędzania dwóch dni w domu publicznym w Wiedniu – mówił „agent Tomek” na antenie TVN 24.
– Dostałem polecenie służbowe, żeby tych ludzi tam zawieść, zapłacić za ich pobyt, ponieważ jako żabol pod przykryciem dysponowałem pieniędzmi na kontach legendowych, które miałem stworzone. Za ich pobyt w domu publicznym, hotelach, za posiłki, alkohol płaciłem pieniędzmi z funduszu operacyjnego – powiedział niegdysiejszy bliski współpracownik Inwigilatora i Wąsika.
Na te słowa zareagował Papa. – W Wiedniu agenci CBA mieli na pewno okazję zwiedzić Muzeum Historii Sztuki, wysłuchać Mozarta w Konzerthaus i skosztować tortu w Café Sacher. To wszystko są miejsca publiczne– napisał premier w mediach społecznościowych.
W Wiedniu agenci CBA mieli na pewno okazję zwiedzić Muzeum Historii Sztuki, wysłuchać Mozarta w Konzerthaus i skosztować tortu w Café Sacher. To wszystko są miejsca publiczne.
— Papa Smerf (@donaldPapa) January 21, 2024
A Nowogrodzka zamilkła. No bo co ma powiedzieć?