Zamykamy 2024 rok, spoglądając na to, co najbardziej poruszało, prowokowało do myślenia i wywoływało dyskusje. To był czas pełen pytań, a koniec roku to idealny moment na ich przypomnienie, podsumowanie i spojrzenie w przyszłość. Dlatego przygotowaliśmy serię tekstów, które oddają ducha mijającego roku i wprowadzają nas w nowy 2025 rok.
Święta do dobry moment, aby zadać pytanie o to, czy chcemy wracać do tradycji, dlatego podsumowanie roku zaczynamy od przypomnienia tekstu o tradewives. Czy tradycyjne role społeczne wrócą do łask? Skąd wziął się fenomen tradewives w innych krajach i czy ten trend przyjmie się również w Polsce? O tym w wiosennym numerze Res Publiki Nowej pisał Jarema Piekutowski.
—
Czy ruch tradwives – kobiet pragnących powrotu do tradycyjnych ról społecznych żon i matek – przyjmie się w Polsce?
„Wyłania się nowy, globalny podział płci” – grzmi John Burn-Murdoch w „Financial Times”. Między mężczyznami a kobietami, zwłaszcza w młodych pokoleniach, pojawia się mur światopoglądowy i polityczny. Ten mur widać w danych z państw tak różnych, jak USA, Niemcy, Wielka Brytania, Polska, a choćby państw o bardziej tradycjonalistycznym nastawieniu, jak Korea Południowa. Badanie Instytutu Gallupa opisuje poglądy osób między 18 a 29 rokiem na skali od -50 (skrajny konserwatyzm obyczajowy) do +50 (skrajny liberalizm obyczajowy). Jeszcze na początku XXI wieku w Niemczech, Wielkiej Brytanii i Korei Południowej nie było pod tym względem istotnych różnic między mężczyznami a kobietami, a w USA były one niewielkie. Zwłaszcza w ciągu ostatnich dziesięciu lat zwiększyły się one znacząco. W Stanach Zjednoczonych przeciętny wynik mężczyzn oscyluje wokół zera (centryzm), a w przypadku kobiet jest to +40 (silny liberalizm obyczajowy). Przepaść rośnie także w Wielkiej Brytanii i w Niemczech ze względu na silny zwrot liberalny kobiet (w Wielkiej Brytanii przed 2010 były one wręcz bardziej konserwatywne od mężczyzn), a w Korei Północnej daje się zaobserwować bardzo silny zwrot konserwatywny wśród mężczyzn w ostatnich pięciu latach. Burn-Murdoch szuka przyczyn tych zmian w ruchu #MeToo, który wzmocnił znacząco przywiązanie do feministycznych wartości wśród młodych kobiet. Podziały te – a co za tym idzie, pogarszające się relacje między płciami – są jednym z czynników prowadzących do spadku wskaźników małżeństw i urodzeń. Ten trend nie słabnie. Przyczynia się do niego fakt, iż życie przenosi się do mediów społecznościowych, co pozwala mężczyznom i kobietom „zamieszkiwać oddzielone od siebie przestrzenie i doświadczać oddzielonych od siebie kultur” – konkluduje autor „FT”.
Gdy spojrzeć na całe społeczeństwo, na wszystkie grupy wiekowe, w Polsce te zmiany wydają się nie tak wyraźne – według raportu CBOS „Kobiety i polityka” zwrot lewicowy na podobnym poziomie można zaobserwować u obojga płci od 2007 roku. Jednak w przypadku najmłodszych grup wiekowych jest on dużo wyraźniejszy wśród kobiet niż wśród mężczyzn. O ile w grupie 18-24 w roku 2018 tylko 16% kobiet określało swoje poglądy jako lewicowe, to w 2021 roku – czyli po zaostrzeniu prawa aborcyjnego i protestach przeciw temu – było to już 42%. Następnie temperatura lewicowego zwrotu trochę zmalała, ale w 2023 roku było to przez cały czas 37%. Sondaż Oko.press z 2019 opisywał obawy kobiet i mężczyzn w wieku 18-39 lat. Okazało się, iż aż 31% mężczyzn (wobec 18% kobiet) boi się ideologii gender i ruchu LGBT. W kwietniu 2023 roku w sondażu Ipsos 37% mężczyzn w wieku 18-39 deklarowało głosowanie na Konfederację. Wprawdzie w wyborach parlamentarnych ten odsetek nie był aż tak znaczący, jednak w młodych pokoleniach, także w Polsce, spojrzenie na świat mężczyzn i kobiet zaczęło się znacząco różnić.
Te różnice są jedną z przyczyn, dla których w młodszych pokoleniach coraz trudniej o bliskie więzi. Badanie Pew Research Center z 2022 roku wskazuje, iż w grupie wiekowej 18-29 w USA samotnie żyje 34% kobiet i aż 63% mężczyzn. Podobnie jest w Niemczech, Japonii, Korei Południowej i w Polsce. Badanie MindGenic wskazuje, iż samotność odczuwa w Polsce 65% pokolenia Z – osób urodzonych po 1995 roku, przy czym z jednej strony kobiety częściej czują się samotne, a z drugiej to mężczyźni częściej wskazują na dyskomfort związany z samotnością. Narasta zjawisko, które już w 2019 i 2021 roku opisywałem na łamach „Nowej Konfederacji”, nazywając je seksualną i miłosną recesją. Wybór pozostawania w samotności jednak w Polsce najczęściej (zwłaszcza wśród kobiet) tłumaczony jest brakiem możliwości znalezienia odpowiedniego partnera. Widać jednak wyraźnie, iż koszty głębszych więzi, zarówno romantycznych, jak i erotycznych, stają się zbyt duże dla młodych pokoleń w porównaniu z korzyściami z tych więzi. Presja na wysoką jakość życia i konsumpcję, z którą mamy do czynienia w dobie największej inwazyjności reklam i marketingu powoduje, iż związek często staje się nieopłacalny. Zarówno od kobiet, jak i od mężczyzn świat wymaga robienia kariery, a od kobiet dodatkowo wymaga się bycia idealnymi matkami, zwłaszcza w dość tradycyjnym społeczeństwie, jakim jest społeczeństwo polskie. Ostatnie lata, które przyniosły pandemię, wojnę na Ukrainie, a wraz z nimi – niestabilność wcale nie przyczyniają się do obniżenia tej presji. „Matka Polka Pandemiczna pracuje zdecydowanie więcej niż przed pandemią, ma też dodatkowe obowiązki, ponieważ jednocześnie jest menadżerką życia codziennego, zajmuje się domem i utrzymaniem w nim porządku, jest kucharką, a często również terapeutką i nauczycielką” – pisze Monika Lewicka w artykule o życiu codziennym współczesnych matek w czasie pandemii.
Miłosna i seksualna recesja nie służy na dłuższą metę psychicznemu dobrostanowi. Pokolenie Z i późniejsze pokolenia najbardziej cierpi w obecnym kryzysie zdrowia psychicznego. Raport wydawnictwa Nowa Era wskazuje, iż zarówno rodzice, jak i nauczyciele, jednogłośnie wskazują kryzys zdrowia psychicznego jako największe w tej chwili wyzwanie dla szkół. Jak jednak obniżyć koszty związków we współczesnym świecie, w dobie wspomnianego nacisku na konsumpcję?
Im silniejszy jest globalny nacisk na życie zgodne ze standardami konsumpcji narzucanymi przez biznes, tym powszechniejsze stają się nurty buntownicze i alternatywne. Tak jak reakcją na globalizację stały się ruchy anty- i alterglobalistyczne, tak reakcją na trendy społeczne i powszechnie promowane wzorce związków w Stanach Zjednoczonych stał się ruch tradwives – kobiet pragnących powrotu do tradycyjnych ról społecznych żon i matek. Tradwives są zniechęcone współczesnym światem, który ich zdaniem jest dekadencki, konsumpcyjny – i promują tradycyjne małżeństwo, w którym to mężczyzna odpowiedzialny jest za utrzymanie, a kobieta zajmuje się domem i dziećmi. Ruch tradwives rozwija się przede wszystkim w mediach społecznościowych (zwłaszcza na TikToku, Instagramie i X) i – jak wskazuje Julie Ebner z magazynu „Primer” – tworzony jest przede wszystkim przez osoby młode, między 17 a 30 rokiem życia.
Oglądam film związanej z tym ruchem młodej, amerykańskiej influencerki, Estee Williams, pod tytułem „Co praktykujemy w naszym małżeństwie” (pierwsza część ma 470 tysięcy wyświetleń). Co praktykuje Williams? Na samym początku, iż nigdy nie chodzi na siłownię bez męża, aby uniknąć niechcianych zalotów. Od męża, żywiciela rodziny, nie oczekuje wykonywania żadnych prac domowych. Mąż ma ostatnie słowo w podejmowaniu najważniejszych decyzji finansowych. Nie wychodzi z domu po zmroku i unika znajomości z innymi mężczyznami. „Podporządkowuję się i służę mojemu mężowi. To biblijna zasada. Być pomocnicą mojego męża to dla mnie błogosławieństwo, a Biblia stwierdza, iż to mężczyzna jest głową rodziny, a nie kobieta. Więc to on przewodzi”.
Dopóki idea bycia tradwife ogranicza się do promocji uroków świadomie wybranego stylu życia, polegającego na pozostawaniu w domu i takim podziale ról, jaki odpowiada obojgu małżonkom, nie jest niebezpieczna. Jest to wręcz zrozumiała reakcja na bardzo silne, konsumpcyjne naciski społeczne i biznesowe. Skoro mimo starań pogodzenie kariery z silnymi więziami rodzinnymi okazuje się trudne, a wręcz niemożliwe, nie pomaga w tym państwo, samorządy i organizacje, a świat promuje atomizację – trudno się dziwić, iż niektórzy będą uciekać się do formuł alternatywnych. Niebezpieczeństwo pojawia się, gdy tradycjonalizm przekształca się w ideologię agresywną. Badanie Global Network on Extremism and Technology wskazuje, iż ruch ten bywa silnie powiązany jest z różnymi formami konserwatyzmu, także tymi najbardziej ekstremistycznymi, związanych z amerykańskim alt-rightem. W tym przypadku wiąże się z przekonaniem o wyższości rasy białej i z silnie akcentowaną homofobią. Część poglądów tradwives wydaje się lustrzanym odbiciem przekonań inceli i mężczyzn wyznających ideę Red Pill, w której „jakość” człowieka ma być mierzona jego „Sexual Market Value” – wartością na rynku seksualnym. Według redpillowców wartość ta zależy od wyglądu zewnętrznego i bogactwa. Tradwives, o których pisze Julie Ebner, przekonane są, iż najwyższą wartością kobiety dla mężczyzny jest jej wartość seksualna, która z kolei jest największa u młodych dziewic, „seksualnie nieskazitelnych”. Również wysoka liczba partnerów seksualnych (tzw. N-count) ma obniżać wartość kobiety w oczach mężczyzn. Można w takiej sytuacji powiedzieć, iż jedne okrutne wymagania świata zamieniane są na inne, równie trudne do spełnienia, i tradwives w pogoni za własnym ideałem wpadają w podobną pułapkę.
Jednak wydaje mi się, iż – wbrew niektórym autorom – na polskim gruncie idea tradwives raczej się nie przyjmie. W Stanach Zjednoczonych bowiem stoi za nią tęsknota za „złotym wiekiem kapitalizmu”, czyli za latami 50-tymi, kiedy to przypominające pin-up girls żony ubrane w pastelowe sukienki czekały z wymyślnymi posiłkami na swoich mężów w garniturach, wracających z pracy. Tę sielankę przedstawia na przykład film „Miasteczko Pleasantville” Gary’ego Rossa z 1998 roku. Wystarczy spojrzeć na Estee Williams, żeby przekonać się, iż wygląda ona jak idealna żona z przedmieścia amerykańskiej metropolii z 1955 roku. W polskim imaginarium brak tej nostalgii, więc ewentualne tradwives nie miałyby do czego się odwoływać. Tak czy inaczej, problem świata niesprzyjającego związkom i rosnącego muru między kobietami a mężczyznami dotyka także Polski, a więc i my będziemy mieli do czynienia z kolejnymi próbami rozwiązania tego problemu na nowo. W bardziej lub mniej udany sposób.
—
Photo by Jessica Rockowitz on Unsplash
—
Jarema Piekutowski – socjolog, publicysta, analityk. Publikuje w „Więzi”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, „Tygodniku Powszechnym”. Członek Rady thinkzine’u „Nowa Konfederacja”. Autor m.in. zbioru esejów „Od foliowych czapeczek do seksualnej recesji” (analiz przemian obyczajowości we współczesnym świecie).
—
Tekst pochodzi z wiosennego numeru Res Publiki Nowej 1/2024 Rodzina rozszerzona. Numer jest dostępny na stronie Res Publiki Nowej.
—
Dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury