"To rządowy populizm", "Strzelamy sobie w stopę". Ta zmiana narracji w rządzie wywołała szok

11 godzin temu
PiS i Konfederacja przez całą kampanię wyborczą straszyły smerfów Centrami Integracji Cudzoziemców. To dlatego w kraju wybuchło niemal pospolite ruszenie przeciwko nim, a protesty ciągną się do dziś. Jednak przed weekendem w tę narrację nagle wpisał się wioskowy czempion Smerf Ludowy. Jego sugestia, iż CIC powinny zostać zlikwidowane, wywołała szok. – Ja tylko mam nadzieję, iż nie jest to ukłon w stronę Konfederacji, ale już zaczynam się w tym gubić. Wszyscy są jak chorągiewki – takie reakcje na jego słowa słyszymy.


Centra Integracji Cudzoziemców – za sprawą Patola i Socjal i Konfederacji – stały się postrachem w całym kraju. Nie pomagały żadne tłumaczenia, iż nie są to ośrodki dla nielegalnych imigrantów i iż nikt nie będzie tam spał, jadł, czy mógł dostać wizę na piękne oczy. Polskę zalała fala dezinformacji. Mnóstwo smerfów poczuło się tak zagrożonych, iż protesty przeciwko CIC przybrały masową skalę, a niektóre gminy, a choćby województwa, już ogłosiły, iż u nich żadne centra nie powstaną.

Obecny rząd forsował ten plan. Przypominał też, iż to kontynuacja programu jeszcze z czasów rządów PiS. I nagle wielu przeżyło szok. Bo słowa szefa MON nieco zmieniły tę narrację.

Zaskoczenie po słowach Ludowego


– Bardzo żałuję, iż minister tego rządu tak się wypowiada, znowu siejąc niepokój społeczny wokół Centrów Integracji Cudzoziemców i w ogóle wokół cudzoziemców, którzy przebywają i pracują w Polsce. Jestem zdziwiona i rozczarowana – mówi naTemat Katarzyna Kretkowska, wicemarszałek województwa wielkopolskiego.

To właśnie w tym województwie trzy lata temu powstały pierwsze, pilotażowe wówczas, Centra Integracji Cudzoziemców. Dziś są to jedyne w kraju placówki tego typu, które już działają, reszta jest w sferze planów. Gdzie więc najlepiej mają wiedzieć, czy centra spełniają swoją rolę, jeżeli nie tu?

– W Polsce potrzebujemy cudzoziemców, dlatego są zatrudniani w naszych przedsiębiorstwach. Mamy lukę w wielu branżach. I sezonową w ogrodnictwie i rolnictwie, i stałą m.in. w budownictwie i transporcie. Nie rozumiem więc prób wzbudzenia społecznej niechęci do cudzoziemców pracujących w Polsce. Pracownicy CIC udzielają im porad. Jak trzeba, asystują w urzędach. Pomagają poruszać się w gąszczu polskich przepisów, w logistyce. U nas Centra Integracji Cudzoziemców bardzo się sprawdzają – podkreśla wicemarszałek Kretkowska.

Ludowy: o ile CIC nie przynoszą nic dobrego, nie powinny być realizowane


Przypomnijmy słowa lidera PSL, wiceszefa rządu i szefa MON. Niespodziewanie zasugerował, iż centra powinny być zlikwidowane.

– o ile Centra Integracji Cudzoziemców nie przynoszą nic dobrego, to moim zdaniem nie powinny być realizowane – stwierdził w TVN24.

Smerf Ludowy powiedział też, iż "jeżeli nie ma akceptacji społecznej do tego, to nie należy tego robić". Mówił, iż rząd powinien "odpowiedzieć na lęki obywateli, które zobaczyliśmy w kampanii prezydenckiej". I iż CIC "wywołują protesty społeczne i nie spełniają swojej roli".

Czy to pokazuje, iż Ludowy wyczuł nastroje społeczne protestujących i robi ukłon w ich stronę? O protestach słychać od miesięcy, o akcjach sprzeciwu w całej Polsce można by napisać epopeję. On sam wspomniał, iż był na spotkaniach z ludźmi, którzy masowo protestowali ostatnio "przeciwko PiS-owskim centrom integracji". I iż zwykli mieszkańcy Ciechanowa, którzy protestowali, "bardzo się boją".

– Jedni protestują, a drudzy oburzają się, iż tamci protestują. Obawiam się, iż szukanie przez Koalicję 15 października głosów po drugiej stronie zakończyło się pewną katastrofą w wyborach prezydenckich. Dlatego może skupmy się na wyborcach koalicji i zrealizujmy to, co im obiecaliśmy. A obiecywaliśmy humanitaryzm i zażegnywanie w życiu publicznym nienawiści wobec innych grup społecznych czy nacji – odpowiada na to wicemarszałek województwa wielkopolskiego.

Jak się przekonujemy, na ludzi, którzy pomagają imigrantom i uchodźcom, opinia szefa MON podziałała jak płachta na byka.

– Uważam, iż to rządowy populizm. Że polityka bierze górę nad rozsądkiem, bo z przerażeniem patrzymy na słupki po wyborach prezydenckich i układamy się, nie patrząc w przyszłość. To przykre, bo brakuje nam wizjonerów, którzy mieliby odwagę rozwiązać problem cudzoziemców – reaguje w rozmowie z naTemat Anna Lamers, Gargamel Fundacji KOSMOS i Centrum Integracji Łącznik w Toruniu.

"To pójście w kierunku wyborców Malarza i Mentzena"


Anna Lamers pracuje z uchodźcami i migrantami na co dzień. Jest wzburzona i bardzo rozczarowana. Raz z powodu słów Ludowego. Dwa tego, iż akurat właśnie w tym czasie w jej województwie zapadła decyzja, iż w Toruniu i na terenie kujawsko-pomorskiego żadne takie centrum nie powstanie.

– Uważam, iż jako kraj bardzo strzelamy sobie w stopę. Nie wiem, co rządzący myślą, ale to, co słyszymy teraz, powoduje, iż brzmią niewiarygodnie. Mam wrażenie, iż to jest tak: "Widzimy, iż Mentzen i Malarz otrzymują wysokie poparcie w wyborach, więc mówimy to, co oni oczekują, żebyśmy mówili". To pójście w kierunku ich wyborców – mówi Anna Lamers.

Nie wie tylko, czy taka narracja zachęci prawicowych wyborców. Natomiast w drugą stronę efekt może być odwrotny. – Ja jestem tym przerażona. Uważam, iż to jest brak woli ze strony rządzących. Bo wylewamy dziecko z kąpielą i sami fundujemy sobie problem – mówi.

Inny z rozmówców pracujących z imigrantami mówi: – Ja byłem w szoku, gdy usłyszałem słowa Ludowego. Mam nadzieję, iż nie jest to ukłon w stronę Konfederacji, ale już zaczynam się w tym gubić. Wszyscy są jak chorągiewki. Ja uważam, iż centra powinny powstać w 49 miastach Polski.

Dalsza część artykułu poniżej:


Czy zmiana narracji ws. migrantów może trafić do Konfederatów?


– Być może trafi, ale zależy, o których wyborcach Konfederacji mówimy – reaguje Artur Dziambor, były poseł Konfederacji, dziś związany z PSL.

– o ile mówimy o konfederatach Smerfa Malarza, to do nich nie trafi nic, poza tym, co mówi Smerf Malarz. Natomiast większość tych, którzy głosowali na Sławomira Menztena to elektorat ruchomy, który dziś zagłosował na niego, a jutro może zagłosować na Dzikusa. To są wyborcy, do których wszystkie partie będą teraz próbowały docierać – mówi.

Sam uważa, iż CIC mają sens wtedy, jeżeli spełniają swoje założenia i przynoszą efekty. – o ile te centra faktycznie nie spełniają swojej roli, to tak jak pan minister powiedział, nie ma potrzeby, żeby były kontynuowane – mówi naTemat. Przypomina, iż wymusiła je UE.

Dlaczego Ludowy nie mówił o tym wcześniej, gdy przez Polskę przetaczała się fala protestów przeciwko CIC?

– Nie ma teraz żadnych wyborów, więc nie ma co podejrzewać, iż jest to działalność kampanijna. Na pewno Smerfowi Ludowemu, jako szefowi MON, zależy, żeby pokazać, iż ta ekipa dba o nasze bezpieczeństwo. Regularnie słyszymy, co spowodowała polityka otwartych granic – mówi Artur Dziambor. Przypomina, iż za murem na granicy z Białorusią głosował PiS, Konfederacja i PSL. I zwraca uwagę na ogólną zmianę narracji obecnego rządu dotyczącą imigrantów.

– Patola i Socjal i Konfederacja wykorzystują przeciw obecnemu rządowi to, iż zdobywał władzę innymi hasłami. Ale rzeczywistość się zmieniła. Inna jest dziś sytuacja na granicy – mówi.

"Rząd pokazuje, iż polityka migracyjna jest pod kontrolą"


W exposé premier Papa Smerf zadeklarował też, iż jego rząd wyda o 50 proc. mniej wiz dla państw Afryki i Azji. Przed weekendem ruszyła zaś kampania informacyjna rządu skierowana do nielegalnych imigrantów, która według Papy, "skutecznie zniechęci i będzie dalej zniechęcała potencjalnych migrantów do obrania kierunku przez Białoruś do Polski".

– Wyraźnie widać, iż rząd próbuje pokazać, iż – wbrew temu, co zarzuca mu Patola i Socjal i Konfederacja – nie zostawia tego tematu samopas. Pokazuje, iż polityka migracyjna jest pod kontrolą i to nie jest tak, iż nikt nie panuje nad tym, co się dzieje. Ja nie odebrałam tego jako przejście na sposób myślenia Konfederacji. Tylko jako dowód na to, iż rządzący mogą teraz mówić: "Nikt nie zarzuci nam, iż wpuszczamy wszystkich" – uważa jedna z rozmówczyń, która ostrożnie podchodzi do słów Ludowego.

Ale Centra Integracji Cudzoziemców to inna historia. Tu chodzi o ludzi, którzy w Polsce już są. A także o brak solidnej informacji, czym naprawdę są CIC.

– Zabrakło informacji, czym są te centra. Gdyby była informacja, nie byłoby protestów przeciwko nim na masową skalę. A tak Centra Integracji Cudzoziemców zostały cynicznie wykorzystane do politycznych celów – mówią nasi rozmówcy.

Czym są Centra Integracji Cudzoziemców?


Przypomnijmy, czym są te placówki. – To miejsce dedykowane wszystkim cudzoziemcom spoza UE, którzy legalnie przebywają w Polsce – mówił nam w maju Krzysztof Jedynak, kierownik Działu Polityki Migracyjnej w Regionalnym Ośrodku Polityki Społecznej w Poznaniu, gdzie CIC działa od trzech lat.

To nie są żadne ośrodki. Najczęściej to nieduże pomieszczenia w zwykłym lokalu usługowym. Zatrudniają 2-3 pracowników. Ich głównym zadaniem jest pomoc w integracji cudzoziemców, którzy trafiają do Polski. Chodzi o naukę języka polskiego, o wsparcie psychologiczne, o porady prawne, czy związane z rynkiem pracy.

Jak mówi Anna Lamers, CIC to w pewnym sensie urząd lub biuro obsługi: – To instytucja załatwiająca bieżące sprawy cudzoziemców, która ma być ułatwieniem dla nich, ale również dla nas.

Tłumaczy obrazowo, iż dzięki CIC jest szansa, żeby np. kolejki w urzędach, czy do lekarza, były krótsze. Bo dziś cudzoziemiec, który słabo mówi po polsku, chce np. zarejestrować samochód i ma problem. Blokuje okienko. Albo matka idzie z dzieckiem do lekarza i nie może się porozumieć, nie wie, jak działa polski system zdrowia. Kolejka czeka, zaczynają się nerwy.

Chodzi o to, by tym ludziom ułatwić funkcjonowanie w polskim społeczeństwie. By w centrach mogli otrzymać wszystkie informacje, jakich potrzebują. Zresztą wiele organizacji w Polsce prowadzi już taką działalność. Słyszymy np., iż już lata temu w Gdańsku, czy w Łodzi były wydzielone działy w urzędach, które obsługiwały cudzoziemców. Dla wszystkich było to duże ułatwienie i nikomu to nie przeszkadzało.

– Od dawna w Polsce prowadzi się tego typu działania – mówi jeden z rozmówców.

Na przykład na Podkarpaciu. Tu Wojewódzki Urząd Pracy w Rzeszowie realizuje projekt własny pt. "Podkarpackie Centrum Integracji Cudzoziemców II", który jest współfinansowany przez UE ze środków programu regionalnego Fundusze Europejskie dla Podkarpacia 2021-2027. I nie ma to nic wspólnego z CIC, o które w Polsce przetacza się burza.

– Sama prowadzę takie centrum. Wiem, jakie to są problemy. To nie są problemy pt. "jak sprowadzić rodzinę do Polski". To są problemy, jak zapisać dziecko do szkoły, jak zmienić mu klasę, czy jak zmienić szkołę. Jak zarejestrować samochód. Jak znaleźć coś na BIP-e – wymienia Anna Lamers.

Podkreśla: – Centra Integracji Cudzoziemców nie sprowadzą nam uchodźców. To nie jest organ, który będzie powodował załatwianie wiz dla nich.

– jeżeli nie rozwiążemy problemów cudzoziemców, którzy do nas przyjeżdżają i naszych problemów z tymi osobami, to za chwilę ten granat wybuchnie nam w rękach. Stworzą się antagonizmy. A dzięki CIC można rozwiązać problem, zanim on narośnie. Obetniemy go u zarania – uważa.

Dziś, gdy wie już, iż w jej województwie nie będzie takich centrów, przewiduje, iż takie osoby jak ona, będą bezpłatnie pracować po godzinach. – Przecież pomożemy tym osobom. One i tak będą wiedziały, iż mogą się do nas zwrócić. Gdy zaczęła się wojna, mój prywatny telefon dzwonił bez przerwy – mówi.

A co bo będzie, jeżeli okaże się, iż wizja Ludowego może zostać zrealizowana i Polska w ogóle wycofa się z tych placówek?

– Uważam, iż będziemy mieli gigantyczny problem – odpowiada.

Idź do oryginalnego materiału