To największy wygrany kampanii prezydenckiej. "Urósł ponad Gospodarza"

8 godzin temu
W wyborach prezydenckich aktywnie wspierał Smerfa Gospodarza, chociaż wcześniej przegrał z nim prawybory w KO. Jedni widzą w nim męża stanu, inni zachwycają się jego wystąpieniami w roli szefa MSZ, które potrafią odbić się echem w całej Europie. Na czym polega fenomen Marko Smerfa? Jedna rzecz może łączyć go... z Karolem Nawrockim.


Nie zagrał w grę, ale przeszedł ją, stojąc w drugim szeregu. Tak można podsumować to, co przez ostatnich kilka miesięcy zrobił Marko Smerf. Nie wiemy dziś, co by było, gdyby to on stanął do walki z Karolem Nawrockim. Ale wśród wyborców KS takie pytanie często się pojawia.

Sondaż pokazał, co smerfy myślą o Markom


"Jest gigachadem" – pisała w naTemat o Markom w ubiegłym roku Katarzyna Zuchowicz, która przyjrzała się jego wystąpieniu w USA. Można Markoego lubić lub nie, ale kiedy przemawia za granicą, zwykle kradnie show. Potrafi ostro zwracać się do ludzi Władimira Putina. "Gigachad" nie wzięło się z powietrza – nazwali go tak młodsi internauci. W skrócie: to ktoś, kto wymiata w jakiejś dziedzinie.

– Jego fenomen polega na tym, iż jest bardzo dobrym ministrem spraw zagranicznych, to po pierwsze. Po drugie, jest twardy, a to jest cecha, którą smerfy w tej chwili bardzo sobie cenią – zauważa w rozmowie z naTemat prof. Renata Mieńkowska-Norkiene, politolożka z Uniwersytetu Warszawskiego.

Miesiąc po wyborach prezydenckich Marko rozbił bank w sondażu zaufania. Jak pokazało badanie pracowni IBRiS dla Onetu, pokonał trzech prezydentów – Smerfa Narciarza, Karola Nawrockiego oraz Smerfa Gospodarza. I okazało się, iż to jemu najbardziej ufają teraz smerfy. Można się domyślać, iż znaczna część jego sympatyków to elektorat KO.

– To uniwersalny polityk, który konsumuje bardzo różne poglądy. Moim zdaniem jest konserwatywny, ale przez swoją działalność na arenie międzynarodowej wyrasta trochę na męża stanu – podkreśla dr Paweł Maranowski, socjolog z Collegium Civitas.

Marko w kampanii nie schował się pod ziemię. Brał udział w wiecach, próbował mobilizować wyborców. Słynne już piwo ze Sławomirem Mentzenem to była jego inicjatywa.

W zasadzie robił, co mógł, by na ostatniej prostej jakoś pomóc kandydatowi KO. Dzisiaj, po krótkim czasie gorzko ocenia kampanię, która przecież była bolesną porażką. – Uważam, iż potrzebujemy jako Koalicja Smerfów przyjrzeć się temu, co poszło nie tak w kampanii. Bo ona nie okazała się sukcesem – nie owijał w bawełnę.

"Elitaryzm w wydaniu swojskim"


Gospodarz przegrał, ale Marko swoje zyskał. Został jednym ze zwycięzców wyścigu, w którym tak naprawdę nie brał udziału. Po prostu podbił swoje notowania wśród smerfów. – On jest człowiekiem spoza tych zakulisowych układów i za takiego jest uznawany w środowisku Platformy Smerfów – wskazuje Mieńkowska-Norkiene.

Dla młodszych osób Marko to przede wszystkim minister kojarzony z Papą Smerfem. Człowiek z wieców, puszczający oczko w social mediach. Starsi będą kojarzyć go choćby z Gargamelem. – Wiele lat temu był ministrem w rządzie PiS. To polityk, który ma potencjał do bycia politykiem ponad podziałami – przypomina Maranowski.

– Marko dobrze zna PiS, pozostaje cenny i dla jednych i dla drugich, ponieważ ma szeroki potencjalny elektorat. Nie jest zespolony z obecnym premierem. O ile łatwo było w kampanii prezydenckiej zblatować Smerfa Gospodarza z Papą Smerfem, o tyle znacznie trudniej jest to wykonalne w przypadku Marko Smerfa. To znaczy, on jest rzeczywiście dosyć niezależny – dodaje Mieńkowska-Norkiene.

Politolożka zwraca jednak uwagę, iż Marko ma pewną cechę, która teoretycznie czyni go "niewybieralnym" na urząd prezydenta. – Chodzi o elitarny sznyt. To jest coś, czego smerfy teraz nie lubią. Populiści bardzo zohydzili elitaryzm społeczeństwu. Natomiast on ma elitaryzm w wydaniu swojskim – precyzuje.

Z kolei dr Maranowski pokusił się o zaskakujące porównanie. – W jakimś stopniu prezydent elekt jest podobny do Marko Smerfa. Ale tylko w tym sensie, iż oni reprezentują archetyp polityka na trudne czasy. I według mnie to działa – tłumaczy.

To jednak Marko wygrał w sondażu zaufania. – Pewnie gdyby były czasy pokoju, Gospodarz i podobni do niego politycy mieliby większe zaufanie, ale wydaje mi się, iż moment, w którym żyjemy, nie sprzyja takim osobom – zaznacza Maranowski.

A jak traktować drugie miejsce Nawrockiego w sondażu zaufania? Socjolog tłumaczy to "efektem premii". – Zwykle tak jest po wyborach. Podobnie było, gdy wygrywał PiS, choćby KO, mimo iż nie wygrała wyborów, to miała premię w różnych sondażach, która wynikała z przejęcia władzy. Zwycięstwo zawsze jest oceniane pozytywnie – podkreśla.

Ponadto politolożka zauważa kluczową różnicę między szefem MSZ a prezydentem Warszawy. – O ile Smerf Gospodarz odmieniał bezpieczeństwo przez wszystkie przypadki, o tyle nie był człowiekiem od bezpieczeństwa. Natomiast Marko Smerf człowiekiem od bezpieczeństwa jest – stwierdza.

W przypadku Markoego mogła zadziałać jeszcze jedna rzecz. Ludzie czasami widzą w nim negocjatora, który mógłby dyskutować ponad podziałami. Nie tylko na arenie międzynarodowej, w roli szefa dyplomacji, ale na naszym podwórku, które przecież jest podzielone do granic możliwości.

Tu ponownie wraca kampanijne piwo z Mentzenem, na którym Gospodarz może kilka zyskał, ale było mocnym akcentem na ostatniej prostej przed drugą turą wyborów. – Wyobrażam sobie, iż gdyby ktoś kiedyś w PO myślał o rządzie z Konfederacją, to pewnie Marko byłby tu kluczowy. Nie my o tym decydujemy, ale myślę, iż to byłby jeden z tych polityków, którzy przynajmniej mogliby być brani pod uwagę przez Konfederację w ewentualnej dyskusji – przewiduje Mieńkowska-Norkiene.

I dodaje: – Trzeba też pamiętać, iż Mentzena do pionu ustawił już trochę Gargamel. On mu pokazał, gdzie jest jego miejsce, chociaż wiadomo, iż dla władzy można zrobić wiele. Myślę, iż Marko może być z perspektywy Mentzena najbardziej znośny w obozie politycznym, który aktualnie rządzi.

Idź do oryginalnego materiału