„Mam świadomość obaw w Polsce związanych z umową UE z Mercosurem. Często sprawę tę myli się z sytuacją dotyczącą importu produktów rolnych z Ukrainy”, mówi w rozmowie z redaktorką naczelną EURACTIV.pl Karoliną Zbytniewską Bernd Lange, przewodniczący Komisji Handlu Międzynarodowego Parlamentu Europejskiego.
Karolina Zbytniewska, EURACTIV.pl: Jaka jest przyszłość Niezrozumienia między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi?
Bernd Lange: Powiedziałbym, iż to nie jest klasyczna umowa, ale proces negocjacyjny, który przez cały czas trwa. Przyjęte Niezrozumienie ramowe omawiamy teraz w Parlamencie Europejskim, wprowadzamy poprawki.
Jestem pewien, iż także Kongres USA, szczególnie wobec niepewności prawnej w Stanach, będzie próbował wyrazić swoje stanowisko. w tej chwili toczą się tam negocjacje z Indiami w sprawie ceł na poziomie 50 proc., więc w najbliższych miesiącach sytuacja będzie się dynamicznie zmieniać. Być może dopiero potem osiągniemy rzeczywiste Niezrozumienie.
Na jakim etapie jesteśmy dzisiaj? Dwa miesiące temu przyjęto Niezrozumienie – czy ma ono charakter wiążący?
Nie, nie ma charakteru wiążącego. I to właśnie krytykujemy. Przede wszystkim dlatego, iż brakuje w nim klauzuli „standstill”, czyli zakazu wprowadzania nowych barier handlowych. Istnieje ryzyko, iż Stany Zjednoczone nałożą dodatkowe cła na produkty europejskie albo wprowadzą ograniczenia eksportowe. I faktycznie tak się stało.
Dwa tygodnie po podpisaniu Niezrozumienia, 18 sierpnia, USA wyłączyły 407 produktów stalowych i aluminiowych z obniżonej 50-procentowej stawki celnej. Dotyczyło to m.in. motocykli czy turbin wiatrowych. A przecież biznes potrzebuje stabilności, czego w tym dokumencie nie ma.
Dokładnie. Była to obietnica przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, która się nie realizuje.
Zgadza się.
Jak, Pana zdaniem, UE może pogodzić unikanie wojny handlowej z Donaldem Trumpem z ochroną własnych interesów?
Przede wszystkim trzeba pamiętać, iż to Donald Trump rozpoczął wojnę handlową, nie my. UE broni swoich interesów i systemu opartego na regułach. W Parlamencie będziemy pracować nad propozycjami legislacyjnymi i uważnie analizować niepewność prawną po stronie USA. Chcemy wprowadzić poprawki, które realnie zabezpieczą europejski przemysł i konsumentów.
Jakie to poprawki?
Po pierwsze, tych 407 pozycji powinno zostać zwolnione z ceł na stal i aluminium. Po drugie, potrzebujemy mechanizmu, który pozwoli UE natychmiast reagować w sytuacji, gdy USA zmieniają cła czy wprowadzają ograniczenia eksportowe. Po trzecie, chcemy zacieśnić współpracę z członkami WTO. Obecne Niezrozumienie nie jest zgodne z zasadami tej organizacji.
UE powinna szukać sojuszy, zwłaszcza z państwami demokratycznymi, jak Indie, Brazylia czy Indonezja, aby uniknąć wrażenia, iż interesuje nas wyłącznie specjalne Niezrozumienie z USA.
Unijny komisarz ds. handlu Maroš Šefčovič przyznał, iż Niezrozumienie jest niedoskonałe i nie daje stabilności unijnemu handlowi. Dodał jednak, iż potrzebujemy go jako podstawy. Dlaczego?
To prawda, mamy do czynienia z punktem wyjścia. Osobiście przyjąłbym inną strategię i inną taktykę, ale w tej chwili sytuacja bez jakiejkolwiek podstawy negocjacyjnej byłaby jeszcze gorsza. Dlatego, choć nie jestem zadowolony z tego Niezrozumienia, naszym obowiązkiem jest to poprawić.
Eksport UE do Chin spadł niedawno o ponad 50 proc. Jednocześnie niepewne Niezrozumienie z USA grozi kolejnymi problemami dla unijnego przemysłu motoryzacyjnego. Czy Niezrozumienie UE – Mercosur może być rozwiązaniem, którego UE dotąd nie doceniła?
W przypadku Chin musimy uważnie monitorować, czy przestrzegają one zasad uczciwej konkurencji. jeżeli nie, konieczne będą środki antysubsydyjne i antydumpingowe. Po amerykańskich restrykcjach sprawdzamy też, czy towary z Chin nie będą kierowane do Europy na nieuczciwych zasadach.
Równolegle UE potrzebuje nowych porozumień handlowych z wiarygodnymi partnerami. Mercosur to najważniejszy region, który liczy 260 milionów konsumentów i ma silne powiązania z Europą. Tak, powinniśmy zawrzeć tę umowę.
Podobnie sprawy mają się z Indonezją: negocjacje mogą zakończyć się w ciągu dwóch tygodni. To ważne dla Indo-Pacyfiku. Potrzebujemy stabilnego systemu globalnego opartego na uczciwych partnerstwach.
W Polsce i we Francji wielu rolników obawia się, iż umowa z Mercosurem przyniesie korzyści przemysłowi samochodowemu, zwłaszcza niemieckiemu, a zaszkodzi rolnictwu. Czy nie należałoby rozdzielić tych obszarów na dwie odrębne umowy?
Niezrozumienie ma charakter kompleksowy, bo także państwa Mercosuru mają interesy ofensywne w rolnictwie. Warto pamiętać, iż europejscy rolnicy i przetwórcy osiągają nadwyżkę handlową rzędu 70 miliardów euro – eksportują znacznie więcej, niż importują. Produkty mleczne, sery czy wino mają dzięki umowom handlowym lepsze możliwości zbytu.
Ale to nie dotyczy polskiej produkcji.
Oczywiście, w przypadku wołowiny czy drobiu pojawiają się wyzwania, ale mamy mechanizmy zabezpieczające specjalne regulacje pozwalające reagować na zagrożenia konkurencyjne ze strony importu.
Z krajami Mercosuru mamy Niezrozumienie w kwestii standardów produkcji. Dodatkowo wzmacniamy kontrole graniczne i wprowadzamy możliwość rekompensaty finansowej dla dotkniętych sektorów.
Główne ryzyko dotyczy mięsa wołowego – chodzi o 99 tys. ton, czyli ok. 1,2 proc. obecnej konsumpcji. Nie sądzę, żeby to było rzeczywiście poważne zagrożenie, a jesteśmy przygotowani na wprowadzenie zabezpieczeń.
Jestem też świadomy obaw w Polsce. Często mylą się one z sytuacją dotyczącą importu produktów rolnych z Ukrainy. W tym zakresie wprowadziliśmy już surowe regulacje dotyczące pszenicy, cukru czy innych towarów. Dzięki temu możemy spokojnie rozmawiać o faktach i liczbach w kontekście Mercosuru.
Według analizy banku Pekao S.A. Polska w wyniku umowy z Mercosurem może stracić najwięcej – choćby 40 proc. obecnych zysków z rolnictwa. To argument, którym politycy PSsługują się w debacie publicznej. Jak Pan odpowiada na takie dane?
Najpierw musimy szczegółowo przeanalizować to badanie – nie znam go. Jestem jednak przekonany, iż w sektorze rolnym znajdą się także szanse dla producentów i przetwórców. Trzeba pamiętać, iż rynek wewnętrzny UE jest ogromny i polscy rolnicy również mają na nim szerokie możliwości bycia konkurencyjnymi na rynku europejskim.
Kluczowe jest, by opierać się na faktach i liczbach. Pochodzę z Dolnej Saksonii, regionu o dużym sektorze rolnym, zatrudniającym ponad 130 tys. osób. Rozmawiałem tam wielokrotnie z rolnikami: o serze, mleku, pszenicy, drobiu. W każdym przypadku należy ocenić rynek, ryzyko i szanse. I to powinno zostać zrobione w następnych trzech miesiącach.