Test lustra, czyli Homo sapiens przegląda się w oczach innych gatunków

10 miesięcy temu

Mamy do czynienia z opowieściami o umieraniu i śmierci, ale w specyficznym kontekście: w przypadku wszystkich opisanych zwierząt, za wyjątkiem Dawida Siwobrodego, spotkanie z człowiekiem kończy się zawsze w najgorszy możliwy sposób. Z powodu tych dramatycznie przełomowych kontaktów, fragmenty życia wybranych osób pozaludzkich przeplatają się i nierozerwalnie łączą z aspektami życia osób ludzkich, choćby arcyludzkich: z naszą głupotą, zabobonami, a zwłaszcza irracjonalnym strachem pomieszanym z euforią zabijania i pragnieniem władzy nad dziką przyrodą.

Książka Roberta Jurszo nie jest lekturą ani łatwą, ani przyjemną w odbiorze, gdyż przybliża z dokumentalną dokładnością pewne najważniejsze momenty z życia zwierząt. Są nimi (zazwyczaj) śmiertelne w skutkach zmiany, jakie zachodzą u danego zwierzęcia, gdy spotka na swojej drodze człowieka – tytułową nagą małpę. Mamy więc do czynienia z opowieściami o umieraniu i śmierci, ale w specyficznym kontekście: w przypadku wszystkich opisanych zwierząt, za wyjątkiem Dawida Siwobrodego, spotkanie z człowiekiem kończy się zawsze w najgorszy możliwy sposób. Z powodu tych dramatycznie przełomowych kontaktów, fragmenty życia wybranych osób pozaludzkich przeplatają się i nierozerwalnie łączą z aspektami życia osób ludzkich, choćby arcyludzkich: z naszą głupotą, zabobonami, a zwłaszcza irracjonalnym strachem pomieszanym z euforią zabijania i pragnieniem władzy nad dziką przyrodą.

Opowiedzianą mozaikę silnych emocji, nonsensownych decyzji, okrutnych działań oraz prób profesjonalnego ratowania zwierząt ułożył Robert Jurszo w literackie zwierciadło, które z bolesną szczerością ukazuje nam dosłownie i w przenośni nagą małpę. Nagą, gdyż odartą z upiększających, pielęgnowanych i zaciekle bronionych mitów na temat własnej odmienności oraz wyjątkowości na tle przyrody. Nagą, czyli taką, jaką obiektywnie widzi nas pewna część królestwa zwierząt (mająca nieszczęście wchodzić z nami w relacje: bez kulturowych gloryfikacji i filozoficznych uniesień nad ludzką naturą. Innymi słowy, w Spotkaniach z nagą małpą zobaczymy swoją własną obecność, ale uchwyconą zmysłami, doznaniami i uczuciami spoza ludzkiej „bańki gatunkowej” – obecność przepełnioną nędzą naszych małostkowych, niezdarnie maskowanych uprzedzeń, kompleksów, pretensji oraz żądz. I nie mamy tu do czynienia z historiami o demonicznym złu szalonych naukowców czy jednostek patologicznie zdemoralizowanych. Wręcz przeciwnie, wszechobecność banalnej mieszanki niewiedzy, lęków, poczucia władzy i okrutnej przyjemności z m.in. komercyjnego odstrzału zwierząt przenika ogół, generując szkodliwe kategorie „naturalnych zasobów”, którymi trzeba zarządzać oraz otaczających nas „szkodników”, które trzeba wyeliminować. Wszechobecność oznacza tutaj zarówno wędkarza, który oskarża kormorany o zjadanie ryb i mieszkańca prowincji, oskarżającego dziki o zrycie ogródka. Ale także Dyrekcję Lasów Państwowych i Ministerstwo Środowiska, które… oskarżyły łosie o łamanie drzew i zrywanie kory [str. 84-86]. Jak więc wskazuje Autor książki, nie byłoby pasjonującej historii o początkach kariery naukowej Jane Goodall bez Dawida Siwobrodego i nie zaistniałaby sensacyjna historia Margaret Lovatt bez delfina Petera. Niestety również lokalnie nie znalibyśmy potworności np. kłusownictwa, gdyby nie tragiczna opowieść o Panu Gawronie i najpewniej umykałaby naszej uwadze żenująco ekwilibrystyczna retoryka Polskiego Związku Łowieckiego, jeżeli przy okazji historii pewnego żubra i wilczycy nie nagłaśniano by odstępstw od generalnego zakazu zabijania właśnie żubrów oraz wilków.

Nie zdradzając szczegółów treści, otrzymujemy sześć historii, których bohaterami są delfin Peter, szympans Dawid Siwobrody, wilczyca Gudrun, łosza Matylda, żubr Wiking i Pan Gawron. Z każdej opowieści płynie pewna doza wiedzy oraz gorzki morał. A więc dowiadujemy się co nieco o imponujących zdolnościach intelektualnych zwierząt np. w kontekście wytwarzania narzędzi, o ich bogatym życiu emocjonalnym (np. głębokiej przyjaźni) bądź o złożonych relacjach społecznych i niezwykłych rytuałach kulturowych [str. 58-59] wybranych gatunków. Jednocześnie śledzimy dzieje m.in. brutalnych form rozrywki (delfinaria, myślistwo) i absurdalnych pomysłów, wynikających czasem z powszechnej ignorancji (iluzja „ratowania” młodych ssaków i ptaków), czasem z naiwnej antropomorfizacji innych gatunków (np. uczenia naczelnych ludzkiej mowy), a najczęściej z destrukcyjnej żądzy kontrolowania tego, co dzikie, nieoswojone i często niezrozumiałe (odstrzał osobników agresywnych lub wyrządzających szkody). Wszystkie opowiadane działania nieuchronnie prowadzą do wspólnego mianownika: ludzka ingerencja w pozaludzki świat psychofizyczny i w całe ekosystemy – poprzez zniewolenie, nonsensowne eksperymenty czy kultywowanie okrutnej tradycji łowieckiej – kończy się ciężkimi zaburzeniami psychicznymi zwierząt, ogromem ich cierpienia i ostatecznie bolesną śmiercią przedstawionych jednostek.

Dwie historie dotyczą odległych miejsc na innych kontynentach, natomiast większość opowieści dzieje się w naszym kraju, gdzie co najmniej trzy opisane, kontrowersyjne zjawiska stanowią o wyzwaniu intelektualnym, jakim poddaje nas lektura książki Roberta Jurszo. Pierwszym jest porażający w swej ignorancji anachronizm gospodarki łowieckiej wraz z bestialstwem komercyjnych polowań na gatunki ściśle chronione, gdzie myśliwi okazują się poważnym zagrożeniem dla rodzimych populacji zwierząt [str. 109-115]. Drugim jest merytorycznie uargumentowana konieczność kontroli stad dzikich zwierząt (np. poprzez obroże telemetryczne, a choćby dokarmianie) w celu skutecznej ochrony całej populacji [118-119]. Trzecie zaś, moralnie niejednoznaczne skazywanie dzikich zwierząt na wegetację w fatalnych warunkach azylowania, co łączy się z oswojeniem i uzależnieniem zwierzęcia od ludzkiej obecności. Ten ostatni problem Autor streszcza słowami, które mogą budzić skrajne emocje u czytelnika: „dzikiemu zwierzęciu, które nie może już żyć na wolności, nie zawsze warto darować życie” [str. 134]. Jak Robert Jurszo i jego rozmówcy uzasadniają, motywacją do przedłużania owej wegetacji np. osamotnionego, choć ozdrowiałego wilka czy kruka, nie jest zagwarantowanie wysokiego dobrostanu danemu osobnikowi, ale nasze czyste sumienie i „poczucie moralnego samozadowolenia” [str. 135]. Wątek ten – wniesiony w kontekście opowieści o wilczycy Gudrun i osobno o Panu Gawronie – stanowi niewątpliwie wprowadzenie w bardzo potrzebną i zbyt często pomijaną w środowiskach prozwierzęcych dyskusję wokół odmiennych priorytetów w ratowaniu zwierzęcych jednostek, populacji i całych gatunków. Dyskusja taka wymaga bowiem refleksji nad możliwościami i funkcją m.in. wyspecjalizowanych azyli i schronisk, ośrodków rehabilitacji i całych sanktuariów, a równocześnie wymaga pogłębionego „rozumienia tego, jak funkcjonuje dzika przyroda” [str. 136, 159], gdzie praktyka ekologiczna wraz z pracą weterynaryjną i wiedzą etologiczną może gwałtownie wejść w konflikt z abstrakcyjną teorią praw zwierząt (m.in. wyżywienie azylowanych drapieżników ciałami np. królików i kur). Wniosek z dwóch wspomnianych historii jest zarazem otwarciem szalenie istotnej dyskusji: o ile dobrostanowe warunki w niewoli powodują cierpienie, zaś warunki naturalne oznaczają wnyki, kule myśliwych lub śmierć w wyniku antropopresji (np. pod kołami samochodów lub przez zderzenie ze szklaną szybą), to jak powinniśmy rozwiązać ten problem? Być może kalekie zwierzę ratujemy równie często dla siebie, jak i dla niego samego [str. 177]?

Podsumowując, Spotkania z nagą małpą są lekturą co najmniej z kilku powodów niezwykle istotną oraz inspirującą, przygotowaną na tyle przystępnym językiem, iż jej adresatami wydaje się być bardzo szerokie grono odbiorców. Ograniczę się krótko do czterech dodatkowych wątków, dla których książka powinna być czytana i komentowana. Przede wszystkim jest nim wysoka wartość intelektualna publikacji oraz imponująca wiedza Autora, umiejętnie połączona z rozbudzaniem wrażliwości i uważności czytelnika na unikalną podmiotowość otaczających nas jednostek pozaludzkich. Robert Jurszo między wierszami przypomina o biologicznie trywialnym, ale chętnie wypieranym przez nas fakcie, iż „ludzie są po prostu jednym z wielu gatunków” zwierząt [str. 7], jakie zamieszkują Ziemię. Pod tym względem Spotkania z nagą małpą są lekcją pokory, jak bardzo ułomnym poznawczo gatunkiem jest Homo sapiens, a zarazem stanowią niewielki, choć reprezentatywny katalog najgłupszych pomysłów [str. 77], uprzedzeń i zabobonów człowieka współczesnego [str. 165-166] wobec świata natury. Konsekwencją tego niechlubnego katalogu jest ludzka megalomania oraz irracjonalna pycha w dziwacznym oczekiwaniu od zwierząt, iż będą podporządkowywały się naszym arbitralnym oczekiwaniom. Ponadto, Autor książki klarownie uświadamia, iż w obszarze prawnej i etycznej ochrony zwierząt konieczny jest taki system edukacji, który – poza oczywistym transferem wiedzy – będzie podnosił poziom społecznej akceptacji dla coraz większej liczby dzikich gatunków synantropizujących się, czyli wchodzących w coraz częstsze i bliższe relacje z ludźmi. Nie rozwiążemy, innymi słowy, konfliktów na linii człowiek-zwierzęta, jeżeli nie przekształcimy irracjonalnego strachu w sympatię i tolerancję wobec sąsiedztwa choćby tzw. gatunków granicznych albo liminalnych (jak dziki, lisy, sarny czy choćby wilki). Kolejny wątek przenikający całą książkę, to akcentowanie umykającej nam pozaludzkiej podmiotowości, a więc gatunkowo odmiennych interesów, potrzeb i celów, które wymagają poszanowania, zrozumienia, a przede wszystkim ratowania – paradoksalnie – przed nami samymi. Podmiotowości wymagającej także od nas gwarancji prawa co najmniej do życia i umierania „na własnych warunkach” [str. 92]. o ile Autor dążył do zrozumienia i ukazania, jak w spotkaniach z człowiekiem odnalazło się kilka wybranych osobowości pozaludzkich, to jego cel został bez wątpienia osiągnięty z dużym sukcesem. Nam pozostaje wyjątkowa lektura i oczekiwanie na kolejne publikacje Roberta Jurszo.

Idź do oryginalnego materiału