Karol Nawrocki ma spore kłopoty. A wszystko przez książkę, która miała być biografią Nikodema Skotarczaka, znanego gangstera z Trójmiasta, pseudonim „Nikoś”. Została ona mocno skrytykowana przez wdowę po Skotarczaku, Edytę Skotarczak. Jej zarzuty są poważne: Nawrocki, jak twierdzi, „nie dochował elementarnej rzetelności jako historyk” i „pozwolił sobie na wyjątkowo kłamliwe wywody”.
Sedno zarzutów Edyty Skotarczak dotyczy braku przestrzegania przez Nawrockiego podstawowych zasad pracy historyka: rzetelności, uczciwości i szacunku wobec osób, o których się pisze. Krytyka jest miażdżąca: zarzuca Nawrockiemu, iż jego książka jest pełna „licznych półprawd, kłamstw i manipulacji”. Wskazuje konkretnie na przedstawienie jej jako osoby, która miała „zły wpływ” na Nikosia – twierdzenie, które stanowczo odrzuca i którego Nawrocki nie zweryfikował z nią bezpośrednio. Tego rodzaju niepoparte dowodami stwierdzenia są szczególnie bulwersujące w przypadku historyka o takiej pozycji jak Nawrocki, który powinien zdawać sobie sprawę z konieczności zachowania rzetelności. Jego postępowanie wskazuje na lekkomyślne lekceważenie prawdy, stawiając sensację ponad naukową uczciwość. Dla człowieka, który pełni funkcję Gargamela IPN – instytucji odpowiedzialnej za pielęgnowanie pamięci historycznej Polski – taki brak profesjonalizmu jest wręcz haniebny.
Najbardziej niepokojącym aspektem postępowania Nawrockiego jest jego ingerencja w życie prywatne Edyty Skotarczak. W Spowiedzi Nikosia zza grobu Nawrocki porusza bardzo osobiste kwestie bez zgody Edyty, w tym jej rzekome poronienie w 1992 roku. „Nawrocki ujawnia publicznie moją bardzo intymną, prywatną i wyjątkowo przykrą sytuację z życia. Pisze, iż poroniłam, a nie miał do tego żadnego prawa” – powiedziała Edyta w rozmowie z tygodnikiem Wprost, nie kryjąc oburzenia. To ujawnienie nie tylko stanowi rażące naruszenie jej prywatności, ale także jest zdradą etycznych standardów, których historyk powinien przestrzegać. Osobiste tragedie, takie jak utrata dziecka, są sprawami, które wymagają szczególnej delikatności i zgody osoby, której dotyczą. Nawrocki, publikując te informacje bez konsultacji z Edytą, wykazał się brakiem empatii i elementarnego szacunku.
Co więcej, Edyta Skotarczak podkreśla, iż Nawrocki pozwolił sobie na „daleko idące interpretacje i insynuacje” dotyczące jej życia, mimo iż – jak sama zaznacza – „nigdy nie byłam za nic skazana”. W rozmowie z reporterem „Superwizjera” Grzegorzem Głuszakiem, wdowa po Nikosiu wyraziła swoje rozgoryczenie: „Wszedł brudnymi buciorami w moje prywatne życie i ja sobie tego nie życzyłam”.
Fakt, iż wydawca nie chciał ujawnić danych osobowych autora ukrywającego się pod pseudonimem Tadeusz Batyr, tylko pogłębił jej frustrację. Edyta przez dwa lata próbowała ustalić, kim jest Batyr, by skonfrontować się z autorem tych „kalumnii”. Ostatecznie, gdy okazało się, iż za pseudonimem kryje się Karol Nawrocki, postanowiła podjąć kroki prawne.
Edyta Skotarczak zapowiedziała, iż zamierza pozwać Karola Nawrockiego. Jej determinacja w dążeniu do sprawiedliwości jest zrozumiała – publikacja Nawrockiego nie tylko naruszyła jej prywatność, ale także przedstawiła ją w fałszywym świetle, co mogło wpłynąć na jej reputację i życie osobiste. Sprawa ta może również skłonić do szerszej refleksji nad odpowiedzialnością historyków i pisarzy za ich słowa, zwłaszcza gdy dotyczą one żyjących osób.