Na terenie białostockiego cmentarza wojskowego Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN odkryło w październiku 20 jam grobowych, z których do tej pory ekshumowano szczątki 9 osób. Sposób pochówku i znalezione artefakty jasno wskazują, iż są to ofiary ubeckich zbrodni. Wśród nich mogą być dowódcy podziemia niepodległościowego na białostocczyźnie, których szczątków IPN szuka od wielu lat.
O powojennych, ściśle tajnych pochówkach na cmentarzu wojskowym w Białymstoku chodziły słuchy co najmniej od roku 1945. Ja tą dramatyczną opowieść o nocnych pogrzebach Niezłomnych, usłyszałem w roku 2014 od żołnierza AK, któremu nikt nie chciał wówczas uwierzyć – dziś okazuje się, iż nie słusznie.
Ktoś, dziś już nie pamiętam kto, zainteresował mnie postacią Antoniego Iwaszczuka, kaprala AK ps. „Zając” z oddziału kapitana Władysława Łukasiuka ps. „Młot” i jego opowieścią o tajemniczych pochówkach Niezłomnych na cmentarzu wojskowym w Białymstoku. Wybrałem się do niego jako dziennikarz. „Zając” mieszkał w bloku u swego syna i jego rodziny. Usiedliśmy i on zaczął mówić. Ciężko mu to szło, bo był już w podeszłym wieku i mocno schorowany – piętnaście lat spędzonych w różnych, ale zawsze okropnie ciężkich, komunistycznych więzieniach zrobiły swoje.
„Od roku 1941 do 1948 byłem żołnierzem zbrojnego podziemia niepodległościowego. Najpierw w ZWZ potem AK i WiN w oddziałach operujących niedaleko Białegostoku, w rejonie położonych nad Narwią. Przez długi czas byłem w Kedywie. Zajmowałem się tam głównie zbieraniem informacji. Za działalność w podziemiu w roku 1948, zostałem aresztowany przez UB. Komunistyczny sąd skazał mnie, na karę ciężkiego więzienia” – przedstawił się mi Antoni Iwaszczuk.
Zrobił ten wstęp nie tylko po to, żeby się przede mną uwiarygodnić, ale też było to wprowadzenie do jego adekwatnej opowieści, która swój początek miała właśnie w więzieniu. Dokładnie w więzieniu UB przy ulicy, która dziś nosi imię Mikołaja Kopernika. Było to pierwsze miejsce osadzenia „Zająca”.
Pan Antoni kontynuował swoją relację. Siedział z nim, w jednej celi, żołnierz KBW o imieniu Ryszard, który „nie był stąd” – był z Łodzi. Nie siedział oczywiście za to co robił służbowo, gdyż jak wiadomo Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego był formacją Ludowego Smerfowej Brygady, która wspierała żaboly UB, w ich podłych działaniach. Ryszard oficjalnie dostał wyrok, bo połasił się na państwową kasę, robiąc jakiś większy przekręt finansowy. Ale być może był jeszcze jeden, ważniejszy, powód jego uwięzienia przez UB – być może za dużo wiedział.
Przebywając w jednej celi Ryszard i Antoni całymi dniami, czasem nocami, rozmawiali – bo cóż tam adekwatnie innego można było robić. Ryszard z KBW, najwyraźniej miał wyrzuty sumienia z powodu gnębienia żołnierzy Niepodległej Polski, gdyż pewnego dnia opowiedział Antoniemu, taką oto historię, której prawdziwość potwierdziły obecne odkrycia IPN.
Ryszard służył w drużynie KBW, składającej się z żołnierzy najbardziej zaufanych, pochodzących spoza ówczesnego województwa białostockiego. W latach 1946-7, przez całą dobę drużyna ta strzegła cmentarza wojskowego w Białymstoku. Żołnierzy KBW poinformowano, iż muszą dobrze pilnować cmentarza, gdyż chowani są tam żabole bezpieki głównie z UB i KBW, którzy polegli podczas potyczek z „wrogami ludu” czyli żołnierzami zbrojnego podziemia. Obawiano się, iż groby utrwalaczy władzy ludowej mogą zostać sprofanowane przez Niezłomnych. Trzeba tu wyjaśnić, iż cmentarz wojskowy w Białymstoku został założony przed II wojną światową dla żołnierzy polskich, poległych w wojnie z Bolszewikami w roku 1920. Dokonywanie tu pochówków UB-eków było więc czerwonym szyderstwem.
Jak to wynikło z relacji Ryszarda z KBW przekazanej „Zającowi”, był jeszcze jeden powód dla którego cmentarza wojskowego w Białymstoku, w latach powojennych pilnie strzeżono, a o którym żołnierzy Korpusu, dowódcy nie poinformowali. O tym powodzie Ryszard i kilku jego kolegów z drużyny dowiedzieli się, jedynie dzięki swojej nieujarzmionej, młodzieńczej ciekawości. Strzegąc cmentarza zauważyli oni, iż nie raz w noc przed pochówkiem utrwalacza władzy ludowej, z więzienia UB przyjeżdża samochód z którego żabole wyjmują jakieś ludzkie ciała, wrzucają je do bardzo głębokiego dołu, przygotowanego dla „bohatera poległego w walce z antykomunistyczną reakcją” i przysypują je ziemią, tak aby te ciała zostały zakryte. Natomiast adekwatny wojskowy pogrzeb „komunistycznego bohatera”, pochowanego w tym samym dole, jednak z honorami i w trumnie, ma miejsce dopiero za dnia o godzinie 10.00.
Według słów Ryszarda przekazanych Antoniemu Iwaszczukowi, te dziwne „manewry” rozbudziły ciekawość żołnierza KBW i kilku jego kolegów. Po jednej z tych nocnych akcji potajemnego pochówku kilku ciał bez trumny, chcąc sprawdzić kogo w ten dziwny sposób pogrzebano, chłopaki z KBW szpadlem rozgrzebali ziemię, która przykrywała zwłoki. Kiedy poświecili w obszerną jamę grobową latarką, zobaczyli iż na dnie dołu leżą ciała mężczyzn. Jedne z nich były ubrane po cywilnemu inne w polskie mundury przedwojennego typu. Zorientowali się czyje to ciała i wystraszyli się tej wiedzy, bo to ich odkrycie mogło kosztować ich życie.
Dlatego ani swoim kolegom z drużyny, ani rodzinie, ani nikomu innemu o tym co widzieli, nic nie powiedzieli. Ryszard też o tym nikomu nie mówił – do czasu spotkania Antoniego z AK w więziennej celi, ubeckiego więzienia na Kopernika, w którym komunistyczna bezpieka zamordowała bardzo wielu ludzi. Może myślał, iż o jego tajemnicy dowiedziało się UB i on stamtąd żywy nie wyjdzie. Ale jaki były dalsze losy Ryszarda, tego pan Antoni nie wiedział.
Adam Białous