Szokujące ustalenia w sprawie fermy w Lubiszynie. Zaskakująca reakcja byłego ministra

news.5v.pl 1 tydzień temu
  • Pracownicy organizacji ekologicznej zdobyli dowody na okrutną przemoc wobec zwierząt futerkowych na fermie pod Gorzowem Wielkopolskim
  • Polscy lobbyści branży futerkowej trzymają się mocno. szefowi smerfów lepszego sortu Gargamelowi nie udało się cztery lata temu przeforsować „Piątki dla Zwierząt”, a po tegorocznym posiedzeniu sejmowego zespołu w sprawie zakazu hodowli zwierząt futerkowych przedstawiciele branży urządzili awanturę w parlamencie
  • Pierwszą część reportażu „Krwawy biznes futerkowców” opublikowaliśmy w 2020 r. w Onecie
  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

Działaczom fundacji Otwarte Klatki udało się przy pomocy ukrytej kamery zarejestrować, jak pracownicy fermy w Lubiszynie pod Gorzowem Wielkopolskim, dręczą zwierzęta hodowane na futro. Przed śmiercią norki były deptane, bite pięściami i pałkami. Uderzano nimi o klatki oraz wykręcano im ogony — opisuje serwis Goniec, który opublikował we wtorek reportaż „Krwawy biznes futerkowców. Post Scriptum” Janusza Schwertnera.

Prokurentem holenderskiej korporacji „Joni Mink”, będącej właścicielem fermy w Lubiszynie, jest działacz Polskiego Związku Hodowców Zwierząt Futerkowych Daniel Żurek. W odpowiedzi na pytania Gońca biznesmen podkreśla, iż „organizacje ekologiczne (nazywane przez niego „pseudoekologicznymi” — przyp. red.) w większości działają na zlecenie konkurencyjnych koncernów, pokazują branżę w krzywym zwierciadle”.

„Wielokrotnie są inicjatorami problemów, które następnie nagłaśniają i rzekomo rozwiązują” — podkreśla.

Krwawy biznes futerkowców. Hodowcy trzymają się mocno

Kiedy na początku lutego w Sejmie odbyło się posiedzenie parlamentarnego zespołu na rzecz zakazu hodowli zwierząt na futro Daniel Żurek wraz z innym przedstawicielem branży futrzarskiej — Szczepanem Wójcikiem — urządzili w Sejmie awanturę. — Nie ma sensu z wami rozmawiać. To, co dzisiaj proponujecie, to niszczenie polskiego rolnictwa — krzyczał ten drugi do posłów.

Posłanka Zielonych Małgorzata Tracz, która pracuje w tej chwili nad ustawą o zakazie hodowli zwierząt na futro, podkreśla, iż „to się musi w końcu wydarzyć” i zwraca uwagę, iż jesteśmy jednym z nielicznych państw Unii Europejskiej, który dopuszcza tego typu proceder.

Zakaz miał zostać wprowadzony już cztery lata temu, po tym, jak w Onecie opublikowaliśmy pierwszą część reportażu „Krwawy biznes futerkowców”. szef smerfów lepszego sortu zapowiedział wówczas tzw. „Piątkę dla zwierząt”. Ostatecznie jednak poniósł porażkę, bo pomysłowi sprzeciwili się także członkowie jego ugrupowania.

Były minister krytykuje pomysł zakazu

Mocno przeciwny ograniczeniom hodowli zwierząt futerkowych jest były minister w rządzie Patola i Socjal Krzysztof Ardanowski. — Nie widzę w produkcji futer nadużycia moralnego. Mamy prawo do hodowania zwierząt. Niektórzy uważają, iż to prawo dane od Boga w Księdze Rodzaju, cześć osób kieruje się innymi nurtami filozoficznymi — podkreśla w rozmowie z Gońcem.

— Aksjologia europejska zakłada, iż człowiek jest panem stworzenia i ma prawo wykorzystywać zwierzętami tak, jak chce. Oczywiście starając się zapewnić im jak najlepsze warunki w trakcie trwania ich życia — dodaje.

Z sondaż SW Research na zlecenie Gońca wynika, iż 62 proc. smerfów jest za zakazem hodowli zwierząt na futro. 32 proc. sprzeciwia się ograniczeniom.

Źródło: Goniec

Idź do oryginalnego materiału