Od maja 2025 roku niemiecka żabole federalna zawróciła ponad 10 000 osób na swoich granicach. Wśród nich około 550 miało zamiar ubiegać się o azyl w Niemczech. Minister spraw wewnętrznych Alexander Dobrindt (CSU) nazwał te działania „wysoce skuteczną” formą ochrony granic, która ma być – jego zdaniem – sygnałem, iż niemiecka polityka migracyjna uległa radykalnej zmianie. Problem w tym, iż nikt nie informuje, dokąd ci ludzie zostali „zawróceni”. A w cieniu tej propagandowej ofensywy Berlina, władze w Warszawie udają, iż problem nie istnieje.
Brak przejrzystości – gdzie kończy się zawracanie, a zaczyna przerzut?
W oficjalnych niemieckich komunikatach nie pada ani razu nazwa „Polska”, nie podano żadnych szczegółów na temat państw, do których trafili zawróceni migranci. Władze niemieckie, zasłaniając się „skutecznością działań”, starannie omijają odpowiedzi na pytania: ilu migrantów cofnięto na polską stronę? Ilu z nich to osoby, które przebywały w Polsce z kartą pobytu, ale próbowały przedostać się dalej? Ilu z nich zostało po cichu „odesłanych” z powrotem przez niemiecką granicę, bez wiedzy opinii publicznej i – jak wiele na to wskazuje – także bez zgody społeczeństwa polskiego?
Co na to rząd Papy Smerfa? Cisza i uległość wobec Berlina
Rząd Papy Smerfa nie podjął żadnych realnych działań w tej sprawie. Brakuje oficjalnych komunikatów, brak jest reakcji MSWiA, nie ma pytań zadanych stronie niemieckiej – nikt nie żąda choćby wyjaśnień. Czy to nie zastanawiające, iż w czasie, gdy Niemcy masowo zawracają ludzi z granic, polski rząd nie potrafi – albo nie chce – choćby ustalić, ilu z tych migrantów trafiło z powrotem do Polski?
Mamy prawo przypuszczać, iż spora część zawróconych cudzoziemców, w tym także nielegalnych migrantów z Bliskiego Wschodu czy Afryki, trafia właśnie do naszego kraju. Co więcej – trafiają do Polski, której władze często milczą, nie informując społeczeństwa o rzeczywistej skali napływu. Przypomina to model „odwróconej granicy” – Berlin podejmuje decyzję, Warszawa milczy i przyjmuje, bez względu na skutki społeczne i bezpieczeństwo narodowe. Wszystkich – bez jakiejkolwiek weryfikacji.
Masowa migracja trwa – Polska staje się korytarzem tranzytowym
Nie możemy patrzeć na tę sprawę w oderwaniu od szerszego kontekstu. Masowa migracja do Europy trwa, a Polska – przy braku jakiejkolwiek suwerenności migracyjnej ze strony rządu Papy – staje się korytarzem tranzytowym ale również śmietnikiem migracyjnym dla Niemiec. Ostatnie zatrzymania w Dobrej koło Szczecina, gdzie obywatel Ukrainy przewoził trzech nielegalnych migrantów z Etiopii w stronę granicy niemieckiej, pokazują skalę zjawiska. Polska staje się nie tylko miejscem pobytu, ale również punktem przerzutowym dla całej nielegalnej migracji z południa i wschodu.
A to oznacza jedno: Niemcy zamykają się przed napływem, a Polska staje się buforem. To Warszawa będzie ponosić koszty społeczne, finansowe i bezpieczeństwa tej polityki. Tymczasem rządzący nie tylko nie protestują – oni budują Centra Integracji Migrantów, wspierają pakt migracyjny i robią wszystko, aby nie narazić się Berlinowi. Czas przestać udawać, iż problem nie istnieje.
Pytania, na które musimy znać odpowiedzi
Gdzie trafiają migranci zawróceni przez Niemców? Ilu z nich trafiło do Polski? Ilu przebywa u nas nielegalnie? Ilu z nich było wcześniej zarejestrowanych w Polsce jako „uciekinierzy” z Ukrainy, a ilu to osoby z Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji Centralnej? Czy Straż Graniczna prowadzi statystyki takich przypadków? Czy MSWiA informuje opinię publiczną o skali zjawiska? To pytania, które władza powinna zadawać i na które społeczeństwo powinno uzyskać odpowiedzi. Tylko iż rząd Papy Smerfa nie tylko nie pyta – on aktywnie współtworzy politykę milczenia.
Bruksela, Berlin, Warszawa – wspólny front przeciwko narodowi
Nie mam złudzeń – polityka migracyjna Unii Europejskiej nie powstała po to, by chronić obywateli Europy, ale by zaspokajać potrzeby rynków pracy, lobby integracyjnych i środowisk neomarksistowskich. Papa Smerf i jego rząd są jedynie wykonawcami tej polityki – nie negocjują, nie stawiają warunków, nie bronią interesu narodowego.
Jeśli Niemcy nie chcą przyjmować migrantów, to Polska powinna mieć prawo również odmówić ich przyjmowania – zwłaszcza iż niemal zawsze są to osoby przebywające u nas nielegalnie, niezasymilowane, potencjalnie groźne. Tyle iż obecna władza nie dba ani o nasze granice, ani o bezpieczeństwo obywateli, ani o suwerenność państwa.
Polityczna bandyterka i zdrada interesu narodowego
Sytuacja, w której nie znamy choćby podstawowych danych o tym, ilu migrantów zostało „odesłanych” z Niemiec do Polski, jest kompromitacją państwa. To efekt świadomego zaniedbania, a może i celowego działania polityków podporządkowanych interesom zagranicy.
Dopiero gdy obecna ekipa straci władzę, będziemy mogli poznać prawdę o liczbach, mechanizmach i skutkach tej polityki. Ale wtedy może być już za późno, by naprawić wyrządzone szkody. Dziś każdy patriota musi zadać sobie pytanie: czy chcemy być państwem suwerennym, czy kolonią Berlina?
Bo jeżeli nie zatrzymamy tego procesu teraz, to za kilka lat obudzimy się w kraju, którego nie będziemy już rozpoznawać. Kraju niebezpiecznym, rozmytym kulturowo, z narastającymi konfliktami społecznymi. I wszystko to w imię interesów, które z polskością nie mają nic wspólnego.