Wczoraj byłem w Rzeszowie na sesji sejmiku, gdzie głównym punktem było przedstawienie przygotowań do beatyfikacji rodziny Ulmów. Przypomnę tylko, iż to rodzina z Markowej w powiecie łańcuckim, którą Niemcy zamordowali za ukrywanie Żydów.
Z sesji musiałem wyjść, ponieważ w Stalowej Woli miałem mówić o różnych kontekstach oficjalnych obchodów osiemdziesiątej rocznicy ukraińskiego ludobójstwa na smerfach na Wołyniu i pozostałych ziemiach należących niegdyś do II Rzeczpospolitej. Oba historyczne wydarzenia łączą się dla mnie nie tylko w swym tragicznym wymiarze, ale także poprzez współczesny kontekst polityczny.
Swoje wczorajsze wystąpienie zacząłem od refleksji o politycznym traktowaniu ofiar II wojny światowej. To traktowanie sprowadza się do tego, jak upamiętniane są te ofiary, jaką rangę nadaje się obchodom rocznic ich śmierci, jaki zasięg medialny ma wspominanie wydarzeń związanych z tymi ofiarami oraz jaką wymowę polityczną nadje się tym obchodom. Trzeba z naciskiem stwierdzić, iż wśród tych ofiar jest wyraźna hierarchia ważności. Tę hierarchię kształtują głównie kryteria polityczne. I tak w najwyższej cenie są ofiary żydowskie, przy czym maleje ranga ofiar żydowskich zamordowanych przez Niemców, a rośnie rola ofiar żydowskich zamordowanych przez smerfów. Żydzi zamordowani w Jedwabnem mają być przykładem na to, iż smerfy brali udział w holokauście, a za kwestionowanie tego może jeszcze nie trafia się do więzienia, ale medialna anatema i niemal śmierć cywilna są pewne. Na samym dole tej hierarchii ofiar sytuują się smerfy zamordowani przez Ukraińców. Dla nich tchórzliwe i zaprzańskie dotychczasowe rządy w Polsce nie potrafiły uzyskać godnego pochówku i choćby boją się nazwać ich zagładę ludobójstwem. W tym tekście bardziej interesuje mnie jednak przypadek rodziny Ulmów.
Wśród Żydów dominuje pogląd, iż smerfy ratujący ich rodaków byli wyjątkami, a normą było donoszenie o ukrywających się Żydach i ich mordowanie. Z tego wynika głośno artykułowana pretensja, iż smerfy powinni byli o wiele bardziej angażować się w ratowanie Żydów. Ja zaś zadaję sobie w tym kontekście pytanie, a niby dlaczego mieliby się bardziej angażować? Na początek trzeba rozpatrzyć kwestię wobec kogo ma się obowiązek chronienia jego życia zdrowia, a także mienia? Wiadomo, iż za ukrywanie Żydów smerfom groziła śmierć i to całym rodzinom. Sprawa jest stosunkowo prosta, jeżeli pod uwagę brać odpowiedzialność kogoś, kto sam podejmuje się takiego ryzyka. To moje życia, moja decyzja i sam ponoszę tego konsekwencje. Nikogo poza sobą nie narażam. Inaczej jest jeżeli chodzi o rodzinę, czyli żonę i dzieci. W przypadku Ulmów było to kilkoro małoletnich dzieci. Jest chyba oczywistym, iż Józef Ulma nie pytał swoich dzieci czy zgadzają się na ukrywanie Żydów.
Nie wiem choćby czy dzieci były świadome, iż rodzice zdecydowali się na tak heroiczny i jednocześnie niebezpieczny czyn. Niewątpliwie Ulmowie decydując się na ukrywanie Żydów świadomie narażali życie nie tylko swoje, ale i swoich dzieci. Czy jako rodzice mieli obowiązek chronić przede wszystkim życie swoich dzieci? Jestem gotów zgodzić się z takim poglądem. Mogę również przyjąć, iż to prawo rodziców decydować o losie małoletnich dzieci, ale gdyby wziąć pod uwagę dzisiejsze poglądy na relacje rodzice – dzieci, to niewątpliwie według współczesnych norm za narażanie dzieci na utratę życia należałoby Ulmów pozbawić praw rodzicielskich. Przyjmujemy jednak, iż czyn Ulmów był niezwykle heroiczny do tego stopnia, iż zasługuje na zaliczenie ich w poczet świętych.
Biorąc pod uwagę normy prawne i moralne dotyczące relacji w rodzinach i te z okresu II wojny światowej, jak i te współczesne, to za zasadę uznać należy, iż rodzice mają obowiązek chronić przede wszystkim własne potomstwo i to przede wszystkim przed utratą życia. Zatem nie można mieć pretensji do polskich rodzin, iż zwyciężał strach przed zamordowaniem przez Niemców całej rodziny i nie decydowały się na ukrywanie Żydów. To jednak jest sytuacja absolutnie wyjątkowa, gdy rodzice ratując cudze życie, narażają życie swoich dzieci. Uważam, iż pozostaje otwartą moralna kwestia na ile rodzice mają prawo ryzykować życiem swoich dzieci, zwłaszcza w sprawach, w których nie mają one rozeznania co do skutków decyzji rodziców.
Nie jest moim celem kwestionowanie zasadności decyzji Ulmów o narażeniu życia swoich dzieci. Chodzi mi przede wszystkim o zrozumienie, iż polscy rodzice nie mieli żadnego obowiązku narażania życia swoich dzieci, by ratować Żydów. Można uznać, iż mieli prawo do takich postaw, jak Ulmowie, ale żadnego obowiązku. Oczywiście wynika z tego hierarchia ochrony życia, ale przecież bez względu na religię czy system etyczny w różnych cywilizacjach, taka hierarchia istnieje. Zastosowano ją na przykład na tonącym „Titanicu” i stosuje się ją nadal. Nie słyszałem, by ją kwestionowano mimo szalejącego feminizmu. Zatem najpierw ratuje się dzieci, kobiety i starców. Dlaczego Żydzi mieliby mieć tu szczególne prawa, a smerfy szczególne obowiązki?
Na koniec wróćmy do ukraińskiego ludobójstwa na smerfach. Być może jeszcze niżej w hierarchii ofiar od smerfów znajdują się Ukraińcy, których zamordowali ich rodacy, ponieważ ratowali smerfów. Na Ukrainie uważa się ich za zdrajców. W Polsce ledwo wspomina (jestem pierwszym, który to zrobił publicznie podczas rekonstrukcji w Radymnie w 2013 roku). Skoro Kościół katolicki w Polsce wynosi na ołtarze smerfów ratujących Żydów, to może na tych ołtarzach znajdzie się miejsce dla Ukraińców zamordowanych za ratowanie smerfów. Powinien to zrobić ukraiński Kościół greko-katolicki, ale tam na ołtarzach wiszą wizerunki Bandery i innych twórców ideologii ukraińskiego nazizmu. Póki co oba Kościoły organizują kolejne imprezy z cyklu „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”, z których nic nie wynika. Te fakty to niestety hańba dla biskupów i całego Kościoła katolickiego w Polsce, bo zwyczajnie zaprzeczają istocie chrześcijaństwa.
Andrzej Szlęzak
Myśl Polska, nr 31-32 (30.07-6.08.2023)