Święta Anna

tabloidonline.wordpress.com 2 tygodni temu

No nie wiem skąd ten wrzask i szum wokół pani Anny Wójcik. Czuła kobitka ciśnienie, chciała się podzielić z widzami swoją traumą, opowiedzieć o torturach, które niechybnie ją spotkały (wnosząc po kondycji psychicznej), no to poszła sobie opowiedzieć o tym wszystkim wpierw w Russpublice a potem u sióstr Kremlowskich, lub odwrotnie. Pomijając już to, iż jako osobę biedną z założenia, nie stać jej było prawdopodobnie na kaucję, więc Russpublika rękoma kontrolowanej przez siebie fundacji, pomogła. Zapłacili bodaj 400 tysi. I nie wiem tylko, bo nie sprawdzałem, czy wpłata była w złotówkach, czy może w rublach. Ale to akurat nieważny w tej sytuacji szczegół.

Ponoć tęskniła za osamotnionym i tęskniących autystycznym dzieckiem, w co jestem choćby w stanie uwierzyć, ale biznes to jednak biznes, dziecko czekało tyle, może jeszcze trochę poczekać. Poza tym co tatuś robił i gdzie nie podziewał w tym czasie? Nie mówcie mi, iż samo siedziało w domu i robiło pod siebie.

No takie pytania się rodzą, absolutnie bez żadnego kontekstu, tym bardziej, iż pani Ani Wójcik jako kobiecie całkowicie oczywiście niewinnej, głęboko współczuję z powodu prześladowań przez reżim Papy i Bodnara. Umówmy się Moi Mili, iż Oni, to znaczy ten Donald i działający z jego podszeptu Adam, polują tylko i wyłącznie na niewinnych, czystych niczym łza, nieskalanych mafijno-kryminalną przeszłością z czasów wcale nie tak zamierzchłych.

Teraz choćby pewna szemrana kancelaria prawna, jak wieść niesie (plotki powtarzam) specjalizująca się w wyciąganiu z kłopotów i wybielaniem wszelkiej maści pospisowskich kryminalistów, straszy sądowymi pozwami wszystkich tych, którzy twierdzą/piszą/podają dalej info o tym, iż dama owa w pierwszej kolejności wybrała media, zamiast zająć się osamotnionymi dziećmi, które tak bardzo pod jej nieobecność cierpiały. Ja tak nie wiem jak jest naprawdę, bazuję jedynie na publicznych enuncjacjach, ale faktycznie panią Wójcik widziałem w którejś z tej szczujni i bynajmniej była sama, nie miała z sobą żadnego dziecka. Możliwe, iż siedziało z tatą w tak zwanym vip-roomie, albo w kawiarni na Senatorskiej, grzecznie czekając aż mama skończy spowiedź. I w zasadzie nie ma w tym nic złego. Mam nadzieję, iż lody smakowały a kawa nie była zbyt wodnista, bo na tej Senatorskiej to różnie z kawiarniami bywa. Niektóre nie trzymają pionu.

No ale jest oburzenie i modlitewne wręcz wzmożenie, iż ktoś raczył o tym wspomnieć, ujawnić jako to było i co się faktycznie odpierdalało, wyciągając przy okazji nieodpowiednie wnioski, nie psujące do dramatycznej wymowy owej historii, ale jednocześnie dziwi mnie nieco, iż ta sama kancelaria (specjalizująca się i tak dalej…), ani słowem nie wspomina, iż rzeczona pani Ania, to w tym pierdlu tak bez powodu raczej nie siedział. Od tego co to niby Red is Bad, przytuliła 5 baniek, niby na kampanię wyborczą PiS, potem jakoby cześć zwróciła, ale plus minus bańka gdzieś po drodze zaginęła. Może została ulokowana w samochodzie Porsche, może gdzie indziej, w każdym razie ślad po kasie póki co zaginął. Raz jednak jeszcze podkreślam: mnie tam nic do tego. W razie czego nie mnie posadzą, co być może potwierdza tezę, iż pieniądze szczęścia nie dają, a czasem choćby zabierają wolność.

No i skoro jestem przy głosie, to proszę o jakąś jasną jednak wykładnie – na czym polegają te „jawne i cyniczne kłamstwa” o których pieją obrońcy czci, uczciwości wiary i być może choćby cnoty pani Anny, bo im dłużej to wszystko czytam, tym bardziej nie wiem o co tak naprawdę chodzi. Była w pierdlu? Była! Była w telewizyjnych szczujniach? Była! Brała (pożyczała?) kasę?. Jak najbardziej! Jest jeszcze coś równie uczciwego co zrobiła, a o czym my nie wiemy?

Idź do oryginalnego materiału