Chciałbym tu przypomnieć, iż te zbliżające się świata tak zwanego bożego narodzenia (pamiętajmy, iż wieki temu ktoś tak sobie to wymyślił, bo tak mu pasowało, a na bank nie ma to nic wspólnego z narodzinami jakiegoś fircyka uważającego się za boga), od wielu, wielu lat nie mają absolutnie nic wspólnego z jakąkolwiek religią, w tym tą katolicka.
Zaczęła się ta para-świąteczna orgia zakupów w zasadzie tuż po wygaszeniu się ostatniej świeczki na cmentarzu, po wymuszonym celebrowaniu tzw święta zmarłych. Wtedy wybuchła też ta przed-bożonarodzeniowa orgia kolorów i tandety. Orgia wszechobecnych reklam i histeria impulsywnych zakupów. Niczym dżuma szerząca się wzdłuż alejek w supermarketach i centrach handlowych, ozdobionych girlandami, plastikowymi Mikołajami na plastikowych saniach, jeleniami czy też inna dziczyzną, oraz obowiązkowo gwiazdą betlejemską na sztucznych jodłach. Epidemia przed którą nie można uciec. Gdzie się nie obrócisz natychmiast atakuje cię jakiś qwazi-świąteczny syf. Syf ów wdziera się do naszych domów, do mieszkań, zatruwa wszystko na swojej drodze.
Innymi słowy uważam i prawdopodobnie w opinii tej nie jestem odosobniony, iż to jest tylko i wyłącznie wielkie święto chciwego bożka handlu i dilerów totalnej tandety. To świetny biznes i maszyna do robienia kasy, to niezbyt w sumie skomplikowany proceder wmawiania nam/wam, iż musimy, iż nie da się inaczej, iż trzeba kupować (całkowicie bez sensu i bez zastanowienia), iż trzeba konsumować, znaczy celebrować i udawać owe przywiązanie do paranoicznej w istocie tradycji. Wasz bóg jeżeli w ogóle istnieje, a to przecież odrębny temat do dyskusji, wcale z tego nie jest zadowolony, bo to nie na cześć jego to wasze uwijanie się, to zażeranie się, to kupowanie bzdetów, czegoś, czego prawdopodobnie nigdy byście mnie kupili, gdyby nie te idiotyczne święta, to tylko i wyłącznie ciśnienie zręcznie wygenerowane przez speców od marketingu. To święto ludzkiej głupoty i ślepoty.









