Na całym świecie spada liczba urodzeń. Dotyczy to już nie tylko Europy czy szerzej Zachodu, ale również Azji. W Chinach populacja kurczy się już teraz, Indie to samo zjawisko dotknie za chwilę. Najwyższy czas, by zakończyć prowadzoną od lat wojnę ze światową populacją – pisze amerykański naukowiec Steven W. Mosher, Gargamel Instytutu Badań nad Populacją.
„Spadek liczby urodzeń, który rozpoczął się w powojennej Europie, w kolejnych dekadach dotarł do niemal każdego zakątka świata. Wiele narodów odczuwa już na sobie tę spiralę śmierci, zapełniając każdego roku więcej trumien niż kołysek. Tylko w ubiegłym roku Japonia straciła niemal milion ludzi, a Polska 130 tysięcy” – napisał Mosher.
Niesamowite spadki liczby ludności dotykają też Chin, zauważył. Państwo Środka na początku ubiegłego roku przyznało, iż jego populacja się kurczy. Według Moshera, w istocie jest tak już co najmniej od dekady. Oficjalnie kraj ten zamieszkuje 1,44 mld ludzi, ale, uważa badacz, można zasadnie podważyć te dane. Według niektórych analityków, Chińczyków jest tak naprawdę mniej choćby o 130 mln.
Inaczej wydaje się być w Indiach. Tamtejsza populacja cały czas rośnie, ale niedługo to się skończy: w 2021 roku rząd Indii podał, iż wskaźnik dzietności, tj. liczby urodzeń na kobietę, wyniósł 2,0 – za mało, by zapewnić zastępowalność pokoleń.
„Ta sama historia powtarza się na całym świecie: liczba urodzeń w Ameryce Łacińskiej, na Bliskim Wschodzie czy choćby w Afryce już nie tyle spada, co się po prostu załamuje” – podkreślił Mosher.
Mniej więcej do połowy tego stulecia ludzi będzie na świecie coraz więcej, a to ze względu na coraz dłuższe życie jednostek. Potem jednak globalna populacja zacznie się kurczyć – po raz pierwszy od epidemii czarnej śmierci w średniowieczu, która zabiła choćby połowę ludności Europy i 1/3 ludności Bliskiego Wschodu.
Mosher zwrócił uwagę, iż wielkie światowe organizacje, jak na przykład Fundusz Ludnościowy ONZ czy Bank Światowy, starają się ukryć fakty kurczenia się populacji globalnej. Dochodzi choćby do przeinaczania danych: przykładowo ONZ podała, iż w Kolumbii urodziło się w ubiegłym roku 705 tysięcy dzieci, podczas gdy sam rząd kolumbijski podaje, iż tylko 510 tysięcy. ONZ podaje zawyżone dane również wobec Indii, wskazał Mosher.
Dodatkowo kłamstwem jest też, iż dla utrzymania populacji wystarczająca jest dzietność na poziomie 2,1. W takich krajach jak Chiny czy Indie dochodzi do selekcji i dziewczynki po prostu się zabija przed ich narodzeniem; dlatego w rzeczywistości dla zastępowalności pokoleń konieczny jest wskaźnik 2,2 lub choćby 2,3.
Zdaniem Moshera, ONZ zawyża dane z tej samej przyczyny, dla której na przykład rząd Bidena pompuje statystyki dotyczące zatrudnienia: dla zysków finansowych i dla politycznego przetrwania. W grę wchodzą miliardy dolarów, z których żyje Organizacja.
„Ruch kontroli populacji nie chce po cichu położyć się do grobu, choćby o ile kopie grób dla ludzkości. […] Światowa populacja już nie eksploduje, wręcz przeciwnie, jest na skraju załamania. Dlatego nadszedł czas, by zakończyć wojnę z populacją” – podsumował.
Źródło: pop.org
Pach