Sprawdzamy ostatnie sondaże przed wyborami w Niemczech

news.5v.pl 11 godzin temu

Chadecka CDU/CSU już od kilku lat miała wyraźną przewagę w sondażach, którą utrzymała aż do dnia wyborów. Partia Friedricha Merza w niedzielnych wyborach będzie mogła liczyć na wynik w granicach 30 proc. poparcia. Oznacza to, iż CDU-CSU będzie największym graczem w nowej koalicji rządowej. Na drugiej pozycji znajduje się dziś skrajnie prawicowa AfD, która może liczyć na poparcie rzędu 20 proc. Byłby to rekordowy wynik tej formacji, która dotychczas w wyborach do Bundestagu otrzymała najwyżej 12,6 proc. poparcia. AfD nie ma jednak żadnych zdolności koalicyjnych, więc pozostanie największą partią opozycyjną.

Dopiero na trzeciej pozycji znajdziemy centrolewicową, w tej chwili rządzącą SPD z 15,5 proc. poparcia. Byłby to ogromny spadek dla partii kanclerza Scholza, która w 2021 r. wygrywała wybory z wynikiem aż 25,7 proc. Druga z partii obecnej koalicji, czyli Zieloni w średniej sondażowej zajmuje czwartą pozycję (13 proc.). Te cztery główne partie są pewne wejścia do parlamentu i przekroczenia pięcioprocentowego progu wyborczego.

O wejście rywalizują jeszcze trzy partie – lewicowa Die Linke, lewicowo-populistyczna BSW oraz liberałowie z FDP. Pierwsza z nich przeżyła w ostatnich tygodniach kampanii bardzo silny trend wzrostowy, a jej poparcie wzrosło ponad dwukrotnie z trzech do 6,5 proc.

Odwrotny trend możemy zauważyć dla BSW. Partia Sahry Wagenknecht w zeszłym roku mogła liczyć choćby na ponad 8 proc. poparcia, a dziś jest to już tylko około 4,5 proc. Liberalna FDP, która pod koniec zeszłego roku w praktyce doprowadziła do rozpadu koalicji rządzącej, od miesięcy utrzymuje się pod progiem (4 proc.) i ma niewielkie szanse na ponowne wejście do parlamentu.

Skład Bundestagu

Według prognozy podziału mandatów opracowanej przez YouGov, CDU/CSU może zdobyć 220 z 630 miejsc w Bundestagu. To sprawiłoby, iż utworzenie rządu bez chadeków na czele będzie niemożliwe.

AfD mogłaby liczyć na 145 mandatów, jednak brak potencjalnych koalicjantów uczyniłby ją największą siłą opozycyjną. SPD kanclerza Scholza może otrzymać zaledwie 115 mandatów – niemal o połowę mniej niż w poprzednich wyborach. Zieloni natomiast mogą liczyć na 94 miejsca w parlamencie. Do parlamentu dostałaby się jeszcze lewicowa die Linke z 55 mandatami. Liberalna FDP i populistyczno-lewicowa BSW nie miałyby reprezentacji w parlamencie.

Nowa koalicja

CDU/CSU jako największa partia będzie stać przed wyborem swojego koalicjanta. Najbardziej prawdopodobny jest powrót “wielkiej koalicji”, czyli wspólne rządy chadeków i socjaldemokratów. Inną możliwością są wspólne rządy z Zielonymi, ale istnieje duża szansa, iż taka koalicja nie będzie miała większości.

Dodatkowo bawarska część potencjalnych zwycięzców — CSU nie jest zbyt chętne do współrządzenia z Zielonymi. Gdy do parlamentu wejdzie jednak sześć lub siedem partii, może okazać się, iż potrzebna będzie koalicja trzech. To z kolei zmusiłoby chadeków do szukania trzeciego partnera – tym mogłoby zostać również liberalne FDP.

We wszystkich badaniach, w których Niemcy mają wskazać swojego preferowanego kanclerza, prowadzi Friedrich Merz. Co interesujące na drugiej pozycji w dwóch najnowszych sondażach plasuje się kandydat Zielonych Robert Habeck. Dopiero na trzeciej jest obecny kanclerz Olaf Scholz, a na czwartej znajduje się liderka AfD Alice Weidel. Wyjątkiem jest badanie INSA, gdzie znajduje się ona na drugiej pozycji za Friedrichem Merzem.

Lewica powstaje z martwych

Lewicowa die Linke od lat borykała się ze spadającym poparciem. W momencie, gdy Sahra Wagenknecht opuściła partię, wielu spisywało już ją na straty. W trakcie ostatniego miesiąca Linke powstało niczym feniks z popiołów, jej poparcie wzrosło z trzech do 6,5 proc., a w pojedynczych badaniach potrafiło osiągnąć choćby 9 proc. poparcia. Wydaje się więc, iż przekroczenie progu wyborczego przez Linke dziś jest bardzo prawdopodobne. Równocześnie te wzrosty poskutkowały spadkiem BSW poniżej progu wyborczego.

Przełomowym momentem dla die Linke okazała się viralowa przemowa liderki Heidi Reichinnek, w której oskarżyła Friedricha Merza o współpracę z AfD podczas głosowania na temat przepisów imigracyjnych w Bundestagu. Od tego momentu partia nie tylko zaczęła zyskiwać w sondażach, ale wzrost zainteresowania ugrupowaniem pokazał również skokowy wzrost wyszukiwań w Google. Dodatkowo die Linke osiągnęło rekordową liczbę członków w partii – 81,2 tys., z czego ponad 17 tys. osób dołączyło w ostatnim miesiącu.

Jak głosują nasi sąsiedzi?

Niemiecki system wyborczy wyraźnie różni się od tego, jaki znamy z polskiego podwórka. W Bundestagu wybieranych jest 630 deputowanych, a każdy wyborca oddaje dwa głosy na karcie wyborczej. Jeden głos przyznawany jest na kandydata startującego w lokalnym jednomandatowym okręgu wyborczym, co gwarantuje bezpośrednią reprezentację regionu. Drugi natomiast jest na listę partyjną, która decyduje o proporcjonalnym podziale mandatów między ugrupowania w skali całego kraju.

Jednak aby partia mogła uczestniczyć w podziale jakichkolwiek mandatów, musi przekroczyć pięcioprocentowy próg wyborczy w skali kraju lub wygrać w trzech jednomandatowych okręgach wyborczych (tzw. JOW-ach). Ta druga możliwość stanowi swego rodzaju „furtkę” dla mniejszych ugrupowań. Przykładem jest sytuacja z 2021 r., kiedy to wcześniej wspomniane Die Linke skorzystało właśnie z tej opcji.

Mechanizm dwóch głosów umożliwia równoważenie wpływu dużych i małych partii, a także zapewnia, iż lokalne interesy nie zostaną całkowicie zdominowane przez centralne struktury partyjne. Dzięki temu system niemiecki jest często postrzegany jako jeden z bardziej sprawiedliwych i stabilnych modeli wyborczych.

Idź do oryginalnego materiału