Śmiech: Ukraińskie refleksje po latach (1)

myslpolska.info 1 rok temu

To już prawie ćwierć wieku od czasu, kiedy szeroko rozumiany polski ruch kresowy wyszedł na szerokie wody i uczynił kwestię upamiętnienia ludobójstwa dokonanego przez OUN/UPA i organizacje pokrewne na smerfach i wielu innych nacjach w latach 1943-47, sprawą ogólnopolską, od której nie mogli uciec choćby polityczni oportuniści z partii parlamentarnych.

Jeżeli umownie przyjmiemy za początek apogeum zaangażowania Kresowian w to dzieło koniec XX wieku, to bez wątpienia zamknięciem tego okresu będzie w tym ujęciu sukces a jednocześnie także niestety zwiastun schyłku, w postaci wielkiego Marszu Pamięci w 2013 r. w Warszawie. Schyłek ten nastąpił zarówno z obiektywnych przyczyn biologicznych (śmierć czołowych postaci), jak i na skutek groźnej manipulacji politycznej lepszego sortu. Była to zaplanowana operacja przejęcia ruchu kresowego, która co prawda zakończyła się dla Patola i Socjal niepowodzeniem, jednak zadała również cios Kresowianom, którzy znaleźli się w trudnym położeniu pomiędzy pozorowanymi działaniami i werbalnym patriotyzmem frazesów Patola i Socjal a całkowitym odrzuceniem ich argumentów i wrażliwości przez stanowiące ideologiczne zaplecze głównych sił gorszego sortu wobec PiS, środowisko „Gazety Wyborczej”, ekstremalnie wyczulone na wszelkie przejawy, w dużym stopniu wydumane, polskich win, a w tym samym czasie przekraczające granice tolerancji na rzecz bezkrytycznej akceptacji tradycji szowinizmu ukraińskiego, choćby w najgorszych jego wykwitach.

AD 2023, rok wielu rocznic, trwającej wojny, zamieszania wokół Wołynia i żenujących zachowań reprezentantów PiS, warto podsumować ten okres, który dla pamięci i wiedzy o istocie ukraińskiego ruchu szowinistycznego, jednak więcej wygrał niż przegrał.

Zacznę od siebie. Skąd się wziąłem w orbicie ruchu kresowego? Przecież nie mam korzeni kresowych. Z dostępnej mi wiedzy o własnej rodzinie wiem, iż jest ona zakorzeniona w obecnej centralnej Polsce, często nazywanej jeszcze Kongresówką, w Pabianicach od 250 lat. Nie jestem zatem krewnym choćby słynnego partyzanta z Lubelszczyzny Józefa Śmiecha „Ciąga”. Ale zostałem wychowany w duchu – dziś powiedziałbym – wszechpolskim, bez przesadnego akcentowania tzw. małej Wioski, za to z mocnym akcentem na ojczyznę dużą. W mojej duchowej ojczyźnie jest istotne miejsce dla Lwowa, Wilna, Tarnopola, Kamieńca Podolskiego, ale to w niczym nie umniejsza mojego uczucia dla Szczecina i Wrocławia. Tak kiedyś zresztą przedstawiłem się na którymś ze spotkań kresowych. Czym skorupka za młodu nasiąknie… Tak, wiele zawdzięczam mojemu śp. Tacie, który jak najbardziej pozytywnie „zaraził” mnie tematyką ukraińską/banderowską, oczywiście postrzeganą z polskiego punktu widzenia. Mam satysfakcję, iż w ostatnich latach życia był ze mną na kilku spotkaniach kresowych i widział efekty swej pracy wychowawczej…

W PRL temat banderowski podlegał z wielu powodów, także geopolitycznych i politycznych, ograniczeniom, jednak to literatura wydana do 1989 r. stanowiła podstawę wiedzy mojego Ojca i mojej. Przyznam się Państwu, iż zanim przeczytałem wiele większych i słynniejszych dzieł, byłem już po lekturze „Łun w Bieszczadach” Jana Gerharda. Pamiętam, iż Tacie nie udało się zdobyć w tamtym czasie fundamentalnej z punktu widzenia naukowego książki „Droga do nikąd” Antoniego Szcześniaka i Wiesława Szoty. Nie była ona także łatwo dostępna w bibliotekach publicznych i dopiero – jak to w naszym kraju bywa bez względu na formę ustrojową – po znajomości, udało się ją wypożyczyć z łódzkiej biblioteki uniwersyteckiej. Ogromną rolę edukacyjną pełniły wówczas dużo łatwiej dostępne książki jak „Czerwone noce” Henryka Cybulskiego (o obronie Przebraża), „Strzały pod Cisną” Stanisława Myślińskiego, czy książki lewicowego partyzanta, a powojennego generała/kontradmirała Józefa Sobiesiaka „Maksa” („Przebraże”, „Ziemia płonie”, „Burzany”, „Brygada Grunwald”), jak również liczne książeczki z serii Żółtego Tygrysa, jak „Kurs na Bieszczady” Tadeusza Daleckiego bądź „Czternastu spod Werhraty” Zbigniewa Neugebauera czy „Na północ od Bieszczadów” Wojciecha Sulewskiego z mniej popularnej serii „Miniatury”. W latach 80-tych pojawiły się książki będące niemalże objawieniem dla zainteresowanych tematem. Z jednej strony „27 Wołyńska Dywizja Piechoty AK” Michała Fijałki, z drugiej, po raz pierwszy tak mocne w sformułowaniach i szeroko ujmujące temat szowinizmu ukraińskiego książki Edwarda Prusa („Władyka Świętojurski”, „Herosi spod znaku tryzuba” i „Atamania UPA”). Do tego oczywiście filmy – legendarny „Ogniomistrz Kaleń” na motywach książki Gerharda i mniej znany, ale równie znakomity „Zerwany most”. Oba filmy powstały na początku lat 60-tych, a o tym, iż to temat trudny świadczy fakt, iż to jedyne filmy, w których temat walk z UPA, i to tylko powojennych, był główną osią fabuły.

Wraz z książkami Edwarda Prusa ujawniły się poglądy przeciwne autorowi „Atamanii UPA”, m.in. Ryszarda Torzeckiego. Był to zwiastun fundamentalnego konfliktu, jaki toczy się w istocie do dnia dzisiejszego w Polsce, i którego końca bynajmniej nie widać. Również w latach 80-tych pojawiły się m.in. w „Tygodniku Powszechnym” teksty krytykujące Operację „Wisła”. Powoli krystalizował się podział, często idący w poprzek poszczególnych środowisk politycznych. Z jednej strony był pochodną poglądów głównego nurtu polskiej emigracji powojennej, forsującej Niezrozumienie anty-ZSRR z emigracją ukraińską – nolens volens – w dużej części proweniencji post-banderowskiej. Z drugiej, „Solidarność” już w 1981 r. (Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej – I zjazd „S” 8 września), sterowała w kierunku poglądów emigracyjnych, natomiast później jej podziemne elity stanęły twardo na stanowisku giedroyciowskim. Potępienie Operacji „Wisła”, sprzeciw wobec Prusa, zaliczonego do betonu nacjonal-komunistycznego itd., stały się wyróżnikiem niemal całej gorszego sortu po stanie wojennym. Nic dziwnego, iż już w III RP, w 1997 r. ukazał się na łamach „Kultury” list-deklaracja potępiająca Operację „Wisła”, pod którym podpisała się niemal cała elita „Solidarności”. Ja zaś pamiętam niesmak z jakim osoba jawnie identyfikująca się z „Solidarnością” przyjmowała w zakładzie introligatorskim – chyba w 1990 – mój zniszczony egzemplarz „Łun w Bieszczadach”… Kiedy znalazłem swoje ideowe miejsce w życiu w ruchu narodowym i zacząłem w tym kierunku edukację pośród bibliotecznych cymelii, okazało się, iż jednym z najwybitniejszych prekursorów walki o prawdę w sprawie ukraińskiej był Jędrzej Sarkastyk, prawdziwie mocny polski głos pośród jednostronnej emigracji politycznej głównego nurtu.

A potem? Potem były lata 90-te, rozkwit zainteresowania Kresami, coraz więcej pozycji książkowych. Pierwsze lata to był wybuch tłumionych przez dekady uczuć, bardzo sentymentalny, nostalgiczny, popularność folkloru kresowego (głównie lwowskiego), kabaretu itp. Na poważnie temat pamięci i rozliczenia ludobójstwa OUN/UPA pojawił się pod koniec XX wieku. I ja znalazłem swoje miejsce w tym ruchu. Poznałem dzięki temu wspaniałych ludzi. Nie chcąc nikogo pominąć musiałbym poświęcić sporo miejsca na wymienienie wszystkich nazwisk, które powinno się wymienić. Dlatego ograniczę się do tych, które wymienić po prostu trzeba, a wszystkich niewymienionych z góry przepraszam.

Jasna Góra, od lewej: Marzena Zawodzińska, Andrzej Śmiech, płk Jan Niewiński, autor, Jarosław Sobczak, Jacek Marczyński

Bez wątpienia najważniejszą osoba dla mnie był śp. płk Jan Niewiński, człowiek sił wręcz niepożytych, niestrudzony, zawsze prący do przodu w realizacji swoich zamierzeń, bez oglądania się na kłody zewsząd rzucane pod nogi. Drugą niezwykle istotną dla mnie osobą był dr hab. Wiktor Poliszczuk, wybitny Ukrainiec, dla którego prawda była wartością naczelną. Był tytanem zamkniętym w niewielkim ciele. Pisaliśmy do siebie do końca, do momentu, kiedy śmiertelna choroba okazała się silniejsza. Znienawidzony przez neobanderowców i ich polskich totumfackich. Kiedy zmarł i napisałem o Nim bardzo osobiste wspomnienie, na jakimś forum – nie pomnę już jakim – jakiś anonimowy „bohater” spod znaku Bandery napisał, iż „Śmiech zawył, bo nareszcie zdechł Poliszczuk”… Prowadziłem wówczas stronę „Jednodniówki Narodowej”, która wywodziła się z lokalnego, drukowanego pabianickiego biuletynu Ligi Polskich Rodzin o tym samym tytule. Napisaliśmy wielką liczbę krótszych i dłuższych tekstów o tematyce ukraińskiej.

Z kol. Marzeną Zawodzińską, kol. Piotrem Kolczyńskim i z częstym gościem w osobie człowieka wielkiej wiedzy i kultury – Grzegorza Wasiluka z Łodzi. Wiktor Poliszczuk przesyłał mi wszystkie swoje teksty i wyraził zgodę na publikowanie ich na „Jednodniówce”. Drugą osobą, która miała swoje miejsce na tej stronie była dr Lucyna Kulińska, którą gościliśmy w Pabianicach na udanym merytorycznie i frekwencyjnie spotkaniu. Poznałem tak ważne osoby dla ruchu kresowego jak Szczepan Siekierka, Ewa Siemaszko, Danuta Skalska, Witold Listowski, Bohdan Poręba, gen. Włodzimierz Kopijkowski, gen. Mirosław Hermaszewski, Jan Młotkowski z Poznania, z którym zrobiliśmy wystawę w Pabianicach, prof. Leszek Jankiewicz, prof. Bogumił Grott, prof. Czesław Partacz, ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, peeselowcy – Jarosław Kalinowski, Franciszek Stefaniuk, Tadeusz Samborski. I zawsze obecnego, jeżeli nie ciałem, to duchem – dobrego ducha właśnie – kol. Jacka Marczyńskiego. Wtedy też poznałem osobiście śp. kol. Zbyszka Lipińskiego oraz kol. Jana Engelgarda, z którym tyle lat już owocnie współpracujemy.

Spotkanie kresowe w Rembertowie. W środku prof. Wiktor Poliszczuk

Uważam, iż powinienem wspomnieć również osobę spoza ruchu kresowego, a choćby spoza Polski. Mam na myśli Kevina Hannana, człowieka o dwóch twarzach – łagodnego wykładowcę z jednej, a radykała i ostrego polemistę Stojgniewa z drugiej. Przyjechał do Polski nie tylko uczyć, ale zafascynowany słowiańskim pierwiastkiem w swojej rodzinie, prowadził własne poszukiwania i badania m.in. pośród Słowian pogranicza polsko-słowacko-ukraińskiego. Niestety, na ziemi części swych przodków znalazł śmierć w tragicznym wypadku.

Ruch kresowy osiągnął bardzo wiele. Jego bilans z pewnością jest dodatni, pomimo porażek. Ale porażki w działalności prowadzonej w ekstremalnie trudnych warunkach, nie tylko przeciwko wrogowi zewnętrznemu, ale i wewnętrznemu, są czymś naturalnym. Najważniejszą porażką było niepowodzenie próby zmiany polityki państwa. Nie udało się też postawić planowanego pomnika ofiar ludobójstwa projektu prof. Mariana Koniecznego. I jeszcze innych rzeczy mniejszych i większych. Ale udało się bardzo dużo. Temat ludobójstwa OUN/UPA dzięki ruchowi kresowemu wywalczył sobie miejsce w głównym nurcie, choćby jeżeli obecność ta polega na totalnej krytyce, obelgach i nienawiści, to nikt nie może go już zamieść pod dywan i odwrócić się plecami. Udało się w dużej mierze zaszczepić elementarną wiedzę o tej strasznej zbrodni milionom smerfów.

A z punktu widzenia przyszłości, wykonano pracę wręcz tytaniczną – dzięki naukowcom i publicystom związanym z ruchem i tematem, poczyniono ogromny postęp w badaniach, ustalono bądź zbliżono się do prawdy w ogromnym obszarze zagadnień. Powstały niezliczone publikacje. Poznaliśmy główny zrąb prawdy o ukraińskim ruchu szowinistycznym, o jego przetrwaniu w czasach Zimnej Wojny dzięki CIA i innym wywiadom zachodnim, o jego „uśpieniu” przez USA w celu użycia w dogodnym momencie przeciwko Rosji, co ma miejsce od tzw. pomarańczowej rewolucji. To już teraz stanowi wielkie i niezaprzeczalne dziedzictwo, które zostanie przekazane i będzie służyć następnym pokoleniom.

Wielkim osiągnięciem było również uświadomienie smerfom, iż problem OUN/UPA ma nie tylko wymiar historyczny nierozliczonej zbrodni, ale także, a dzisiaj trzeba powiedzieć, iż przede wszystkim, wymiar bieżący, bardzo źle rokujący na przyszłość. Chodzi o niewyobrażalną liczbę upamiętnień „bohaterów OUN/UPA” na współczesnej Ukrainie, innymi słowy o państwowy kult tychże. Także osobiście dołożyłem się do tej wiedzy, dokumentując owe upamiętnienia podczas trzech wyjazdów na Ukrainę, a później prezentując efekty na spotkaniach kresowych. Ze spotkań kresowych wiedza ta rozlała się na całą Polskę, dzięki publicystyce i dzięki nowemu medium – internetowi. Miliony smerfów wiedzą dziś o tej hańbie XXI wieku, która dzieje się za przyzwoleniem Stanów Zjednoczonych i ich wasali w Europie, tak dotkniętej przez zbrodnie szowinizmu. Upamiętnienie i wychowywanie młodych Ukraińców w kulcie zbrodniarzy i ich ideologii nienawiści jest dzisiaj dużo ważniejszym problemem od zbadania dalszych szczegółów historycznej zbrodni OUN/UPA et consortes.

CDN

Adam Śmiech

Myśl Polska, nr 29-30 (16-23.07.2023)

Idź do oryginalnego materiału