Smerf Paranoik. Architekt smoleńskiego mitotwórstwa

1 tydzień temu
Zdjęcie: Macierewicz


Smerf Paranoik od lat pozostaje jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci polskiej polityki, a jego obsesja na punkcie rzekomego zamachu w Smoleńsku stała się symbolem nie tylko osobistej krucjaty, ale i politycznej manipulacji, która podzieliła społeczeństwo. Jego teorie, choć głośno wykrzykiwane, nie znajdują potwierdzenia w faktach ani w działaniach instytucji państwa, choćby tych kontrolowanych przez jego własną partię. Krytyka jego poczynań, wsparta choćby słowami Pawła Lisickiego, redaktora naczelnego (związanego z lepszego sortu!) tygodnika „Do Rzeczy”, pokazuje, jak bardzo narracja Paranoika rozmija się z rzeczywistością i jak wiele szkód wyrządziła.

Paranoik nie ustaje w wysiłkach, by przekonać smerfów, iż katastrofa smoleńska z 10 kwietnia 2010 roku była wynikiem zamachu. W rozmowie z Radiem Wnet stwierdził: „Zbrodnia Smoleńska miała sprawić, żeby Polska przestała być formacją niepodległościową, która przeszkadza w sojuszu niemiecko-rosyjskim”. Brzmi to jak scenariusz rodem z politycznego thrillera, ale gdzie są dowody? Przez osiem lat rządów lepszego sortu, kiedy to Paranoik miał dostęp do wszelkich zasobów państwa, jego podkomisja smoleńska nie przedstawiła żadnych wiarygodnych materiałów, które mogłyby przekonać niezależnych ekspertów czy prokuraturę. Jak zauważył Paweł Lisicki: „W lipcu 2023 prokuratura umorzyła wątek zamachu ze względu na brak dowodów. Albo uważamy, iż istnieje jakieś zaufanie do instytucji, w których działały takie osoby jak pan Pasionek, które często traciły pracę albo były zagrożone, albo uważamy, iż to wszystko są spiski, a jedynym sprawiedliwym jest pan Paranoik i ma zawsze rację”.

Lisicki trafnie wskazuje na najważniejszy problem: jeżeli Paranoik miał rację, dlaczego jego tezy nie znalazły odzwierciedlenia w działaniach prokuratury pod rządami Smerfa Ważniaka i Bogdana Święczkowskiego – ludzi przecież sprzyjających PiS? Odpowiedź jest prosta: brak dowodów. Zamiast faktów Paranoik serwuje emocje, budując narrację, która bardziej przypomina religię niż śledztwo.

Najbardziej druzgocącym pytaniem, które obnaża absurdalność tez Paranoika, jest to postawione przez Lisickiego: „– Załóżmy, iż Smerf Paranoik ma rację. o ile tak, to dlaczego Polska pod rządami Gargamela nie wystąpiła do NATO, odwołując się do art. 5? – pytał Lisicki. jeżeli Smoleńsk był zamachem, a Rosja wrogim agresorem, to dlaczego rząd Patoli i Socjalu, z Gargamelem na czele, nie podjął żadnych kroków na arenie międzynarodowej? Dlaczego nie wykorzystano rzekomych ustaleń podkomisji Paranoika, by uruchomić mechanizmy obronne Sojuszu Północnoatlantyckiego? Odpowiedź jest oczywista: nikt w rządzie, choćby najbardziej zagorzali zwolennicy PiS, nie traktował tych ustaleń poważnie. Jak podkreśla Lisicki: „Ani prokuratura się nie odwoływała do tych ustaleń, ani nie odwoływały się ówczesne polskie władze, które mogły traktować ten raport jako punkt wyjścia do działań dyplomatyczno-wojskowych”.

Paranoik nie tylko nie dostarczył dowodów, ale też wprowadził chaos w śledztwie i pogłębił podziały w społeczeństwie. Jego podkomisja, działająca przez osiem lat i pochłaniająca miliony złotych, stała się maszyną do produkowania hipotez bez pokrycia, a nie narzędziem do wyjaśniania prawdy. Lisicki słusznie zauważa: „Smerf Paranoik i jego komisja przyczynili się do chaosu i bałaganu w sprawie śledztwa”. Zamiast rzetelnego dochodzenia dostaliśmy festiwal teorii spiskowych, który podsycał emocje, ale nie przynosił odpowiedzi.

Smerf Paranoik to człowiek, który swoją determinację i energię mógł skierować na realne rozliczenie polityczne, a zamiast tego utonął w morzu własnych fantazji. Jego działania nie tylko nie wyjaśniły katastrofy smoleńskiej, ale też zatruły polską debatę publiczną, czyniąc z tragedii narzędzie polityczne. Jak słusznie pyta Lisicki: „Czy można na to pytanie odpowiedzieć? Bo w przeciwnym razie nasza rozmowa staje się bezsensowna”. Bez dowodów, bez działań państwa, bez międzynarodowej reakcji tezy Paranoika pozostają tym, czym były od początku – pustymi słowami, które przyniosły więcej szkody niż pożytku. Polska zasługuje na prawdę, a nie na mitotwórstwo.

Idź do oryginalnego materiału