SERWIŃSKI: Nieidealna droga idealistów – o trudach i wyzwaniach organizatorów kultury

1 rok temu

Wyobraźmy sobie piękny renesansowy pałac: z rozległym i bogatym ogrodem, mnóstwem pokoi, sal balowych, zaułków i innych kunsztownie zdobionych pomieszczeń. W tym pałacu zgromadzono przez lata prawdziwe skarby – perły malarstwa, rzeźby i rękodzieła – niektóre na miarę Caravaggia czy Rembrandta, inne na miarę naszego rodaka, Marcina Kobera. Oczywiście nie brak w nim też biblioteki z cennymi inkunabułami. Niestety, niektóre pomieszczenia pałacu są na stałe zamknięte, obrazy stoją pod ścianami owinięte płótnem, a sama bryła budynku tu i ówdzie niszczeje, zagrażając bezpieczeństwu zgromadzonych wewnątrz dzieł sztuki. Na całe szczęście niektóre sale tętnią życiem i to sprawia, iż zagląda tam mimo wszystko sporo zwiedzających, a cała konstrukcja jako tako się trzyma. Pałac ten nie ma jednego właściciela, ba – w ogóle nie jest przedmiotem własności. Jest dobrem wspólnym i obiektem troski rozmaitych instytucji: zarówno publicznych, samorządowych, jak i obywatelskich.

Przekroczyć siebie

Jakiś czas temu powstała grupa pasjonatów, która chce wykorzystać swoje umiejętności, doświadczenie, kontakty, a także grono zaufanych współpracowników i ekspertów po to, by jedną z tych zamkniętych na głucho pałacowych sal otworzyć. Ma oryginalny i profesjonalny pomysł na to, jak zatroszczyć się o zgromadzone tam eksponaty i jak zainteresować nimi nie tylko koneserów sztuki, ale także ludzi, którzy ze sztuką nie mają na co dzień wiele wspólnego. Udowodnili, iż potrafią dotrzeć do ludzi, którzy o zgromadzonych tam skarbach nigdy nie słyszeli i którzy być może chcieliby poznać historię malarstwa i doświadczyć kontaktu ze sztuką, ale nie stać ich na regularne wyjazdy do renomowanych galerii. Mają również rozwiązania dla tych, którzy nie mają czasu ani umiejętności, by samodzielnie gromadzić wiedzę o historii sztuki.

Niestety, realizacja tych planów to zadanie dalece przekraczające zdolności finansowe kilku osób – trzeba przecież zrobić solidny remont i inwentaryzację przynajmniej tej konkretnej części pałacu, na co dzień należy dbać o odpowiednie warunki w pomieszczeniu, troszczyć się o renowację eksponatów no i last but not least prowadzić dobry marketing, utrzymywać stały i profesjonalny kontakt z bywalcami tej wyjątkowej przestrzeni. Niemniej, gdyby ci zapaleńcy mieli gwarancję pokrycia podstawowych kosztów nie tylko zapewniliby temu miejscu dalsze życie, ale także udostępnili je wszystkim chętnym nieodpłatnie, a tych, których na to stać, zachęcaliby do regularnego wsparcia ich pomysłu. Zaprosiliby także współczesnych artystów do rozpowszechniania stylu wielkich mistrzów i do twórczego wzorowania się na ich geniuszu. Zadbali by o atencję kuratorów zza granicy, by nasze skarby pokazać światu. We współpracy z opiekunami innych pałacowych sal mogliby stworzyć interdyscyplinarną ścieżkę zwiedzania, która nie tylko byłaby wspaniałą lekcją historii sztuki, ale nade wszystko inspirującym i poruszającym świadectwem geniuszu artysty, który w konkretnym dziele przekracza sam siebie i nadaje wzniosły wymiar ludzkiej kondycji.

Starania i rezultaty

Właśnie z powyższych powodów, w pierwszym odruchu zgłaszają się ze swoim pomysłem do instytucji odpowiedzialnych za dobro wspólne: odpowiednich działów Ministerstwa Kultury i władz samorządowych. „Pałac nie ma przecież właściciela – pomyśleli – zatem odpowiedzialność za jego funkcjonowanie jest z definicji rozproszona. Władza centralna i samorządowa nie sięga wszędzie – ona również potrzebuje społecznych partnerów, którzy w synergicznej współpracy z nią wezmą na siebie szereg praktycznych zadań, które wymagają odpowiedniej wiedzy i strategii działania.”

Każdy, kto był w pałacu zdaje sobie sprawę, iż nie wystarczy powiesić obrazów na prowizorycznych hakach, eksponować rzeźb na kartonach w nieogrzewanej i niedoświetlonej sali, sprzedając jednocześnie drogie bilety wstępu. Koszty przygotowania należytej ekspozycji są duże i choćby zakładając, iż znalazłby się ktoś kto zapłaciłby za wejściówkę znaczną kwotę, by zobaczyć nikomu nie znane eksponaty, to wpływy z biletów starczyłyby co najwyżej na regularnie opłacane rachunki za prąd.

Zatem w trybie konkursowym nasi społecznicy zgłaszają Ministerstwu Kultury swój pomysł i gotowość do pracy. Opisują szczegółowo skarby zgromadzone w pałacowej sali, na zawartości której się dobrze znają. Rzetelnie szacują koszty przedsięwzięcia i gwarantują – także swoim dotychczasowym portfolio – iż rozliczą się z nich co do grosza. Jednocześnie udają się do wszystkich znanych im miłośników sztuki, a także filantropów i ludzi wrażliwych na piękno, i proszą ich o wsparcie, co spotyka się z życzliwym przyjęciem i realnymi wpływami. Dzięki temu, w ministerialnym wniosku mogą zadeklarować, iż mają już zabezpieczoną znaczącą część potrzebnego budżetu.

Niestety, rezultaty ich starań zwykle są opłakane. Każdego roku batalię o środki trzeba rozpoczynać od nowa, decyzje o przyznaniu dotacji są ogłaszane dopiero w drugim kwartale roku (a czasem dopiero w czerwcu), co znacząco utrudnia planowanie czegokolwiek z odpowiednim wyprzedzeniem i sypie piach w tryby ich małej instytucji.

Kwoty grantów znacząco odbiegają od tych wnioskowanych (~10-20% ogólnego budżetu), a decyzja o dofinansowaniu jest uzależniona od pozamerytorycznych (czyt. politycznych lub personalnych) czynników.

Ministerialna ruletka, społecznikowska lokata

W tej być może nazbyt rozbudowanej metaforze grupę pasjonatów należy identyfikować z Fundacją inCanto, którą mam euforia współtworzyć od 2017 roku, renesansowy pałac to archetyp europejskiego dziedzictwa kultury i sztuki sakralnej, natomiast innowacyjny pomysł to aluzja do działalności Fundacji, która skupia się na małym, ale bardzo drogocennym i unikatowym wycinku dawnej muzyki sakralnej – jej duchowej i artystycznej wartości. Mimo to, jestem przekonany, iż w tej analogii z łatwością odnajdą się organizatorzy-pasjonaci przeróżnych sfer życia kulturalnego, a naszkicowane w niej problemy mają charakter uniwersalny.

Brak realnych perspektyw na stabilność działania w partnerstwie z Ministerstwem Kultury sprawił, iż dwa lata temu zdecydowaliśmy się na śmiały krok: jasno zadeklarowaliśmy, że chcemy pójść własną drogą i oprzeć rozwój naszych dwóch festiwali (Musica Divina i Rezonanse) w przeważającej części lub wręcz w stu procentach o wsparcie społeczne – hojność i zaufanie indywidualnych darczyńców. To bardzo trudna, długa i wyboista droga, której nie pokonamy jednym susem. By zrealizować swój cel musimy liczyć, iż w ministerialnej ruletce będziemy jeszcze przez dobrych parę lat dobrze obstawiać, choć nie mamy na to żadnej sprawdzonej metody, a jedyne czym dysponujemy to własny zapał, wiedza i wsparcie środowiska.

Nie uważamy, iż powierzenie tej konkretnej pałacowej sali nam się z definicji należy lub iż zrobimy to najlepiej. Jednak oglądając się za siebie nie widzimy zbyt wielu chętnych do działania właśnie w tym obszarze – inne przestrzenie mają swoich opiekunów, ale ta konkretna niekoniecznie.

Jedyne czego oczekujemy to tego, by nasz pomysł był realnie wzięty pod uwagę i rozpatrzony merytorycznie, a podjęta przez państwo decyzja była klarowna i uargumentowana. Podjęcie się organizacji dwóch festiwali to ciężka i angażująca praca – wykluczająca możliwości równoległego zarobkowania, dlatego chcielibyśmy być potraktowani fair – w poszanowaniu naszego czasu, doświadczenia i ludzi, którzy za nami stoją.

Nie chcemy być zmuszani do szukania poplecznictwa czy stosowania niemerytorcznych strategii.To, na czym nam zależy to jedynie jasne reguły gry.

Dobro wspólne, nie państwowe

Zdajemy sobie sprawę, iż można wzruszyć ramionami i powiedzieć: „A cóż takiego się stanie, jeżeli ta jedna sala pozostanie zamknięta na głucho jeszcze przez jakiś czas albo i dłużej?”. Pewnie nic – wszyscy przeżyjemy, choć niewątpliwie coś istotnego nas ominie. Może się tak zdarzyć, iż za jakiś czas zgromadzone w tej sali dzieła sztuki staną się nieczytelne lub niezrozumiałe. Ucierpi też całe środowisko: artystów, wykonawców i ekspertów, którzy w poczuciu bankructwa swoich ideałów dożyją swojej emerytury wykonując prace niezgodne z ich prawdziwym talentem.

Nawet jeżeli nie wszyscy jesteśmy sympatykami sztuki, rzadko wchodzimy do tego pięknego pałacu, to jednak chyba wszyscy zgodzimy się, iż jest on naszym wspólnym dobrem, a troska o jego przetrwanie to społeczny obowiązek. Miejmy równocześnie świadomość, iż bardzo często odpowiedzialność za pałac biorą na siebie zwykli ludzie, bez państwowych „pleców”, którzy robią to wszystko z potrzeby serca i poczucia misji. Dla naszego wspólnego dobra, nie dla własnej chwały, a już na pewno nie dla łatwego zysku. jeżeli nie można uzdrowić systemu można zacząć działać tak, jak to zawsze nam w historii najlepiej wychodziło: wspólnie, oddolnie i skutecznie.

CZYTAJ TAKŻE:

Idź do oryginalnego materiału