Początek roku szkolnego w energetyce – satyryczny przegląd nowego sezonu.
Każdy z nas zna to uczucie. Początek września, jeszcze ciepło, dni przypominające lato, ale już pierwsze dni w szkole. Z jednej strony ciekawość, kto będzie w klasie, z drugiej – ściskające żołądek uczucie, iż teraz będzie trudniej, bo zaczyna się nowy rok szkolny z nowymi wymaganiami. Na razie pierwszy dzień w odświętnych strojach: białe koszule i granatowe spodnie, kwiaty dla nauczycieli, uroczysty apel na stojąco z nudnymi przemówieniami i dukającymi wierszykami prymusów. Ale już za chwilę czeka nas brutalny początek roku szkolnego: kartkówki, odpytywania, eseje i inne prace domowe, a na koniec klasówki i testy podsumowujące. Teraz trzeba będzie odpowiadać na konkretne pytania i udowadniać swoją wiedzę.
Podobnie jest z transformacją energetyczną. Co z cenami energii? Po co mrozić fundusze, jeżeli przepalają się one bez sensu i nie tworzą rynku? Jak poradzić sobie z nadmiarem energii z OZE, a jednocześnie, gdzie jest nowa ustawa dotycząca wiatraków? Co z górnictwem i notyfikacją programu pomocowego w UE? Czy zmieniać system bardziej dynamicznie, czy pozostawić go „tak jak jest”? A co z energetyką jądrową – jak będzie funkcjonować w mitycznej podstawie (której może nie być) w 2035 roku, a może i później? Jaki model finansowania przewiduje przepływ 60 miliardów złotych do inwestora – i gdzie jest notyfikacja UE? Pojawiają się także pytania szczegółowe i precyzujące. Wymagana jest analiza, raporty, dziesiątki tabel z wynikami i wizualnymi wykresami.
A przecież już wrzesień… Radosne dni wakacji minęły na zabawie i sporcie. Mieliśmy coś przygotować, ale pogoda była tak świetna, a koledzy czekali na boisku. Teraz, po pierwszym dniu szkoły, pętla powoli zaciska się, a niepokój w żołądku rośnie. Co dalej? Może… zachorować? COVID lub inna grypa żołądkowa, symulowane zatrucie, a może choćby silna melancholia? Kilka tygodni dodatkowego wypoczynku w łóżku i nikt nie będzie pytał? Niestety, nowoczesne termometry natychmiastowo mierzą temperaturę ciała, a nie ma mowy, żeby ją „podrasować” pocieraniem czy moczeniem w gorącej herbacie, jak to było ze starymi rtęciowymi. COVID i grypa pojawiają się na aptecznych testerach w ciągu kilku minut – więc ten plan odpada.
Skoro nie choroba, może ostateczne rozwiązanie? Wagary? Po prostu nas nie będzie – nauczyciel daremnie będzie wywoływał nasze nazwiska, a koledzy ze zdziwionymi twarzami będą powtarzać, iż nic o nas nie wiedzą. Da się przetrwać do końca semestru albo do pierwszej wywiadówki, ale potem czeka straszna katastrofa. Może więc… zostać na kolejny rok w tej samej klasie? Wtedy znów będą wakacje, te same pytania i te same klasówki, a my będziemy musieli odpowiadać dopiero za rok.