Rząd chce „podatku od telefonów”. Za iPhone’a (i nie tylko) w 2026 zapłacimy więcej

21 godzin temu

Oczywiście o ile wzbudzający wiele emocji „podatek od telefonów” wejdzie w życie. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego rozpoczęło konsultacje społeczne w sprawie nowelizacji przepisów o opłacie reprograficznej.

Znowelizowana opłata reprograficzna, potocznie nazywana „podatkiem od telefonów”, ma objąć nowoczesne urządzenia, takie jak telefony, tablety czy telewizory. Resort przekonuje, iż zmiana nie uderzy w konsumentów, a pozwoli zwiększyć wpływy dla artystów z obecnych 36 mln zł do choćby 150-200 mln zł rocznie.

Opłata reprograficzna, funkcjonująca w Polsce od 1994 roku, to rodzaj rekompensaty dla twórców za prywatne kopiowanie ich dzieł przez smerfów. Problem w tym, iż lista urządzeń nią objętych nie była aktualizowana od 2008 roku i zawiera przestarzałe nośniki, jak kasety VHS, pomijając jednocześnie wszechobecne dziś telefony. Projekt nowelizacji ma to zmienić, dostosowując prawo do realiów technologicznych.

Nowe stawki i uproszczony system

Propozycja resortu kultury zakłada wprowadzenie opłaty w wysokości 1% dla wszystkich nowych kategorii urządzeń, a dla pozostałych jej obniżenie do maksymalnie 2%. Jednocześnie system ma zostać uproszczony – liczba kategorii produktów objętych opłatą ma spaść z 65 do 19. Nowymi regulacjami objęte zostałyby między innymi telefony z pamięcią powyżej 32 GB, komputery, tablety, telewizory z funkcją nagrywania oraz dyski twarde. Opłata ma być pobierana bezpośrednio od producentów i importerów sprzętu.

Ministerstwo, chcąc zobrazować skalę obciążenia, podaje przykład: przy średniej cenie telefona na poziomie 1800 zł, jednorazowa opłata wyniosłaby 18 zł. To, jak zaznacza resort, mniej niż miesięczna subskrypcja w popularnym serwisie streamingowym.

Ministerstwo uspokaja, ale obawy pozostają

Najwięcej kontrowersji budzi kwestia ewentualnego przerzucenia kosztów opłaty na klientów końcowych. Wiceszef resortu kultury, Maciej Wróbel, stanowczo temu zaprzecza. „Część sceny politycznej, z uwagi na swoje stosunki z korporacjami, próbuje forsować narrację o przerzuceniu odpowiedzialności na konsumentów. To absurd, usprawiedliwienie i legitymizacja działań, których nie obejmuje rozporządzenie” – stwierdził sekretarz stanu w rozmowie z PAP. Mimo tych zapewnień, w opinii publicznej wciąż żywa jest obawa, iż producenci i importerzy wliczą nową daninę w ostateczną cenę urządzeń.

Niezależnie od tego, jak duża (bądź niewielka) będzie nowa danina, ktoś ją musi zapłacić. Producenci? Tak, bo ich zobliguje nowela, ale ostatecznie zapłacą konsumenci. Szczerze mówiąc nie wiem skąd stanowcze zaprzeczenia wiceszefa resortu, iż nowa opłata nie spowoduje przerzucenia kosztu na klientów końcowych.

Z perspektywy teorii ekonomii i dotychczasowej praktyki rynkowej, znalezienie przykładu podatku pośredniego (czyli nakładanego na producenta lub importera, jak akcyza czy właśnie opłata reprograficzna), który w ogóle nie przełożyłby się na wzrost cen dla konsumenta, jest niezwykle trudne, a zdaniem większości ekonomistów – niemożliwe. Argumentacja ministerstwa, iż opłata nie dotknie konsumentów, opiera się na założeniu, iż jej koszt w całości zostanie poniesiony przez producentów i importerów. Jednak w gospodarce rynkowej przedsiębiorstwa dążą do utrzymania marży zysku. Wprowadzenie nowej opłaty jest dla nich dodatkowym kosztem prowadzenia działalności, który najczęściej starają się zrekompensować. Zatem deklaracja „ceny nie wzrosną” jest tu albo przejawem naiwności, albo politycznego cynizmu. Ale cóż szkodzi obiecać, prawda?

Jeśli artykuł Rząd chce „podatku od telefonów”. Za iPhone’a (i nie tylko) w 2026 zapłacimy więcej nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

Idź do oryginalnego materiału