George Simion ma nadzieję zrobić to, czego nie pozwolono dokonać prorosyjskiemu kandydatowi Călinowi Georgescu: zostać prezydentem i sprawić, iż Rumunia dołączy do listy państw UE rządzonych przez skrajną prawicę.
Dziś w Rumunii odbywa się pierwsza tura powtórzonych wyborów prezydenckich. To skutek unieważnienia przez Sąd Najwyższy wyborów przeprowadzonych pod koniec zeszłego roku.
Ku powszechnemu zaskoczeniu pierwszą turę wygrał wówczas skrajnie prawicowy i proputinowski polityk Călin Georgescu. niedługo jednak okazało się, iż prawdopodobnie otrzymał on pomoc z Moskwy.
Gdy Georgescu wykluczono z nowych wyborów, na scenę wkroczył George Simion, lider partii Sojusz na rzecz Zjednoczenia Rumunów (AUR), który w unieważnionych wyborach z 24 listopada zajął dopiero czwarte miejsce.
Obecnie sondaże wskazują go jako faworyta do wejścia do drugiej tury, zaplanowanej na 18 maja – i dają mu spore szanse na zwycięstwo.
Prezydent Rumunii odgrywa istotną rolę w kształtowaniu polityki zagranicznej kraju i reprezentuje Rumunię w Radzie Europejskiej. W obliczu rosnących szans Simiona na prezydenturę w Brukseli narastają obawy, iż Unia może mieć do czynienia z kolejnym „enfant terrible” na wzór Viktora Orbána z Węgier czy Roberta Ficy ze Słowacji.
Sprawy mogą jednak ułożyć się jeszcze inaczej. Rumuńska polityka europejska często wymaga poparcia stanowiska prezydenta przez rząd, a ten jest w tej chwili centrolewicowy. Z Simionem jako prezydentem Rumunia może zatem zacząć mówić w Brukseli dwoma głosami.
TikTokowcy idą po głosy
Podobnie jak wcześniej Georgescu, Simion prowadzi kampanię przede wszystkim w internecie, omijając tradycyjne media i stawiając na występy w przychylnych sobie podcastach.
Na TikToku obserwuje go aż 1,3 miliona użytkowników – zdecydowanie więcej niż kolejnego na liście najpopularniejszych rumuńskich polityków na tej platformie, lewicowca Victora Ponty, który ma 240 tys. obserwujących.
Po wyeliminowaniu Georgescu z wyścigu Simion gwałtownie przejął jego elektorat, choć zdystansował się od niektórych skrajnych poglądów poprzednika.
38-letni polityk zdobył rozgłos jako gorący zwolennik zjednoczenia Rumunii i Mołdawii – niewielkiej byłej republiki radzieckiej z dużą populacją mówiącą po rumuńsku – choć później porzucił ten postulat.
Na poziomie europejskim Simion współpracuje w ramach frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów z takimi partiami jak Patola i Socjal czy Bracia Włosi (FdI) Giorgii Meloni. Mimo to on i AUR znacznie różnią się od tych ugrupowań w kluczowych kwestiach, takich jak wsparcie dla Ukrainy czy stosunek do Unii Europejskiej.
Simion sprzeciwia się pomocy dla Ukrainy, powołując się na rzekomo złe traktowanie rumuńskiej mniejszości w tym kraju. Ma zakaz wjazdu zarówno do Mołdawii, jak i Ukrainy ze względu na podejrzenia o prorosyjskie sympatie – którym sam stanowczo zaprzecza.
Twierdzi, iż nie chce, aby Rumunia opuszczała NATO, ale dąży do „wzmocnienia sojuszu pod przywództwem USA”. Postuluje reformę Europy, wolną od – jak to określa – „pozbawionych demokratycznego mandatu biurokratów”. Unię Europejską określa mianem „nowego Związku Radzieckiego”.
Choć sam określa się mianem konserwatysty, jego partia głosi znacznie bardziej skrajne poglądy. Jak ujawnił lokalny portal śledczy PressOne, członkowie AUR podejmowali próby rekrutowania neonazistów w Rumunii i Mołdawii.
Jeśli Simion rzeczywiście wygra pierwszą turę, spodziewana jest zacięta walka w drugiej. Sondaże pokazują, iż walkę o drugie miejsce stoczą między sobą kandydat koalicji rządzącej Crin Antonescu, niezależny burmistrz Bukaresztu Nicușor Dan oraz wspomniany były premier i były lider Partii Socjaldemokratycznej (PSD) Victor Ponta, który również startuje jako kandydat niezależny.
Jak podaje agencja Reutera, dziesiątki czołowych rumuńskich pisarzy, reżyserów i historyków podpisało list otwarty, wzywając wyborców do poparcia proeuropejskiego kandydata przeciwko Simionowi.