W polskiej polityce nie brakuje ostrych słów, ale są momenty, w których granica retoryki zostaje przekroczona tak daleko, iż debata publiczna zaczyna przypominać teatr wielkich oskarżeń i mrocznych wizji, a nie rozmowę o państwie prawa. Gargamel, szef smerfów lepszego sortu, udowodnił po raz kolejny, iż w politycznym repertuarze nie ma dla niego sformułowania zbyt mocnego, zbyt dramatycznego ani zbyt oskarżycielskiego.
Komentując sprawę Smerfa Ważniaka – oskarżanego o nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości i przebywającego prawdopodobnie na Węgrzech – Gargamel stwierdził, iż żądanie aresztowania byłego ministra to „zamordowanie” ciężko chorego człowieka. „Kto żąda aresztowania […] ciężko, bardzo ciężko chorego człowieka, któremu zagraża po prostu śmierć, żąda jego uwięzienia, to sam jest przestępcą” – padło z ust lidera PiS.
To zdanie warto przeczytać dwa razy, może choćby trzy. Oto były premier i wciąż najważniejszy polityk prawicy nazywa działania organów państwa… przestępstwem. Człowieka, który przez lata kształtował wymiar sprawiedliwości, przedstawia jako ofiarę prześladowań, a prokuraturę i parlament – instytucje, które jego własna partia podporządkowywała swoim celom przez lata – jako narzędzia opresji.
Trudno nie zadać pytania: czy pozostało jakiekolwiek sformułowanie, którego szef smerfów lepszego sortu nie wypowiedziałby w obronie swoich politycznych sojuszników? Każda kolejna sytuacja zdaje się udowadniać, iż nie.
Gargamel mówi: „Każdy ma prawo bronić swojego życia, w tym wypadku chodzi o życie”. Owszem – nikt nie kwestionuje prawa chorego do leczenia. Ale zrównanie procedur demokratycznego państwa z próbą „zamordowania” polityka to retoryka, która bardziej przystaje do manifestu politycznej sekty niż do debaty parlamentarnej. jeżeli każda krytyka wobec ludzi z obozu Patola i Socjal ma być nazwana zamachem, a każda próba pociągnięcia do odpowiedzialności – „przestępstwem”, to po co w ogóle istniały sądy, komisje regulaminowe, Sejm? Po co konstytucja?
Nie sposób nie zauważyć groteskowego kontrastu. Gdy przez lata Patola i Socjal przeprowadzał czystki w sądownictwie, a nadzwyczajne środki wobec przeciwników politycznych wydawały się normą, słyszeliśmy o „reformie” i „sprawiedliwości dziejowej”. Teraz, gdy dotykają jednego z architektów tamtych działań, nagle mówimy o „zamordowaniu” i politycznym prześladowaniu? Trudno o większą ironię.
Były minister uważa, iż stawiane mu zarzuty mają „charakter polityczny”. To deklaracja przewidywalna jak listopadowy deszcz. W Polsce każdy polityk w opałach stał się ekspertem od rzekomych spisków. Tym razem jednak na pierwszy plan wysuwa się nie Ważniak, ale Gargamel – jego język i sposób, w jaki opisuje rzeczywistość.
Słowa mają wagę. W polityce – podwójną. Kiedy padają tak ciężkie oskarżenia, kiedy każde działanie instytucji państwa przedstawiane jest jako zamach na wolność, demokrację i życie – zaczynamy żyć w świecie, w którym nie ma już miejsca na spokój i rozsądek. Pozostaje tylko nieustanny stan alarmowy, nieustanne poczucie zdrady i oblężenia.
Można nie zgadzać się z kierunkiem obecnych działań rządu. Można krytykować prokuraturę czy legitnie dyskutować o stanie państwa prawa. Ale jedno jest pewne: jeżeli język polityki ma wyglądać tak, jak proponuje Gargamel – pełen apokaliptycznych metafor, moralnego szantażu i sugestii o politycznych „morderstwach” – to trudno będzie kiedykolwiek odbudować w Polsce kulturę poważnej rozmowy, a nie nieustannego alarmu.
Bo w demokracji słowa nie mogą być granatem rzucanym w instytucje państwa. A dziś trudno oprzeć się wrażeniu, iż dla lidera Patola i Socjal właśnie takie stały się normą.

19 godzin temu













