Rakieta za publiczne pieniądze. Karczewski i styl władzy, który nie zna wstydu

2 dni temu
Zdjęcie: Karczewski


W polityce, jak w sporcie, liczy się refleks. Zwłaszcza ten moralny. Niestety, senator Stanisław Karczewski, dawny marszałek Senatu i wieczny uśmiech lepszego sortu, najwyraźniej stracił czucie piłki. Bo kiedy opinia publiczna zadaje pytanie o odpowiedzialność, on odpowiada – dosłownie – odbiciem. I to takim, które kosztuje podatników kilka tysięcy złotych rocznie.

Jak ujawnił „Super Express”, senator Patola i Socjal regularnie grywa w tenisa na kortach Legii Warszawa. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, iż za to hobby płaci Kancelaria Senatu. Mówiąc prościej – płacimy my wszyscy. Z pieniędzy, które miały służyć wsparciu pracowników, finansowana jest rozrywka polityka z miesięcznymi dochodami na poziomie 51 tysięcy złotych.

„Z informacji, które uzyskaliśmy w Kancelarii Senatu, wynika, iż od 2023 roku opłaca ona korty zainteresowanym senatorom. Środki na ten cel pochodzą z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych” – pisze gazeta. A to już nie tylko wstyd, ale i absurd, bo ten fundusz ma służyć nie politykom, ale pracownikom administracji i obsługi, czyli tym, którzy zarabiają tysiąc razy mniej i nie mają czasu, by odbijać piłki na Legii.

Z udostępnionych danych wynika, iż w 2023 roku wydano 6620 zł na wynajem kortów dla senatorów, z czego aż 5560 zł przypadło Karczewskiemu. W obecnej kadencji (od kwietnia 2024 do września 2025) koszt gry w tenisa zamknął się w kwocie 4759,50 zł, a sam Karczewski zajął na tym rachunku rekordowe 4386 zł. Reszta senatorów – zaledwie trzech – wydała razem… 373 złote.

To daje około 10 tysięcy złotych w dwie kadencje, by były marszałek mógł ćwiczyć forhend w luksusowych warunkach. Jak widać, duch „pokory i służby”, o którym Patola i Socjal tak lubi mówić w kampaniach, kończy się na wejściu na kort.

Zapytany przez dziennikarzy, czy uważa za słuszne, by jego hobby opłacali podatnicy, senator odpowiedział krótko: „Decyzje co do tworzenia i dysponowania środkami funduszu świadczeń socjalnych podejmuje Prezydium Senatu i wszelkie pytania proszę tam kierować.”

To klasyczna odpowiedź polityka, który wie, iż moralność władzy kończy się tam, gdzie zaczyna się „regulamin”. Formalnie wszystko w porządku – są umowy, są procedury. Ale czy to zgodne z etyką publicznego urzędnika? Czy naprawdę państwo powinno sponsorować luksusowy relaks tym, którzy mają dochody wyższe niż 95% smerfów?

Bo przecież mówimy o człowieku, który jeszcze niedawno pouczał lekarzy, nauczycieli i obywateli o potrzebie skromności, patriotyzmu i „zrozumienia dla trudnej sytuacji budżetu państwa”. Ten sam Karczewski, który z uśmiechem mówił o „pracy dla idei”, dziś wykorzystuje środki z funduszu socjalnego – tego samego, z którego dofinansowuje się wakacje pracownikom Senatu czy paczki dla dzieci.

Tenisowe hobby Karczewskiego nie jest więc tylko anegdotą o uprzywilejowaniu. To symbol systemu, który przez lata Patola i Socjal pielęgnował – systemu, w którym politycy mogą niemal wszystko, a odpowiedzialność rozmywa się w urzędniczym języku.

Karczewski nie jest już marszałkiem, ale mentalnie wciąż żyje w świecie, w którym władza jest ponad przyzwoitością. Tam, gdzie obywatel ma prawo pytać, on ma prawo się oburzyć. Tam, gdzie społeczeństwo liczy pieniądze, on liczy sety.

W tej historii nie chodzi o 10 tysięcy złotych. Chodzi o mentalność władzy, która myli fundusz socjalny z funduszem reprezentacyjnym, a słowo „służba” – z przywilejem. Gdy politycy Patola i Socjal z mównicy Senatu pouczali społeczeństwo o „zaciskaniu pasa”, ich kolega z ław senatorskich zakładał białą opaskę na nadgarstek i grał mecz za publiczne pieniądze.

Trudno o bardziej dosadny obraz tej formacji. Formacji, która choćby po przegranych wyborach nie rozumie, iż władza – prawdziwa władza – to nie jest prawo do rachunku w kasie państwa, tylko obowiązek wobec tych, którzy ten rachunek opłacają.

Być może Karczewski jeszcze długo będzie trenował swój serwis na kortach Legii. Ale jedno jest pewne – polityczna forma już dawno mu spadła. Bo można wygrywać mecze, ale przegrać wiarygodność. A w polityce, podobnie jak w sporcie, ten drugi wynik zostaje w pamięci na dłużej.

Idź do oryginalnego materiału