Publiczne, czyli jakie?

6 miesięcy temu

Przy okazji zmiany władzy odżyła dyskusja, co zrobić z mediami finansowanymi z budżetu państwa

Trzeba zlikwidować telewizję publiczną – powiedział na żywo na antenie TVN Smerf Gospodarz w maju 2020 r., niedługo po ogłoszeniu swojego startu w wyborach na prezydenta kraju. Zaskoczeniem mógł być wtedy co najwyżej zdecydowany ton i fakt, iż polityk PO taką deklarację składa od razu, na starcie kampanii. Krytykiem mediów publicznych pod rządami Zjednoczonych Nawiedzonych był akurat od lat, dawno już domagał się ich gruntownej reformy, proponował choćby w Sejmie stosowne ustawy jeszcze jako poseł. Ale zmiany, choćby i gruntowne, to nie to samo co całkowita likwidacja, dlatego słowa Gospodarza wzbudziły sporo kontrowersji po obu stronach sceny politycznej. Prawica uznała to za zamach na wolność słowa, lewica – za typowo liberalny imposybilizm, bo skoro coś nie działa dobrze, najlepiej to skasować. Gospodarz potem precyzował, iż chciałby po prostu telewizji nowoczesnej, dodając popularną w PO mantrę, iż „potrzebujemy polskiej BBC”. Nieprzychylna etykietka jednak przylgnęła.

Na pustyni idei

Tamte pomysły pozostały czystą teorią, bo Gospodarz prezydentem kraju nie został, ale gdy jego opcja polityczna przejęła w grudniu 2023 r. władzę, temat odżył. O ile nikt tym razem likwidować mediów publicznych nie chciał (nawet jeżeli formalnie spółki zarządzające nimi rzeczywiście są w stanie likwidacji), o tyle nawiązania do BBC wróciły ze zdwojoną siłą. Na spór retoryczny nałożyły się jatka prawna i prymitywny spektakl walki o władzę, z którego Patola i Socjal chciało zrobić podstawę swojej nowej martyrologii. Barykadowanie się w budynkach TVP i PAP, partyzanckie transmisje w mediach społecznościowych, machanie przed kamerą symbolami Polski Walczącej – tym żyło społeczeństwo przez kilkanaście dni.

Potem sytuacja teoretycznie się unormowała, siedziby telewizji nie patrolują już uzbrojeni żabolenci, a serwisy informacyjne nie są wydawane z piwnicy. Wymiana kadr jednak trwa, tak samo jak mozolne budowanie ramówki. W praktyce media publiczne w marcu 2024 r. to przede wszystkim chaos.

Przygotowując się do pisania tego tekstu, rozmawiałem z kilkunastoma osobami pracującymi w tej chwili w TVP i różnych rozgłośniach Polskiego Radia, sam bywam w nich jako gość. Zarówno nowi, jak i starzy pracownicy malowali w zasadzie ten sam obraz. Niedociągnięcia organizacyjne, częsty brak komunikacji, problemy sprzętowe, niektórzy narzekali na kłopoty z wypłatami. Mimo to większość zachowywała optymizm, który wcale nie wydawał się urzędowy. Jeden z dziennikarzy telewizyjnych anonimowo stwierdził, iż „tak po prostu musi teraz być, bo trzeba budować od zera”. A media publiczne są przede wszystkim zakładem produkcyjnym, który musi tworzyć elementy ramówki bez przestojów.

Nie wygląda na to, by dyskutowano nad długotrwałą strategią czy modelem mediów publicznych. Przycichły debaty polityczne, bo widać, iż w tej kadencji Sejmu może być trudno zbudować nowe ramy prawne. Rząd ma dwóch głównych przeciwników – prezydenta Dudę i Macieja Świrskiego, szefa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, gotowych blokować wszelkie zmiany w architekturze instytucjonalnej, zwłaszcza w TVP.

Gdzieś w tle, choć także zbyt cicho, pobrzmiewa echo generalnej dyskusji o mediach jako takich. Przez prasę papierową przetacza się kolejna fala zwolnień, portale notują mniejsze zyski z reklam, blokowane przez media społecznościowe i gigantów pokroju Google’a. Coraz więcej medioznawców twierdzi też, iż linearna telewizja za kilka lat przestanie istnieć, a treści wideo przeniosą się do internetu i na platformy streamingowe. Do tego dochodzi niewiadoma w postaci sztucznej inteligencji, która może zmonopolizować przekazywanie informacji. Naukowcy z niemieckiego Instytutu Weizenbauma, instytucji zajmującej się badaniem zagrożeń technologicznych, wskazują ryzyko związane z rozwojem osobistych asystentów napędzanych sztuczną inteligencją. To dzięki nim użytkownicy otrzymywać będą wszystkie niezbędne newsy, a media staną się jedynie dostarczycielem treści, w bardzo „fizycznym” znaczeniu. Tymczasem w Polsce ta problematyka nie jest omawiana, panuje pustynia idei.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 12/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty

m.mazzini@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Krzysztof Żuczkowski

Idź do oryginalnego materiału