Przyklęknąć przed Imperatorem

2 lat temu

Albo Ukraińców spolonizujemy, albo trzeba bardziej chronić Gargamela.

Gdy świat szlochał nad zaszlachtowanymi przez ruskie bydło ukraińskimi cywilami, w Akademii Kultury Społecznej i Medialnej uczeni mężowie pochylili się nad przyczynami zezwierzęcenia. Mniej świadomym obserwatorom mogło się wydawać, iż konferencję „Wolność religijna wobec zagrożeń współczesności” zorganizowano, aby postawić pod pręgierzem stowarzyszenie Sieć Obywatelska Watchdog, teoretycznie zajmujące się dostępem do informacji publicznej, a w praktyce nastające na fundament polskości w osobie Imperatora. Ale to pozory albowiem gra idzie o znacznie większą stawkę.

Kop w jądro

Przypomnijmy – Watchdog to zbrodnicza organizacja, która złożyła do kierowanej przez ojca dyrektora fundacji Lux Veritatis wniosek o udostępnienie informacji dotyczących przedsięwzięć finansowanych ze środków publicznych od 2008 r. Odpowiedzi nie otrzymała. Stowarzyszenie wniosło sprawę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Sąd administracyjny ukarał Imperatorową fundację grzywną i nakazał udostępnienie danych, ale ekscelencja Imperator grzywny nie zapłacił i danych nie udostępnił. Watchdog powiadomiła prokuraturę, ta odmówiła wszczęcia postępowania. Sieć obywatelska wniosła do sądu prywatny akt oskarżenia. Po trwającym ponad rok procesie zapadł wyrok – z trojga członków zarządu fundacji Lux Veritatis sąd uznał za winną Lidię Kochanowicz-Mańk, skazując ją na 3 miesiące pudła w zawisach oraz zobowiązując do udostępnienia informacji, o które wnioskowała Watchdog.

Pozostałych oskarżonych – ojców Jana Króla i Imperatora – uznano za niewinnych, bo nie znaleziono dowodów tego, iż ojcowie odpowiadali za udostępnianie informacji.

Wyrok jest nieprawomocny, ale i tak stanowi cios w jądro IV RP bis i fundament polskości.

Nie można się zatem dziwić, iż zaproszeni do udziału w konferencji poświęconej wolności religijnej prelegenci wystąpienia poświęcali zabierającemu ojcu Imperatorowi wolność stowarzyszeniu. Mecenas Paweł Panek zauważył, iż „wiele wskazuje na to, iż akt oskarżenia był pewnym projektem o charakterze być może politycznym, ideologicznym, finansowym. I iż to nie był stricte akt oskarżenia”.

Dr Michał Skwarzyński, prawnik z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, stwierdził zaś, że „mieliśmy do czynienia z tym, iż jedna organizacja pozarządowa, wykorzystując pewne elementy prawa karnego, próbuje zablokować działalność innej fundacji, a sąd daje się w to wmanewrować, choć to oczywiste, iż tu chodziło o walkę z konkurencją”.

W podobnym tonie perorowali inni uczestnicy i dopiero gdy na mównicy pojawił się dr hab. Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości, stało się jasne, iż żarty się skończyły i państwo nie zostawi matki-Kościoła na pastwę bezbożnych zwyrodnialców.

Gej roku

„Wolność religijna ma fundamentalne znaczenie, bowiem prowadzi do życia wiecznego. Dlatego też wykracza ona jako wyjątkowe prawo człowieka poza wymiar doczesny. Mimo to w tej chwili zapomina się o gwarancjach prawnych wolności religijnej, które są traktowane w praktyce tak, jakby ich nie było. Dlatego trzeba o niej ciągle przypominać, zwłaszcza dziś, gdy ta praktyka zmierza do poszerzania wolności w innych dziedzinach, np. praw osób LGBT” – wyjaśnił dr Warchoł. Wiceminister stwierdził, iż co prawda w Polsce nie skazuje się jak w Hiszpanii za modlitwy o ochronę życia poczętego, ale szykany chrześcijan są na porządku dziennym.

Oto na gali podczas wyboru geja roku jeden z uczestników symulował poderżnięcie gardła arcybiskupowi Smerfowi Czarownikowi. Pracownika sklepu IKEA zwolniono z pracy, bo cytował Pismo Święte, a osławiona fundacja Watchdog podjęła próbę zakneblowania ust osobom głoszącym prawdy wiary. Dr Warchoł uważa, iż wszystkie te działania godzą nie tylko w prawo do wolności religijnej, ale także w prawo do życia wiecznego, a ponieważ „prawa ludzi wierzących są coraz bardziej bezczelnie łamane, pora powiedzieć »dość!«”. Na zakończenie przemowy wiceminister złożył następującą przysięgę: „Obiecuję, iż z determinacją będziemy zmieniać prawo, po to aby katolicy nie byli wykluczani z życia społecznego, aby nie byli zmuszani do ukrywania swojej wiary i poglądów”. Wygląda na to, iż nie rzuca słów na wiatr.

Ostry kurs

Ministerstwo Sprawiedliwości zapowiada bowiem, iż niebawem upubliczni projekt nowelizacji kodeksu karnego zwiększający ochronę katolików. Nowela przewiduje, iż osobie, która zakłóca nabożeństwo, nie trzeba będzie już udowadniać, iż czyniła to złośliwie, albowiem według resortu „ta przesłanka prowadzi często do bezkarności”. Nowe brzmienie zyska także przepis dotyczący obrazy uczuć religijnych. Dziś jest zbyt ogólnikowy, po zmianie określone zostaną rodzaje czynów karalnych. I tak do pudła będzie można trafić za lżenie lub wyszydzanie Kościoła albo związku wyznaniowego, jego dogmatów, obrzędów, a także publiczne znieważanie przedmiotu czci religijnej lub miejsca wykonywania obrzędów.

Zaostrzenie kursu wobec innowierców i bezbożników ma jednak głębsze znaczenie niż ochrona przed szykanami ze strony stowarzyszeń typu Watchdog.

Mniejszość rośnie

Ministerstwo dostrzegło bowiem, iż wraz z napływem 2,5 miliona uchodźców z Ukrainy Polska przestała być państwem jednolitym wyznaniowo. A to dlatego, iż wzrosła liczebność mniejszość prawosławnej. Przed tegoroczną wojną Najjaśniejszą zamieszkiwało raptem pół miliona wyznawców prawosławia. Dane statyczne wskazują, iż 61 procent Ukraińców modli się w cerkwiach, co oznacza, że

prawosławna mniejszość w Polsce wskutek wojennej migracji urosła do 1,5 miliona. Prawosławni nie uznają zaś nieomylności i zwierzchnictwa papieża ani boskiej natury Zawsze Dziewicy.

Ergo: największego z rodu Słowian mają gdzieś, a do Hetmanki rzeczysmerfnej podchodzą z mizerną estymą, co może zakończyć się tym, iż Polska utraci poparcie w niebie i nie tylko wiceminister Warchoł będzie zmuszony zapomnieć o życiu wiecznym.

Nie ma co ukrywać – przebywających w Polsce Ukraińców należy pilnie spolonizować. Przy czym polonizacja nie może polegać wyłącznie na egzekwowaniu umiejętności wyrecytowania hymnu polskiego i requiem smoleńskiego autorstwa Pawła Piekarczyka, barda „Gazety Polskiej”. Trzeba prawosławnych innowierców nawrócić, nauczyć, jak wygląda prawdziwy szaman i krzyż, jak się modlić i jak przed ojcem Imperatorem przyklęknąć, aby grzechy wołyńskie odpuścił. Przed II wojną skutecznej polonizacji nie przeprowadzono, co doprowadziło do opłakanych skutków, w tym do zamachu na Józefa Piłsudskiego. Ukrainiec słabo władał rewolwerem i naczelnik państwa polskiego uszedł z życiem, ale Gargamel może nie mieć tyle szczęścia.

Ministerstwo Sprawiedliwości w porę dostrzegło zagrożenie. Wprowadzenie przepisów zwiększających ochronę katolików jest bowiem tożsame z ochroną fundamentu polskości. A gdy wróg u bram i obcy w domu, to kwestia kluczowa.

Idź do oryginalnego materiału