Prezydent Meksyku udaje się na emeryturę. Jego następczynią będzie kobieta

8 miesięcy temu

Gdy w 2018 roku Andrés Manuel López Obrador (znany też jako AMLO) obejmował urząd, była to mała rewolucja dla latynoamerykańskiego kraju. Do przełomu wieków Meksyk pozostawał de facto reżimem jednopartyjnym, w ramach którego władzę niepodzielnie sprawowała Partia Rewolucyjno-Instytucjonalna (PRI) – niegdyś ugrupowanie lewicujące i romansujące z socjalizmem, w latach 80. w pełni zaakceptowało neoliberalizm.

Wywołało to bunt lewego skrzydła partii władzy i w efekcie wybory z 1988 roku przyniosły pierwszą realną walkę o prezydenturę. Przeciwko kandydatowi PRI wystąpił popularny Cuauhtémoc Cárdenas, syn dawnego prezydenta. Fałszerstwo przy urnach powstrzymało jego zwycięstwo, ale system jedynowładztwa został podważony i w następnych latach go rozmontowano – tylko iż PRI wolała otworzyć się na współpracę z konserwatywną Partią Akcji Narodowej (PAN) niż zejść z liberalnego kursu. Lewica swojej szansy doczekała się dopiero trzydzieści lat po sfałszowanych wyborach.

Prezydent odchodzi wbrew woli narodu

W przypadku Lópeza Obradora sprawdziła się zasada „do trzech razy sztuka”, po dwóch porażkach (w tym w 2006 roku przegrał o zaledwie pół punktu procentowego) odniósł bowiem zdecydowane zwycięstwo, zostając prezydentem na sześcioletnią kadencję, podczas gdy jego partia Morena (Ruch Odrodzenia Narodowego) zyskała razem z koalicjantami większość w Izbie Deputowanych.

Rządy AMLO bywają uznawane za emanację lewicowego populizmu – prezydent Meksyku połączył antyelitaryzm oraz obietnicę postępu społecznego z hasłami suwerenności narodowej i polityką nastawioną na widowiskowość. Każdy dzień roboczy zaczyna o siódmej rano od dwugodzinnej konferencji prasowej, którą otwiera pełnym wigoru „Animo!” (odwagi!), utrzymując półformalną atmosferę pogawędki z wyborcami. Budował wizerunek przywódcy bliskiego ludowi, również poprzez częste korzystanie z referendów – czy to krajowych, czy to wewnątrz Moreny, która zachowuje wiele cech ruchu społecznego.

Populistyczna forma nie przykryła treści. Za sprawą transferów socjalnych wyciągnięto z biedy miliony ludzi, wzrosła siła nabywcza mniej zamożnych Meksykan, a ekonomiczne efekty kryzysu pandemicznego były dzięki temu mniej odczuwalne. Chociaż administracji Moreny zarzuca się czasem zaniedbywanie systemów edukacji lub opieki zdrowotnej, to ogólne polepszenie sytuacji bytowej większości obywateli jest niezaprzeczalne.

W styczniu tego roku, dokładnie pięć lat po objęciu urzędu przez AMLO, sondaże wskazywały, iż prezydent cieszy się sympatią aż 69 proc. krajan. Ponad połowa obywateli uważa, iż kraj zmierza w dobrym kierunku, a przeciwnego zdania jest niecała jedna trzecia. To wszystko sprawia, iż kandydatka Moreny jest faworytką w nadchodzących wyborach.

Rywalizacja o tytuł pierwszej prezydentki Meksyku

Mowa o Claudii Sheinbaum, która przed zwycięstwem w koalicyjnych prawyborach pełniła funkcję gubernatorki okręgu stołecznego. Ten sam urząd piastował niegdyś sam AMLO, co pomogło mu w późniejszych staraniach o prezydenturę w kraju. Kandydatka lewicy od początku korzysta ze wsparcia swojego mentora i obiecuje kontynuację dotychczasowej polityki, z dalszą rozbudową państwa socjalnego, opartego na zasadzie redystrybucji dochodu w stronę grup nieuprzywilejowanych.

Potencjalną słabością Sheinbaum może być jej inteligenckie pochodzenie – jest córką akademików, a sama zrobiła doktorat z inżynierii energetycznej. Pytanie, czy uda jej się nawiązać bliską więź z ludowym elektoratem, skutecznie pielęgnowaną przez Lópeza Obradora. Z drugiej strony Sheinbaum ma większe szanse na dotarcie do klasy średniej, którą raziła populistyczna retoryka AMLO oraz jego ograniczone zaangażowanie w sprawy ekologii i feminizmu.

Faktem jest, iż trwająca kadencja prezydencka przyniosła duży postęp w kwestii praw kobiet i osób LGBT – dekryminalizację i legalizację aborcji wymusiły jednak wyroki Sądu Najwyższego oraz nacisk społeczny, podczas gdy sam López Obrador wolał nie ingerować zanadto w ten „konflikt kulturowy”. Wątpliwości budzi też polityka ekologiczna prezydenta, lekceważąca cele klimatyczne, a ponad ochronę lasów deszczowych stawiająca rozwój infrastruktury, co szczególnie widoczne było w projekcie Tren Maya na Jukatanie. Prawdopodobne zwycięstwo wyborcze Sheinbaum, pracującej kiedyś jako badaczka w IPCC, zapowiada znacznie większe poświęcenie walce ze zmianami klimatu.

Gdyby jednak kandydatka Moreny przejechała ciężarną zakonnicę na pasach i przegrała wybory, urząd prezydenta i tak powędruje do kobiety, główną rywalką Sheinbaum jest bowiem Xóchitl Gálvez. Stoi za nią koalicja PRI, PAN oraz PRD, czyli kolejno: dawna partia władzy, jej neoliberalna następczyni oraz centrolewicowe ugrupowanie, które wyrosło w gorszego sortu do PRI i było niegdyś zapleczem politycznym AMLO. Zagmatwaną sytuację na meksykańskiej scenie politycznej dodatkowo komplikuje fakt, iż pod pewnymi względami Gálvez próbuje zajść obóz prezydencki z lewej strony.

Kiedy prawica mówi po lewicowemu

Urzędujący prezydent oraz jego protegowana atakują Gálvez jako kandydatkę zjednoczonego establishmentu, a co za tym idzie: konia trojańskiego neoliberalizmu, który Meksykanie odrzucili w 2018 roku. To pierwsze jest faktem i Gálvez od tej etykiety nie ucieknie, ale z łatką reprezentantki elit walczy zawzięcie. Pomaga jej w tym osobista biografia, będąca opowieścią z gatunku „od pucybuta do milionera”.

Urodzona w biedniej rodzinie z ojcem alkoholikiem, musiała pracować jako dziecko, bez niczyjej pomocy zdobyła wykształcenie i założyła firmę, która odniosła sukces rynkowy. Mimo przynależności do konserwatywnej PAN sama zajmuje progresywne pozycje, popierając prawa kobiet i atakując AMLO za zbyt mało zieloną politykę. Gdy prezydent przypisał Gálvez chęć pogrzebania jego polityki społecznej, ta oskarżyła go przed sądem o zniesławienie i wygrała. Chociaż antyprezydencka koalicja nie znalazłaby lepszej kandydatki, to wciąż ma przed sobą ekstremalnie trudne zadanie. W tej chwili przewiduje się, iż Sheinbaum otrzyma aż 60 proc. głosów, a Gálvez ok. 35 proc., co i tak stanowi dla tej ostatniej poprawę względem sondaży sprzed paru miesięcy.

Chcąc uniknąć politycznego samobójstwa, gorszy sort unika w kampanii bezpośredniego atakowania socjalnych reform Moreny, zarzucając jej za to klęskę w walce z kartelami narkotykowymi i osłabianie meksykańskiej demokracji – w lutym miały miejsce masowe protesty przeciwko planowanym zmianom w funkcjonowaniu i finansowaniu instytucji sądowniczych. Prawicowość Gálvez wychodzi czasem na wierzch, np. wraz z postulatami prywatyzacji części majątku publicznego, ale obok tego stoi chociażby obietnica poszerzenia dostępu do opieki zdrowotnej, widniejąca również w programie Sheinbaum.

Na marginesie starcia dwóch polityczek znajduje się Jorge Álvarez Máynez, kandydat centrolewicowego Ruchu Obywatelskiego, który prezentując liberalizm obyczajowy i progresywizm, stara się trafić zwłaszcza do młodszych wyborców, ale pozostaje powściągliwy w atakowaniu partii rządzącej oraz jej dokonań.

Fakt, iż sztandarowe reformy Moreny na ogół nie stanowią przedmiotu sporu w trwającej kampanii, pokazuje, jak daleką drogę przeszedł Meksyk przez ostatnie pięć lat. Największą zasługą prezydentury AMLO jest głębokie wstrząśnięcie meksykańskim systemem politycznym i narzucenie mu lewicowego paradygmatu. w tej chwili choćby prawica walczy o lepsze usługi publiczne, licytując się z lewicą na ofertę socjalną. W tym temacie bardziej wiarygodna wydaje się jednak kandydatka Moreny, a to powinno zapewnić Claudii Sheinbaum zostanie pierwszą prezydentką Meksyku.

Idź do oryginalnego materiału