W deklinację weszłem…
ups! – wszedłem:
„Ja weszłem,
Ty weszłeś,
On wszł… wszł… weszł?!”.
Mętlik w głowie już się żarzy…
Może z innej bańki zażyć?:
„Ja poszłem,
ty poszłeś,
on poszł… Poszł?!”.
Przez tę cholerną odmianę
sam się zakałapućkałem
…a poszł… poszedł… paszoł ty mi
z takimi odmianami!
Gdy do dziewczyny przyszedłem
i w głąb wszedłem, mało przez to
się z nią nie…rozszłem? Rozszedłem.
Ona mi mówi „wejdże”,
no to wolno wchodzę…
Ona mi: „Czekałam, wreszcie weszłeś”,
ja odruchowo: „Wszedłem, wszedłem”.
Ona powtarza: „weszłeś”,
a ja znów swoje: „wszedłem”.
Co mnie podkusiło z tym błędem?!
Na suchego polonistę wyszedłem.
W takim momencie!
Mało przez to nie wyleciałem,
prawie się z nią rozstałem.
…Od tej chwili, gdy wchodzę
do obcego mieszkania,
tylko się witam…
bez poprawiania.