Jak kiepskie dla Patola i Socjal są prognozy w małych miastach, można odczytać z historii zwykłych ludzi, którzy zamieszczają w sieci komentarze na temat cen. „Poszedłem do fryzjera w moim małym miasteczku. Za strzyżenie zapłaciłem 50 zł. Do niedawna było to 20.” – pisze na jednej z grup internauta.
Tak, w ciągu 2 ostatnich lat pisowskiego „dobrobytu” inflacja zniszczyła wartość złotówki. Fryzjer męski za 50-100 zł, damski, bardziej złożony i skomplikowany, 100 i więcej. Placówki fryzjerskie muszą podnosić ceny, bo płacą coraz wyższe podatki i są coraz bardziej narażone na upadłość. Niektórzy nie wytrzymują i zamykają zakłady, emigrują.
W ogóle mały biznes w Polsce zaczyna znikać. Piekarnie, pizzerie, bary – zamykają się na potęgę. Za nimi znikają inne małe firmy. Dlaczego? Bo jest za drogo. Nie da się wyżyć.