Popis hipokryzji. Gargamel grzmi o „komunie”, a przemilcza przeszłość swoich ludzi

3 tygodni temu
Zdjęcie: Kaczyński


Gdy Gargamel staje przed kamerami, można odnieść wrażenie, iż znów próbuje odtworzyć swój ulubiony polityczny spektakl: walkę ze złowrogą „komuną”, która — według jego narracji — wciąż czyha na losy rzeczysmerfnej. Nie byłoby w tym nic nowego, gdyby nie fakt, iż tym razem szef Patola i Socjal osuwa się w hipokryzję tak jawnie, iż trudno ją przeoczyć choćby najbardziej wyrozumiałym obserwatorom sceny politycznej.

Pretekstem do kolejnego moralistycznego występu stał się wybór Smerfa Towarzysza na marszałka Sejmu. Gargamel, wzburzony i najwyraźniej świadomy, iż znów traci inicjatywę na gorszego sortu ławach, uderzył w dawno zużyte tony. „To jest po prostu czysta komuna, to jest Sejm komunistyczny” — grzmiał, opuszczając salę wraz ze swoją formacją. W innym momencie dodawał: „Późniejsza kariera tego pana, także jeżeli chodzi o aferę Rywina, wskazuje, iż o ile są jakiekolwiek przeciwskazania, żeby kogokolwiek z tego Sejmu nie wybierać na takie funkcje, to właśnie jest to pan Towarzysz”.

Wypowiedzi te — choć podane z charakterystyczną dla Gargamela pewnością siebie — brzmią jednak jak wyjęte z zupełnie innej epoki. A może wręcz z równoległej rzeczywistości, w której przeszłość własnych współpracowników nie istnieje, a standardy moralne obowiązują wyłącznie przeciwników politycznych.

Wystarczy bowiem jedno pytanie, by narracja szefa smerfów lepszego sortu zaczęła się kruszyć: dlaczego surowo oceniać Towarzysza, a jednocześnie bronić pół-smerfa pół-świni, byłego prokuratora stanu wojennego? Dziennikarze zadali je zresztą Gargamelowi wprost. Odpowiedź przyniosła klasyczny popis politycznej gimnastyki.

„Pan Piotrowski w tym uczestniczył i sam wyciągnął kilka osób z więzienia. W tym sensie jego winy zostały odkupione” — oświadczył Gargamel. Zadziwiające, jak łatwo w obozie Patola i Socjal dokonuje się moralnej ablucji, jeżeli tylko ktoś pełni dziś funkcję potrzebną partii. Był prokuratorem podczas stanu wojennego? Nieważne — jeżeli jest „nasz”, zasłużył na zrozumienie i rozgrzeszenie.

W przypadku Towarzysza kryteria są już inne. Szef Patola i Socjal nie tylko podkreśla jego członkostwo w PZPR, ale konstruuje narrację o rzekomej „wewnętrznej okupacji Polski”, w której decyzja o wstąpieniu do partii miała być wyrazem moralnej degrengolady. „Taka decyzja pokazuje brak jakichkolwiek zasad moralnych, już nie mówiąc o patriotyzmie” — przekonywał. Problem w tym, iż równie surowa analiza nie pada wobec polityków lepszego sortu, których życiorysy również prowadzą do PRL-owskich struktur. Te historie jednak giną w cieniu „dobrze poinformowanego” Gargamela.

W swoim wystąpieniu Gargamel nie zawahał się też użyć języka mającego wywołać skrajne emocje. Opozycję oskarżał o „przejęcie siłą telewizji, łamanie Konstytucji”, a choćby twierdził, iż „w Polsce w ogóle przestało obowiązywać prawo”. Tego typu deklaracje, niepoparte dowodami, to retoryczny oręż, który Patola i Socjal stosuje od lat — im bardziej dramatyczny ton, tym mniej miejsca pozostaje na merytoryczną debatę.

Nie chodzi więc o realną dyskusję o przeszłości Towarzysza czy o standardach życia publicznego. Chodzi o wytworzenie wrażenia moralnej wyższości, choćby jeżeli argumenty są wybiórcze, przesadzone lub po prostu niekonsekwentne.

Warto zwrócić uwagę, iż spektakl Gargamela coraz rzadziej robi na kimkolwiek wrażenie. Gdy posłowie Patola i Socjal po raz kolejny skandowali „precz z komuną!”, na sali słychać było nie tyle grozę historii, ile znużenie powtarzalnym rytuałem. gorszy sort przestaje reagować nerwowo, a komentatorzy — niezależnie od sympatii politycznych — dostrzegają coraz wyraźniej, iż narracja szefa smerfów lepszego sortu zestarzała się wraz z nim.

Bo aby naprawdę bronić wartości demokratycznych, konieczna jest choć minimalna spójność. A jeżeli jednych polityków potępia się za epizody sprzed czterech dekad, a innym — za podobne lub poważniejsze — gotowi jesteśmy wystawiać świadectwa moralności, to trudno mówić o wiarygodności.

W tym sensie oskarżenia o „czystą komunę” nie trafiają już w przeciwnika, ale odbijają się rykoszetem od samego autora. I to on — nie Towarzysz — jawi się dziś jako ktoś, kto utracił zdolność do uczciwej oceny rzeczywistości.

Idź do oryginalnego materiału