Ocieplenie klimatu zmienia polskie zimy. Chociaż wciąż występują i będą występować u nas opady śniegu i temperatury poniżej zera, zimy w przyszłości coraz mniej będą przypominać te, które pamiętamy z lat 70. czy 80. XX wieku. Jak zmiany w pogodowych statystykach odbiją się na naszej przyrodzie i gospodarce?
Zimowe temperatury w Polsce – jak się zmieniły?
W Polsce, co najmniej od połowy XX w., najszybciej rosną przeciętne temperatury latem i zimą. Według danych IMGW-PIB, w przypadku zimy ocieplenie między okresem 1961-1990 a 1994-2023 wyniosło 1,3°C – nieco więcej niż w przypadku średnich rocznych (1,1°C). Nie był to jednak wzrost jednorodny: między poszczególnymi regionami kraju wystąpiły spore różnice. Najsłabiej (o niej niż 0,7°C) ociepliło się na Podkarpaciu i w Kotlinie Kłodzkiej. Im bliżej wybrzeża, tym ocieplenie było wyraźniejsze: w północno-wschodniej części kraju (na tzw. “polskim biegunie zimna”) osiągnęło ponad 1,7°C.
W ostatnich 20-30 latach wzrost średnich temperatur wszystkich pór roku był szczególnie szybki. Mimo to, od początku XXI w. co najmniej trzy zimy (2010, 2011 i 2013) można uznać za bardzo zimne w porównaniu do średniej z drugiej połowy XX w. Nie jest to zaskakujące, bo duże wahania warunków pogodowych (w tym z roku na rok) są typowe dla naszego regionu (Kundzewicz i in., 2017, Falarz i in., 2021, Kejna i Rudzki, 2021, Tomczyk i in., 2021).
Mrozy całkiem nie znikną
Duże różnice w temperaturach czy śnieżności poszczególnych zim wynikają w dużej mierze z naturalnej zmienności klimatu: przepływów wód oceanicznych i mas powietrza, oraz wymiany energii między nimi. Globalne ocieplenie wpływa na obie te rzeczy, a procesy, które mają znaczenie dla klimatu i pogody w Polsce, zachodzą często tysiące kilometrów od naszych granic np. na Oceanie Atlantyckim.
Zmianom ulega m.in. „indeks Oscylacji Północnoatlantyckiej (NAO)”. Opisuje on różnicę ciśnień między niżem islandzkim i wyżem azorskim – jeżeli jest duża, wskaźnik przyjmuje wartość ujemną. Wzrasta wtedy prawdopodobieństwo, iż zima w Polsce będzie mroźna i śnieżna. Obserwacje z ostatnich dekad pokazują jednak, iż indeks coraz częściej jest dodatni, co wiązane jest z łagodniejszą zimą w naszych szerokościach. Z drugiej strony mały zasięg lodu morskiego w Arktyce sprzyja napływowi zimnych mas powietrza z północy nad Europę – podobnie dzieje się po epizodach tzw. nagłego ocieplenia stratosferycznego (SSW) nad biegunem. Prognozy pokazują, iż tworzące się w ten sposób „strefy zimna” będą w przyszłości rozciągać się bardziej na południe, a same SSW być może choćby staną się częstsze w cieplejszym klimacie. Mroźne zimy, a tym bardziej mroźne dni czy tygodnie, będą więc przez cały czas pojawiać się w Polsce (Cattiaux i in., 2010, Baldwin i in., 2020, Domeisen i in., 2020, Falarz i in., 2021, Tomczyk i in., 2021, Blackport i Fyfe, 2022, Liang i in., 2022) (zobacz też: Drzewka pomarańczowe? Raczej susza i grad, „Ostatni obszar lodu” i Anomalie pogodowe, Arktyka i prąd strumieniowy).
Na częstotliwość odwilży będą natomiast wpływać zmiany w przemieszczaniu się i adekwatnościach cieplejszych mas powietrza polarno-morskiego docierającego do nas znad Atlantyku. Coraz częściej zatrzymują się one w swojej naturalnej wędrówce na wschód i powodują nasilone topnienie śniegu w regionach, nad którymi przebywają dłużej.
Obserwacje pokazują, iż liczba dni z mrozem (<0 °C) w Polsce znacząco się zmniejszyła w ostatnich 2-3 dekadach. W niektórych latach było ich mniej niż 90, podczas gdy jeszcze w połowie XX w. bywało ich ok. 120. Najszybciej dni z mrozem ubywa na północnym zachodzie Polski – ok. 5 na dekadę. W dużej mierze wynika to z bliskości morza, które stanowi duży zbiornik ciepła i w którego sąsiedztwie rzadziej niż w głębi lądu występują zarówno bardzo wysokie jak bardzo niskie temperatury. Najwolniej zachodzą zmiany na południu, szczególnie w Karpatach (około 3-4 dni na dekadę) (Kejna i in., 2009, Falarz i in., 2021).
Mizerna warstwa śniegu
Zarówno liczba dni z pokrywą śnieżną jak i jej grubość podlegają w Polsce dużym wahaniom wynikającym z naturalnej zmienności naszego klimatu. Utrudnia to wychwycenie długoterminowych trendów, jednak na przestrzeni ostatnich 100 lat zanotowano niewielki spadek obu wskaźników. Wyższe temperatury zimą oznaczają nie tylko, iż śnieg szybciej topnieje, ale iż opady zimowe to raczej deszcz niż śnieg – co obniża szanse na zbudowanie grubej pokrywy śnieżnej.
Od lat osiemdziesiątych trend spadkowy liczby dni z pokrywą śnieżną stał się wyraźniejszy. Największe zmiany dotyczyły, zachodniej części Polski, gdzie średnie temperatury roczne rosną najszybciej. Między okresem 1961-1990 a 1993-2022 liczba dni z pokrywą śnieżną zmniejszyła się tu o ponad 25%, najwięcej w okolicy Poznania. Tutaj też występowały największe różnice między zimami. Wynika to m.in. z większego niż na wschodzie kraju, wpływu naturalnej zmienności, w tym zjawisk zachodzących nad Oceanem Atlantyckim. Najmniejsze wahania oraz najmniejszy spadek dotyczył wysokich gór, gdzie w utrzymaniu pokrywy śnieżnej pomaga większa wysokość nad poziomem morza a co za tym idzie – temperatury niższe niż na nizinach (Szwed i in., 2017, Falarz i Bednorz, 2021, Tomczyk i in., 2021).
Brak śniegu powoduje, iż zmniejsza się albedo danego terenu (więcej promieniowania słonecznego jest pochłaniane przez grunt). Skutkiem jest wzrost lokalnej temperatury, który napędza dalsze tajanie śniegu. Takie sprzężenie zwrotne jest odpowiedzialne w dużym stopniu za rosnące temperatury zim oraz spadek liczby dni chłodnych we wschodniej części Europy (Falarz i in., 2021).
Gdzie jest najwięcej śniegu?
Najniższa liczba dni ze śniegiem na nizinach w okresie 1950/51–2017/18 została odnotowana w zachodniej części Polski (poniżej 40 dni, najmniej w okolicy Szczecina – 34 dni), najwyższa w regionie północno-wschodnim – ponad 80 dni (89 w Suwałkach). Dużo więcej było ich w górach – 187 dni na Śnieżce i 220 na Kasprowym Wierchu. Falarz i in., 2021
Słabe uzupełnienie magazynów wody
Gdy zimą zamiast śniegu pada deszcz, magazynowanie wody w krajobrazie jest trudniejsze. Woda spadająca z deszczem w dużej części spływa po powierzchni gruntu do strumieni i rzek, a dalej do morza. jeżeli ziemia nie jest zamarznięta, część opadu wsiąka w glebę. Jednak rośliny znajdujące się w stanie „snu zimowego” nie pobierają jej. To oznacza, iż nie działa jeden z kluczowych mechanizmów, który w ciepłych porach roku pozwala zatrzymać wodę na terenie objętym opadem. Wiosną i latem rośliny rozwijają się i pobierają wodę z gleby. Gromadzą ją w swoich tkankach a potem poprzez transpirację dużą jej część oddają do atmosfery. Może ona później wrócić na ten sam obszar w postaci opadów czy mgły (zobacz też: Podniebne rzeki: jak wylesianie wpływa na globalny cykl hydrologiczny). Zimą ten efekt po prostu nie działa.
Część wody deszczowej przesiąkającej w głąb gleby, może zasilać wody gruntowe, jednak jest jej znacznie mniej niż w przypadku wiosennego topnienia zalegającego śniegu. Dodatkowo, jest ona później trudno dostępna dla roślin z krótkimi systemami korzeniowymi (nie sięgającymi do wód gruntowych).
Pokrywa śnieżna pozwala dużo lepiej niż opady deszczu uzupełniać zasoby wody w krajobrazie. Śnieg gromadzi się, gdy rośliny są w “uśpieniu” i powoli uwalnia wodę do gleby na wiosnę, gdy wzrost roślin, ich zapotrzebowanie na wodę i wrażliwość na jej niedobory są największe. jeżeli nie ma pokrywy śnieżnej lub stopnieje ona jeszcze przed okresem wegetacyjnym, wzrost i rozwój roślin może być zaburzony. Dodatkowo, brak pokrywy śnieżnej i dodatnie temperatury zimą nasilają parowanie z powierzchni gruntu, co również pozbawia glebę wody. Szczególnie problematyczny może być brak śniegu w lutym, który często bywa miesiącem z najniższymi przeciętnymi opadami.
Coraz częstsze susze
Na przełomie XX i XXI w. termin roztopów przesunął się o kilka dni w stosunku do drugiej połowy XX w. Ta sytuacja, wraz ze:
- zmniejszającą się grubością pokrywy śnieżnej,
- większym wysuszaniem odkrytej gleby w wietrzne, zimowe dni,
- wyższymi temperaturami, które zarówno zimą jak i wiosną zwiększają parowanie (tym samym grunt szybciej wysycha),
- oraz rosnącą przewagą deszczu nad śniegiem zimą
spowodowała, iż coraz częściej mamy do czynienia z wiosennymi suszami. Od 1951 r. intensyfikują się susze atmosferyczne (czyli niedobory opadów), szczególnie w południowo-zachodniej części kraju, a co najmniej od lat 80. notuje się widoczny spadek wilgoci gleby wiosną (mogący prowadzić do suszy rolniczej). Powtarzające się bezśnieżne zimy oraz suche wiosny i lata mogą powodować, iż susze w niektórych miejscach stają się adekwatnie wieloletnie (Kozyra, Wawer, 2017, Kundzewicz i in., 2017, Karamuz i Romanowicz, 2021, Kalbarczyk i Kalbarczyk, 2022, Somorowska 2022).
Przykładem jest susza z 2020 r., która nastąpiła po 2 suchych latach (2018 i 2019), ciepłej zimie 2019/20 i bardzo suchej wiośnie. Według Copernicus Climate Change Service/ECMWF (European Centre for Medium-Range Weather Forecasts), zima 2019/20 była najcieplejsza w historii obserwacji w Europie. Choć opady jesienią 2019 i zimą były niemal zbliżone do normy wieloletniej dla okresu 1981–2010, nie wystarczyło to, żeby poprawić kiepską sytuację hydrologiczną po lecie. Tym bardziej, iż w lutym 2020 parowanie z powierzchni gruntu było ekstremalnie wysokie, a opady miały przede wszystkim postać ulewnych deszczów, przez co większość wody spływała gwałtownie do rzek, zamiast nawilżać glebę. W efekcie wiosna 2020 r. była bardzo sucha, a największe problemy z wodą wystąpiły w centralnej części Polski. W takich warunkach dodatkowo nasila się erozja wietrzna, czyli porywanie ziaren gleby przez wiatr. W wielu miejscach doprowadziło to do burz pyłowych. (Józefaciuk i in, 2014, Pińskwar i in., 2020) (zobacz też: Coraz częstsze susze w Polsce – konsekwencja zmiany klimatu i działań anty-adaptacyjnych).
Od erozji gleb do zakwitów sinic
Ponieważ zimą gleba jest słabiej chroniona przez roślinność, opady deszczu w tej porze roku skutkują nasiloną erozją wodną gleb. Woda wymywa cząsteczki gleby, spłukuje do rzek składniki odżywcze, w tym azot i fosfor oraz wiele zanieczyszczeń. Przewiduje się, iż na niektórych obszarach Polski największe straty azotu będą miały miejsce właśnie zimą, a nie „tradycyjnie” wiosną. Mogą być one dodatkowo większe niż wiosenne, gdyż poza okresem wegetacyjnym azot (podobnie jak woda) nie jest przyswajany przez rośliny, jego zasoby w glebie są więc większe. Wpłynie to na pogorszenie jakości gleb i wody w rzekach (Kundzewicz i in., 2017). (Zobacz też: Z pól do morza – nawozy a środowisko i klimat).
Zanieczyszczenie wód, może skutkować nadmiernym rozrostem roślin wodnych i fitoplanktonu latem np. zakwitem sinic, często toksycznych, w zbiornikach, jeziorach i morzach. Sinicom dodatkowo sprzyja wzrastająca, wraz z ociepleniem klimatu, temperatura powietrza i wody latem oraz niskie stany wód (zobacz też: Urlop z sinicami).
Gorsze zimowanie roślin
Pokrywa śnieżna o grubości powyżej 10-20 cm, stanowi izolator termiczny między atmosferą a gruntem: łagodzi ekstremalnie niskie temperatury przy jego powierzchni. Gdy jej brakuje, rośliny są bardziej narażone na przemarzanie. Może to skutkować uszkodzeniami np. zbóż ozimych (sianych jesienią) czy odsłoniętych korzeni drzew. Zmienność pogody zimą – częstsze, dłuższe i cieplejsze odwilże – jest więc dla roślin problematyczna. Podczas odwilży nie tylko znika warstwa śniegu, ale też rośliny “odzwyczajają się” od zimna, co zmniejsza ich odporność na mrozy, które mogą później wrócić. Ryzyko uszkodzeń zimowych upraw niekoniecznie musi więc spadać proporcjonalnie do wzrostu temperatury powietrza jak mogłoby się intuicyjnie wydawać (Iwańska i Stępień, 2019, Rapacz i in., 2022).
Sytuację pogarsza fakt, iż ze względu na cieplejszą jesień, szczególnie listopad, “przyzwyczajanie” roślin do chłodu zachodzi coraz później w ciągu roku. Problemy z przygotowaniem do zimowania mogą mieć znaczenie np. dla plonów pszenicy ozimej. Biorąc pod uwagę, iż jest to jedna z najważniejszych roślin uprawnych w Polsce, uszkodzenia zimowe mogą w tym przypadku powodować spore straty ekonomiczne, szczególnie w połączeniu z wiosenną suszą. Taka sytuacja miała miejsce np.: na przełomie 2011/2012. Ze względu na zachodzące zmiany w porach roku, zmienność plonów pszenicy ozimej jest w tej chwili na poziomie roślin strączkowych, których plony dotychczas były uważane za najmniej stabilne (Kundzewicz i in., 2017,Iwańska i Stępień, 2019, Rapacz i in., 2022).
Nadchodzą gatunki ciepłolubne
Im rzadsze i krótsze będą okresy mrozów w Polsce, tym łatwiej będą rozprzestrzeniać się u nas gatunki, którym niskie temperatury szkodzą. choćby jedna ciepła zima może wystarczyć by „zadomowiły” się organizmy zawleczone przez ludzi lub nietypowe dla naszej szerokości geograficznej. Część z nich może powodować szkody na polach lub w lasach gospodarczych (Kijowska-Oberc i in., 2020, Gullino i in., 2022). Część zaś może okazać się wręcz zabójcza dla gatunków rodzimych (które dotąd “wygrywały” lepszym przystosowaniem do niższych temperatur), wypierając je i ostatecznie zastępując. Taki proces zmienia funkcjonowanie ekosystemów, a jego skutki są często trudne do przewidzenia tak dla przyrody, jak i dla człowieka.
Przykładowo, w ostatnich latach notuje się na europejskich drzewach dużo więcej jemioły pospolitej. Szczególnie niepokojące są uszkodzenia sosen zwyczajnych, które w Polsce stanowią ok 60% drzew w lasach. Jemioła jest wrażliwa na niskie temperatury, więc wraz z ocieplaniem jej zasięg będzie się rozszerzał. Sprzyja jej także osłabienie drzew, w Polsce wynikające najczęściej z susz. Z tego powodu szczególnie dużo jemioły jest w zachodnio-środkowej części kraju (Lech i in., 2020).
Sosnom, głównie w lasach gospodarczych, może także zaszkodzić pojawienie się w Polsce np. ćmy korowódki śródziemnomorskiej. Wyższe temperatury zimą już teraz ułatwiają przetrwanie larw i rozprzestrzenianie dorosłych osobników poza południowe obszary Europy, gdzie tradycyjnie występowała. Gąsienice korowódki nie tylko żerują na sosnach ale stanowią także pewne zagrożenie dla ludzi i zwierząt. Dotknięcie ich, czy w przypadku zwierząt wzięcie do pyska, może powodować ostre stany zapalne skóry i błon śluzowych. Pojawienie się tych ciem może więc mieć także negatywne skutki dla dzikich i udomowionych zwierząt (np. psów), które nie miały z nimi wcześniej styczności (Kriticos i in., 2013, Kaszak i in. 2015).
Na skutek podobnych zmian w ekosystemach, zagrożona będzie, oprócz bioróżnorodności, również gospodarka i bezpieczeństwo człowieka. Zaburzeniu może bowiem ulec zdolność dostarczania przez ekosystemy “usług”, takich jak oczyszczanie powietrza, retencja wody, w tym zapobieganie powodziom i łagodzenie suszy, tworzenie gleb, produkcja pożywienia i materiałów roślinnych (np. drewna) itd. (Kijowska-Oberc i in., 2020,, raport IPCC AR6, 2022) (zobacz też: Nowe klimaty Ziemi – o nich nie było na geografii).
Kłopoty dla tutejszych
Ciepłe zimy już wpływają na zamieszkujące Polskę rośliny i zwierzęta, powodując np. skrócenie lub zanik snu zimowego czy brak odpowiedniej długości okresu chłodnego, którego część roślin wymaga, by na wiosnę wypuścić kwiaty lub wykiełkować (wernalizacja). W Polsce obserwowane są zakłócenia hibernacji m.in. części gatunków nietoperzy oraz niedźwiedzi. Krótsza hibernacja może skracać ich życie a także pogarszać kondycję i utrudniać reprodukcję. Ocieplenie wpływa również na zasięgi gatunków nietoperzy i ich strategie zimowania (Bojarska i in., 2019, Gottfried i in., 2020, Kijowska-Oberc i in., 2020, Gullino i in., 2022).
Tego typu zmiany oznaczają, iż zaczynają się ze sobą stykać gatunki, które dotąd były od siebie odizolowane. Może to sprzyjać np. rozprzestrzenianiu pasożytów i chorób. W przypadku nietoperzy jest to o tyle istotne, iż są one jednym z ważnych „rezerwuarów” wirusów a do tego łatwo się przemieszczają. Z punktu widzenia zdrowia ludzi i innych zwierząt znaczenie mają także m.in. zmiany liczebności gryzoni, które mogą być nosicielami chorobotwórczych mikroorganizmów (np. krętków Leptospira czy hantawirusów) i na których chętnie żerują kleszcze. Większe populacje gryzoni np. po cieplejszych zimach, mogą więc prowadzić do częstszych zachorowań na boreliozę czy leptospirozę u ludzi (Mihalca i Sándor, 2013, Pijnacker i in., 2014, Gliwicz i Jancewicz, 2016, ,, Carlson i in., 2022) (zobacz też: Wirusy, bakterie i spółka – choroby w cieplejszym świecie i Kleszcze, patogeny i klimat).
Bez kry lodowej
W wyniku wzrostu temperatur zimą, zmniejsza się także pokrywa lodowa na jeziorach i Bałtyku. Jej obecność wpływa na procesy biologiczne oraz adekwatności wody, np. ogranicza nagrzewanie jej powierzchni wiosną. Gdy lodu nie ma, uruchamiają się całe kaskady zmian w ekosystemach. \W przypadku Bałtyku widoczny jest chociażby spadek populacji fok (np. nerpy obrączkowanej), które rozmnażają się na lodzie czy pogarszanie warunków bytowania części gatunków ryb, istotnych z gospodarczego punktu widzenia np. dorszy (Gröger i in., 2014, Meier i in., 2022, Pärn i in., 2022, raport IPCC AR6, 2022) (zobacz też: Oceany będą pochłaniały coraz mniej dwutlenku węgla i Mało które morze ogrzewa się tak gwałtownie jak Bałtyk. Co go czeka?).
Lód na morzu – gdy występuje – chroni powierzchnię wody przed wiatrem. Jego prędkości są największe jesienią i zimą, a w środkowej części polskiego wybrzeża, wartości maksymalne rosną od kilku dekad. Silne wiatry powodują powstawanie większych fal i mocniejsze piętrzenie wody, co w rezultacie prowadzi do zalewania wybrzeża. Gdy nie ma choć częściowej pokrywy lodowej, takie fale dużo bardziej wdzierają się na plaże, co może prowadzić do ich „zabierania”. (Falarz i in., 2021, Weisse i in., 2021, Meier i in., 2022, Leppäranta, 2023).
Choć lód może chronić wybrzeże przy wysokim stanie morza, to gdy zostanie połamany i spiętrzony może naruszać osady na dnie i powodować ich przesuwanie wraz z ruchem lodu. Może to szkodzić infrastrukturze np. przybrzeżnym kablom. W przyszłości powierzchnia Bałtyku będzie bardziej wzburzona, co najmniej w jego północnej części, zarówno na skutek wzrostu prędkości wiatrów jak i zanikania pokrywy lodowej. Można się więc spodziewać większej erozji (niszczenia) wybrzeża i większego zagrożenia dla budowli nabrzeżnych. (Falarz i in., 2021, Weisse i in., 2021, Meier i in., 2022, Leppäranta, 2023).
Zerwane linie energetyczne
Wichury i orkany niszczą również budynki, linie energetyczne, szklarnie w gospodarstwach rolnych i powalają drzewa w lasach. Przykładowo orkan Ksawery (2013 r.) spowodował ok. 40 milionów zł strat w Polsce, głównie na wybrzeżu, a w lutym 2022 r., po przejściu orkanu Eunice, ubezpieczyciele przyjęli zgłoszenia ponad 20 tys. szkód wstępnie oszacowanych również na ok. 40 mln zł. Liczba zgłoszeń w lutym 2021 r. była 3-8 razy większa niż w przypadku bezwietrznych tygodni (Rucińska, 2019).
Choć w ostatnich 30-40 latach przy powierzchni gruntu widoczny był w Europie raczej spadek średnich prędkości wiatrów, wynikający prawdopodobnie ze wzrostu szorstkości podłoża oraz emisji aerozoli, to sytuacja może się zmienić w przyszłości. Prognozy wskazują na możliwy wzrost liczby wichur w Środkowej Europie o ok. 20%, a prędkości wiatrów o 7-10%, choć istnieją tu duże rozbieżności (Forzieri i in., 2016, Vautard i in, 2019,).
Wichury są na drugim miejscu w Europie, za powodziami, jeżeli chodzi o powodowanie zniszczeń kluczowej infrastruktury – w tej chwili odpowiadają za ok. 1/4 uszkodzeń. Prognozy dla Polski w. przewidują do końca XXI wieku ok. 30% wzrost szkód związanych z silnym wiatrem w przypadku scenariuszy średnich i wysokich emisji. Najbardziej zagrożone są linie przesyłowe, a wśród regionów – wybrzeże i północno-zachodnia część kraju (Forzieri i in., 2016, Gaska, 2021).
Pożegnanie z nartami
W przyszłości można się spodziewać, iż w Polsce raz na pięć lat wszystkie zimowe miesiące będą mieć dodatnie temperatury średnie. W takich warunkach na większości obszarów nizinnych pokrywa śnieżna nie będzie miała możliwości się utrzymać. Prognozy przewidują, iż w przypadku scenariusza RCP 8.5 maksymalna grubość pokrywy śnieżnej spadnie do 2050 r. o ok. 20% i o ok. 40% do 2100 r. (Szwed i in., 2017, Falarz i in., 2021, Tomczyk i in., 2021)
W związku z tym pogorszą się np. warunki dla turystyki narciarskiej. W Polsce, w okresie 2015/2016 wartość ekonomiczna ośrodków narciarskich wyniosła prawie 9 mld złotych, co stanowiło ok. 0,5% krajowego PKB z 2016 r. Wiele regionów górskich opiera swoje dochody w dużej mierze na turystyce. W przyszłości, choćby w Alpach, tylko wyżej położone stacje (pow. 1200 m npm) będą miały szansę generować dochód (Gilaberte-Búrdalo i in., 2014, Berbeka, 2018, IPCC AR6, 2022).
W Polsce w nadciągających dekadach, wystarczająco dużo śniegu będą miały najprawdopodobniej tylko wyżej położone ośrodki w Karpatach. Przy wzroście globalnej temperatury o 2°C nisko położone ośrodki będą mogły polegać tylko na sztucznym naśnieżaniu, co będzie zagrażać stabilności finansowej tych najmniejszych, nasilać konflikty związane z wykorzystaniem zasobów wodnych i negatywnie wpływać na środowisko naturalne (Gilaberte-Búrdalo i in., 2014, Alberton i in., 2017,,Urban i in., 2019, raport IPCC AR6, 2022).
Komentarz ekonomisty – Zbigniewa Bohdanowicza
Jedną z oczywistych konsekwencjami cieplejszych zim jest zmniejszenie pokrywy śnieżnej, co dotkliwie zmniejsza atrakcyjność zimowego wyjazdu w góry. Zimowe krajobrazy bez śniegu są znacznie mniej przyciągające, a warunki narciarskie są coraz częściej boleśnie odmienne od wyobrażeń. Domyślamy się, iż im mniej śniegu, tym niższe dochody właścicieli kwater i hoteli, restauracji czy sklepów. Ponadto, znacznie więcej kosztuje utrzymanie stoków narciarskich, bo częściej trzeba je sztuczne naśnieżać, co jest bardzo kosztowne. Ze sztucznym naśnieżaniem wiąże się szereg dalszych problemów. Aby dobrze działało temperatura musi utrzymywać się we właściwym zakresie (kilka stopni poniżej 0°C), a do zasilania urządzeń potrzebne jest dużo wody, co wydatnie eksploatuje zasoby wody w górach. No i sztuczny śnieg, który w ten skomplikowany sposób powstaje i tak jest znacznie gorszy niż naturalny.
Zatem zmiana klimatu stopniowo obniża przychody z turystyki i podnosi koszty jej prowadzenia. Z ekonomicznego punktu widzenia jest to interesujący przykład sytuacji, w której przedsiębiorcy podejmują decyzje o inwestycjach w oparciu o błędne założenia, nie uwzględniając nadchodzących zmian. W tym przypadku, osoby decydujące się na rozwijanie bazy noclegowej i budowę ośrodków narciarskich w górach, w kalkulacji opłacalności inwestycji nie doceniły wpływu zmiany klimatu na warunki do prowadzenia swojego biznesu. W ostatnich latach w Polsce powstało dużo nowych wyciągów, a górskie miejscowości intensywnie rozbudowywano, w odpowiedzi na rosnący ruch turystyczny. w tej chwili założenia opłacalności tych inwestycji są rewidowane w dół, ze względu na coraz cieplejsze zimy. Zimowe ferie w górach, gdy nie ma śniegu, niestety wiele tracą z dawnego uroku.
“Nowe” polskie zimy
W okresie 2021–2050 liczba dni z temperaturami poniżej 0°C spadnie o co najmniej 10-20 na południu Polski i 20-30 dla północy. Pod koniec XXI w. w scenariuszu BAU (“business as usual”, czyli przy braku ograniczeń emisji gazów cieplarnianych) – o ok. 50-60 dla całego kraju (przy średniej dla okresu 1961-1990 69 dni) a w regionie gór o 80-90 (przy średniej dla okresu 1961-1990 100-120 dni). Przy globalnym ociepleniu o 2°C fale zimna staną się tylko marginalnym zagrożeniem dla mieszkańców europejskich miast. Można to by uznać za optymistyczną wiadomość – zmniejszy się zagrożenie dla zdrowia ludzi związane z mrozami czy zapotrzebowanie na ogrzewanie. Sytuacja nie jest jednak taka prosta (zobacz też: Zmiana klimatu w Polsce na mapkach).
Większość zgonów zimą w Polsce nie jest związana ze stresem zimna, ale zanieczyszczeniem powietrza wynikającym ze spalania paliw stałych m.in. węgla, szczególnie w warunkach bezwietrznych powodujących smog. W okresie 1989 – 2012 liczba zejść śmiertelnych na skutek wychłodzenia organizmu choćby podczas najostrzejszych zim nie przekraczała 500, a podczas przeciętnych rzadko sięgała 200. Zgonów wynikających ze złej jakości powietrza jest natomiast w Polsce ponad 46 000 rocznie. choćby gdy nie będzie mrozów, ogrzewanie będzie przez cały czas potrzebne. Oznacza to, iż liczba zgonów zimą wcale nie musi znacząco się zmniejszyć, jeżeli większość domów będzie przez cały czas ogrzewana tak, jak do tej pory. Także zapotrzebowanie na energię w ujęciu rocznym nie musi zmaleć. Spadek zapotrzebowania zimą może bowiem zostać zniwelowany przez rosnące zapotrzebowanie na chłodzenie latem (Kundzewicz i in., 2017, Falarz i in., 2021, raport IPCC AR6, 2022).
Zmieniające się warunki podczas polskich zim powodują, iż w przyszłości trudniej będzie uprawiać turystykę narciarską, a rolnictwo będzie zmagać się z suszami i pojawianiem się nowych owadów oraz chorób roślin i zwierząt. Wszystko wskazuje na to, iż bezśnieżne zimy nie będą dla nas zbyt korzystne. Ewentualne zyski, takie jak wzrost plonów niektórych upraw czy tempa wzrostu lasów, mogą być krótkoterminowe i niekoniecznie wyrównywać inne straty (raport IPCC AR6, 2022).
Anna Sierpińska
konsultacja merytoryczna: prof. Iwona Wagner, prof. Jacek Piskozub, dr Aleksandra Kardaś