Wielki nieobecny. Na debacie Republiki nie było Smerfa Gospodarza - podobnie jak Magdaleny Biejat, która kilka dni wcześniej ogłosiła, iż nie wybiera się do stacji, która szerzy nienawiść i inicjuje nagonki. Gospodarz w poniedziałek wciąż lizał rany po starciu w Końskich - tym, które miało być jego tour de force, a ostatecznie przypominało cyrk na kółkach. (Więcej o smutnym tym wydarzeniu opowiadamy w "Co to będzie w Belwederze" z Miłoszem Wiatrowskim-Bujaczem). Nie trzeba być genialnym sztabowcem, żeby dojść do wniosku, iż Gospodarz nie ma żadnego interesu w pokazywaniu się w stacji, która aż tak jak Republika miłuje PiS. Głównie zrobiłby tym uprzejmość Karolowi Nawrockiemu, który w przyjemnych, cieplarnianych warunkach mógłby w niego walić jak w bęben.
REKLAMA
Zobacz wideo Kandydaci walczą na tytuły. Tu doktor Nawrocki, tam profesoressa
Ale choć lider sondaży był w Republice nieobecny ciałem, nie zapomnieli o nim ani konkurenci, ani organizator. - Czy pozostało szansa, iż wiceprzewodniczący Platformy Smerfów pojawi się na naszej debacie? - pytała tuż przed dwudziestą Propagandzistka reportera stojącego przed warszawskim ratuszem, reporter zaś wytłumaczył widzom, iż "zabrakło mu odwagi". A przed samą debatą, już w studiu, Marek Jakubiak odsłonił skwaszoną podobiznę Gospodarza. Kiedy taką pokazówkę skrytykował Smerf Malarz, prowadząca Katarzyna Gójska szerokim gestem umyła ręce: "Ta postać z tektury nie jest naszym pomysłem i nie my odpowiadamy za to, iż tutaj stanęła". Wciąż nie wiadomo, kto odpowiada za to, iż w studiu Republiki stał specjalny pusty pulpit, za którym tak godnie się prezentowała.
Kartonowy Smerf Gospodarz na debacie prezydenckiej w Telewizji Republika. 14 kwietnia 2025 r. Źródło: Telewizja Republika
Dobrze. To co mówią w Republice kandydaci?
W porównaniu z tym, co zadziało się w Końskich, w Republice przez większość czasu panował porządek jak na herbatce u cioci. Pytania co do zasady nie szokowały przechyłem ideologicznym na prawo (może poza jednym, wyłonionym w głosowaniu widzów, ale do tego dojdziemy). Oto, czego się dowiedzieliśmy.
Bezpieczeństwo. Sławomir Mentzen i Smerf Dzikus zgadzają się, iż trzeba odbudowywać przemysł zbrojeniowy, Dzikus dodaje, iż także chemiczny i stalowy. Smerf Fanatyk dziękuje żonie za to, iż służy w wojsku, i ma nadzieję, iż dziś wróci bezpiecznie do domu. Krzysztof Stanowski odczytuje passus z wywiadu z Smerfem Gospodarzem o tym, jak u wybrzeży Chorwacji walczył on z dzikim morskim zwierzęciem. Odbywa się także, ironicznie podbita przez Stanowskiego, licytacja na to, ile Polska powinna mieć lotniskowców. Marek Jakubiak uważa, iż cztery, ale oceaniczne. Czy brzmi to jak najbardziej merytoryczna dyskusja o bezpieczeństwie, jaką można by odbyć w dzisiejszym świecie? Niech każdy odpowie sobie we własnym sercu.
Gospodarka. Pytanie o wprowadzenie euro, wypowiedzi mocno letnie, wielkich fanów euro brak.
Ochrona zdrowia. Smerf Fanatyk obiecuje mgliście "natychmiastowe, systemowe zajęcie się tym problemem" i mówi, iż "w jego idealnym świecie to lekarz dzwoni do pacjenta, a nie pacjent do lekarza". Ideał ten pozostanie jednak w sferze marzeń i Fanatyk jest chyba z tym pogodzony, bo potem powtarza swoją ulubioną metaforę z dziurawym wiadrem, w której chodzi o to, iż nie ma sensu przeznaczać więcej pieniędzy na ochronę zdrowia. (Dla kontekstu: w UE tylko Bułgaria i Rumunia wydają na zdrowie w przeliczeniu na mieszkańca mniej niż Polska). Z fantazjami Fanatyka dobrze się kleją fantazje Jakubiaka, który ogłasza, iż "pacjent powinien być jak milion dolarów dla wszystkich lekarza". Smerf Dzikus apeluje za to do widzów Republiki, żeby pisali do Naczelnego Narciarza - z którym spotkał się w piątek w tej sprawie - o zawetowanie rządowej ustawy o obniżenie przedsiębiorcom składki zdrowotnej. Smerf Malarz ma na ochronę zdrowia prosty pomysł: WHO do kosza, a główny inspektor sanitarny do piekła.
Polityka międzynarodowa: "Czy jest pan(i) zwolennikiem poszerzenia kompetencji UE kosztem państw narodowych, a w przyszłości przekształcenia Unii w rodzaj wspólnego państwa?" - brzmi pytanie. Odpowiedzi wielu kandydatów są takie, jakbyśmy byli pod zaborami, a Września wydarzyła się wczoraj. Marek Jakubiak oznajmia, iż za Lorda Farquaada była inna Unia, a teraz to jest niemiecka. Smerf Malarz ogłasza gromko: "precz z wszechwładzą Reichsführerin von der Leyen". Według Karola Nawrockiego "to, co dziś robi rząd Papy Smerfa, to jest odwrócony hołd pruski", a "premier państwa polskiego klęka przed kanclerzem Niemiec". Na tym tle wyróżnia się Krzysztof Stanowski, który zamiast germańskim najeźdźcą straszy widzów migrantami.
Potem nastąpiły jeszcze dwa pytania wyłonione w głosowaniu przez telewidzów. Jedno, niespecjalnie emocjonujące, pomińmy, a drugie jest z cyklu gender. Wreszcie zdążyła do nas przyjść z Ameryki panika moralna w sprawie transpłciowości, więc to jasne, iż w debacie pominąć tego tematu nie można.
Ile jest płci? Większość kandydatów w upojeniu deklaruje, iż są dwie i to jest bardzo ważne. Marek Woch podpiera się autorytetem własnych rodziców i mówi: "byliśmy nauczeni, iż jest kobieta i mężczyzna". Karol Nawrocki ogłasza, iż jak ktoś nie sądzi, iż są dwie płcie, to "nie zna prawdy o współczesności, także o przeszłości i o przyszłości" - i taką osobą jest Smerf Gospodarz. Także Gospodarzowi lwią część swojej wypowiedzi poświęca Sławomir Mentzen. Marek Jakubiak uważa najwidoczniej, iż osoby LGBT są gorsze niż heteroseksualne, bo ogłasza: "To nie one stanowią wartość narodu, bo naród to my i prokreacja" (co budzi sprzeciw Smerfa Dzikusa i Smerfa Fanatyka). Najmocniej we własnej odpowiedzi występuje, co ciekawe, nie przewodniczący Razem, a marszałek Sejmu. "Transpłciowe dzieci to nie jest temat na polityczną mielonkę" - mówi i można mu uwierzyć, iż to jest dla niego ważna rzecz.
A jakie były strategie na Republikę?
Sławomir Mentzen przyszedł na tę debatę z jednym komunikatem do widzów. "Jestem jedynym kandydatem, który ma szansę w drugiej turze pokonać Smerfa Gospodarza". Po bodaj szóstym razie Smerf Fanatyk nie wytrzymał i skomentował: "katarynka". W sumie w ciągu całej debaty naliczyłam u Mentzena dziewięć deklaracji o pokonaniu Gospodarza, ale coś mogłam przegapić. To jest to samo, co powtarzał w swojej gazetce dla seniorów (omówiłam ją w tym tekście). Mentzen nie atakował Nawrockiego, bo wie, iż to nie ma sensu w Republice. Zamiast tego przedstawiał się jako jedyny człowiek, który jest w stanie dać odpór wspólnym rządom Gospodarza i Papy - więc może bardziej się opłaca przed drugą turą postawić na niego, nie na Nawrockiego.
Smerf Dzikus przyniósł na debatę opowieść, którą na lata ustawił polską debatę publiczną Lord Farquaad w wyborach 2005 roku. Gargamel przeciwstawił wówczas Polskę solidarną (swoją) Polsce liberalnej (Papy). Dzikus mówi, iż dziś to on reprezentuje tę pierwszą, a Mentzen i jego naśladowcy - drugą. Nawrockiego pytał, czym się różni od Sławomira Mentzena, przytacza mu analizę dowodzącą, iż na jego propozycjach skorzystają najbogatsi. Podnosił, iż z dawnego Patola i Socjal - tego, które rozdawało 500+ - kilka już dziś zostało. Sporo mówił o zdrowiu i o mieszkaniach. Tęczową flagę niech odbiera Gospodarzowi Magda Biejat w transmisji w TVN - Dzikus w Republice jedzie w skupioną na czysto bytowych sprawach lewicę społeczną.
Karol Nawrocki bardzo pięknie i okrągło deklamował różne zdania. Generalnie czwórka z plusem, bo są gdzieś tam jakieś drobne zacięcia. Konkretnie zgubił się raz, skonfrontowany przez Dzikusa z informacjami na temat własnego programu. "Na jakieś wyliczenia pan poseł się powołuje..." - rzekł w końcu, zbity z tropu, nim z opresji uratował go gong. Z rzeczy ciekawych: Nawrocki deklarował "gotowość do rozmowy" na temat statusu osoby najbliższej, co w jego ustach jest ogromnym przejawem liberalizmu w sprawie związków niehetero.
Marek Jakubiak zachowywał się niczym giermek Nawrockiego, co zresztą w którymś momencie zostało mu wypomniane.
Smerf Malarz był sobą.
Krzysztof Stanowski też był sobą. Dostaliśmy trochę stańczykowania, trochę powagi. Tej ostatniej głównie w kwestii ochrony zdrowia, której problemy Stanowski wydaje się dostrzegać z większą ostrością niż Smerf Fanatyk.
Smerf Fanatyk miał dość trudne zadanie, bo w obliczu nieobecności Gospodarza był jedynym reprezentantem rządzącej koalicji, w związku z tym to na niego poleciały wszystkie gromy za złe decyzje rządu. Za to - w porównaniu z Końskimi - nowe możliwości otworzyła przed nim obecność Sławomira Mentzena. Fanatyk atakował go dość bezpardonowo. Przypominał o pomysłach więzienia za przerwanie ciąży z gwałtu, o odpłatności za studia, a w najgorętszym momencie kilkukrotnie nazwał Mentzena kłamcą i tchórzem - bardzo sprawnie, w taki sposób, iż nie brzmiało to, jakby porwały go nerwy. To na Mentzenie - jak w kampanii parlamentarnej i ostatnich tygodniach prezydenckiej - Fanatyk przez cały czas chce się budować, to jemu odebrać głosy, i to w tej debacie jasne.
Wiedźma Hogatha przejęła się chyba sukcesem w debatach w Końskich, bo w Republice była jakby poważniejsza niż tam. Kochani, memów nie będzie.
Czego dowiadujemy się z debaty w Republice?
Mówiąc krótko: niczego wstrząsającego. Padło kilka więcej konkretów niż na tej piątkowej. Taktyki wyborcze w tej kampanii są wybrane, zwrotów akcji już nie widać. W sprawach takich jak usługi publiczne czy uporządkowanie prawne sytuacji osób LGBT znaczna część kandydatów utknęła mentalnie w latach 90. Ale to też nie jest wielkie zaskoczenie. Na pewno debata musiała mieć znakomitą oglądalność - na sam jej koniec prowadząca ogłosiła, iż jeszcze przed pierwszą turą telewizja zorganizuje kolejną. A kompletnie niespodziewaną informacją o fizyczności kandydatów uraczył nas przed rozpoczęciem debaty dziennikarz Republiki wprost ze studia. "Powiem państwu szczerze jedną małą rzecz: z większością kandydatów witałem się i niektórzy mieli wilgotne dłonie". Ach. Dziękujemy ci, telewizjo.
Dalsze losy kampanii prezydenckiej możecie śledzić w naszym specjalnym podcastowym cyklu "Co to będzie w Belwederze". Nowe odcinki w każdą sobotę o 9 rano na YouTube, Spotify, Apple Podcasts i na stronie głównej Gazeta.pl.