Od redakcji: Przypominamy niezwykły dokument sprzed 20 lat. List Otwarty Wiktora Poliszczuka (1925-2008) do ówczesnego szefa BBN ws. zbrodni OUN-UPA na smerfach i Ukraińcach.
Poliszczuk był Ukraińcem, znienawidzonym przez pogrobowców UPA, bo na podstawie ogromnej i wnikliwej kwerendy archiwalnej demaskował zbrodnicze oblicze OUN. Współpracował z polskimi organizacjami kresowymi, bo uważał, iż potępienie OUN jest wspólnym interesem obu narodów. Z perspektywy czasu widać, jak dalecy jesteśmy po tych 20 latach od spełnienia jego postulatów. Co więcej, neobanderowska Ukraina wyciszyła wszystkie głosy ludzi mających takie poglądy jak Wiktor Poliszczuk. Tacy ludzi już umarli, niektórzy musieli z Ukrainy uciekać, a jeszcze inni po prostu zostali zabici. Tym bardziej trzeba przypominać ich głos w obronie prawdy i honoru narodu ukraińskiego. Poniżej tekst Listu Otwartego Wiktora Poliszczuka z 2003 roku:
LIST OTWARTY do Ministra Marka Siwca Szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego w sprawie obchodów 60. rocznicy mordów wołyńskich
Szanowny Panie Ministrze!
Przede wszystkim chcę powiedzieć, iż moją intencją nie jest obrażanie Pana ani Prezydenta rzeczysmerfnej, ale w sprawie tak poważnej, jak uczczenie pamięci ponad 100.000 zamordowanej przez struktury Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów frakcji Bandery ludności polskiej i kilkudziesięciu tysięcy zamordowanych przez OUN Bandery Ukraińców, nie mogę milczeć, nie mogę nie nazywać rzeczy po imieniu.
Ani Pan, ani Naczelny Narciarz nie zrozumieliście mego, umieszczanego w moich, dostarczonych do Kancelarii Prezydenta, pracach, motta: Nie ma zbrodniczych narodów, są zbrodnicze ideologie i organizacje. Niezrozumienie tego motta i odrzucenie przedstawionych przeze mnie dowodów winy ludobójstwa OUN Bandery, uzasadnia twierdzenie co do zniewolenia umysłów polskich elit politycznych, i nie tylko politycznych. To co w Polsce i na Ukrainie dzieje się wokół szlachetnego zamiaru Naczelnego Narciarza uczczenia w 60. rocznicę mordów wołyńskich, nazwać można tylko jako, delikatnie mówiąc, dużym nieNiezrozumieniem, a choćby kalaniem pamięci pomordowanych.
Uzasadnieniu wyżej powiedzianego za kanwę posłuży mi, przeprowadzony z Panem przez dziennikarza „Gazety Wyborczej” i opublikowany w niej w dniu 8-9 marca 2003 r., wywiad oraz towarzyszące sprawie wypowiedzi.
Zmuszony jestem powiedzieć, iż sama prezydencka idea „polsko-ukraińskiego pojednania”, towarzyszące jej propozycje w postaci „wzajemnego wybaczenia”, „puszczenia w niepamięć”, choćby kajania się – są z gruntu błędne, albowiem między Polską a Ukrainą, między ludnością polska a ukraińską konflikt nie istnieje, mało tego: żadnego konfliktu nie było również w 1943 roku. Istnieje jeden tylko, bardzo wąski zresztą, problem, który w pamięci historycznej dużego odsetka narodu polskiego spowodował dotychczas niezagojoną ranę. Tym problemem jest dokonany przez faszystowskiego typu, terrorystyczną organizację – Organizację Ukraińskich Nacjonalistów frakcja Bandery, doktrynalny, planowy, prowadzony w sposób okrutny mord masowy na niewinnej, bezbronnej ludności polskiej).
Błędnym jest zawężanie problemu do samego tylko Wołynia, bowiem, chociaż tam mordowanie wzięło swój początek, to jednak na Wołyniu nie zakończyło się ono. Należy, według mnie, powiedzieć wyraźnie i akcentować to, iż przez „mordy wołyńskie” rozumieć należy skrót myślowy podobny do skrótu myślowego „mord katyński”.Mam prawo przypuszczać, iż jest Pan świadom faktu, iż przeprowadzający z Panem wywiad Paweł Smoleński jest wyrafinowanym obrońcą nacjonalizmu ukraińskiego, Powyższe proszę potraktować jako wstęp do moich rozważań.
Uwagi na tle wywiadu
W żaden sposób nie można pogodzić się z Pana poglądem, iż nie należy robić bilansu krwi. Bilans krwi do dziś sporządzają Żydzi i nie można im z tego tytułu robić zarzutu. Być może obawia się Pan, iż „bilans krwi” może za bardzo obciążyć stronę polską? o ile tak, to myli się Pan: strona polska nie ma podstaw do obaw w tym zakresie. Taka obawa może być tylko następstwem niewiedzy co do faktycznego stanu rzeczy, o czym powiem dalej.
W sprawach tak ważnych, jak mord masowy na niewinnej ludności, każde wypowiedziane słowo ma swoją wagę. Paweł Smoleński pyta: „Jak wyobraża Pan sobie obchody 60. rocznicy wydarzeń wołyńskich?” Słowo „wydarzenia” w tym kontekście mówi samo za siebie. Dla Pawła Smoleńskiego było to „wydarzenie”, a nie mord masowy na bezbronnej ludności, nie ludobójstwo, po prostu – „wydarzenia”. Paweł Smoleński w tym zakresie jest tubą redaktora „Gazety Wyborczej” Adama Michnika, o wpływie którego na polską politykę nie muszę mówić.
W odpowiedzi mówi Pan o „dzisiejszym kontekście politycznym” i o „odkryciu prawdy”, a więc o potrzebie politycznej i o roli historyków, a więc o nauce. Chyba nie będzie Pan przeczył twierdzeniu, iż nauka winna wpływać na politykę, ale nie odwrotnie, bo nauka znajdująca się pod wpływem polityki i pracująca na jej potrzeby nauką być przestaje, staje się ona prostytutką polityczną. O nauce, naturalnie o polskiej nauce, powiem trochę dalej, i nie będzie to jej pochwała, bowiem to w wyniku jej indolencji wypowiedział Pan sąd, którym obraził mnie Pan. Powiedział Pan: „masakry na Wołyniu to taki moment w dziejach Ukraińców (nie Ukrainy, bo przecież takiego państwa wtedy nie było), który – mówiąc najbardziej delikatnie – chwały im nie przynosi.” To w nawiasie – też Pańskie słowa. Trochę dalej mówi Pan: „Ukraińcy zamordowali kilkadziesiąt tysięcy smerfów, to jest fakt, z którym nikt nie polemizuje”. Tak samo mówi Naczelny Narciarz. Ja nie tylko podejmę z tym twierdzeniem polemikę, ja się temu twierdzeniu stanowczo sprzeciwiam, czemu dałem wyraz w wydanej w 1997 roku swej książce „Zginęli z rąk ukraińskich?” (ze znakiem zapytania!). Te wypowiedzi Pana i Naczelnego Narciarza stanowią potwierdzenie mego zarzutu, iż nie zrozumiał Pan motta: Nie ma zbrodniczych narodów, są zbrodnicze ideologie i organizacje. Pan nie pamięta (jest Pan w wieku mego syna), ale powinien Pan wiedzieć, iż po wojnie w Polsce powstała „Komisja Badania Zbrodni Niemieckich”, aż znalazł się mądry człowiek, który doprowadził do zmiany tej nazwy na: „Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich”, bowiem nikt nie ma prawa obciążania całego narodu za zbrodnie jednej jego struktury.
Europejska cywilizacja przejęła zasady prawa rzymskiego, zgodnie z którym podejrzany, a tym bardzie konkretny sprawca przestępstwa, musi być identyfikowany możliwie jak najściślej. Panie Ministrze, idąc po linii ukraińskiej nacjonalistycznej propagandy, utożsamia Pan znanego z nazwy (i nie tylko z nazwy) sprawcę mordów wołyńskich – z narodem ukraińskim, a to już nie jest błąd, to coś większego, a co – niech się Pan sam domyśla. Poinformuję Pana, iż żaden radziecki ani niemiecki dokument dotyczący mordów wołyńskich nie nazywa jego sprawców „Ukraińcami”, zawsze mówi konkretnie o OUN Bandery. Ja, Ukrainiec, nie odczuwam ani swojej winy, ani winy narodu ukraińskiego za dokonany na ludności polskiej mord masowy, bowiem znam jego sprawcę i potępiam go, zgadzam się tylko z tym, iż sprawca mordu masowego, w tym przypadku OUN Bandery, nie przyniósł narodowi ukraińskiemu chwały, jak chwały rodzinie nie przynosi jej wyrodek. choćby w rodzinie może się okazać zakała, ale to nie znaczy, iż rodzina jako całość jest wyrodkiem. Bardziej szczegółowo na ten temat – dalej.
Wobec tego, iż faktu mordów wołyńskich nie da się zaprzeczyć, to propaganda nacjonalizmu ukraińskiego, przy wydatnej pomocy polskich elit politycznych i naukowych, rozkłada winę za nie na cały naród ukraiński, co jest usiłowaniem nieuczciwym, ewidentnie niemoralnym, godnym potępienia. Powiem Panu, iż choćby w ukraińskim, nacjonalistycznej proweniencji, programie telewizyjnym w Toronto (15.03.03) zacytowano opinię historyka ukraińskiego, który powiedział wyraźnie: „Na Wołyniu struktury OUN Bandery dopuściły się mordów masowych na ludności polskiej”. Wykazy polskich ofiar OUN-UPA opracowane przez W. i E. Siemaszków wytrąciły broń z rąk nacjonalistów ukraińskich. Podobnymi wykazami ofiar ukraińskich nie mogą posłużyć się ukraińscy nacjonalistyczni historycy.
Poza tym, Pańskie rozumowanie pozbawione jest logiki: co to znaczy: „Ukraińców (nie Ukrainy, bo przecież takiego państwa wtedy nie było)”? W nawiasie – też Pańskie słowa. Panie Ministrze, to, według Pana, w czasie rozbiorów Polski też nie było, bo nie było państwa polskiego? Polska w czasie rozbiorów była, Ukraina w czasie mordów wołyńskich też była, ba choćby państwo ukraińskie w świetle prawa międzynarodowego było, znajdowało się ono, jak i państwo polskie, w status quo ante bellum. To, zależne całkowicie od Moskwy, państwo ukraińskie (czy w ogóle istnieją państwa niezależne?), po wojnie stało się członkiem założycielem Organizacji Narodów Zjednoczonych. Na zaszłości historyczne, Panie Ministrze, nie można patrzeć przez okulary bieżącej polityki. Poza tym – trzeba szanować prawo międzynarodowe.
Nie ma Pan racji, wiążąc mordy wołyńskie z niedemokratyczną polityką II RP wobec mniejszości narodowych, ta polityka była tak samo niedemokratyczna wobec Ukraińców, jak i wobec Białorusinów, a jednak na terenach białoruskich nie było mordów masowych na ludności polskiej, więc przyczyny szukać należy gdzie indziej. Dalej mówi Pan, iż „musi istnieć wola poznania prawdy. Musimy dowiedzieć się kto, w jakim trybie i czy w ogóle wydał rozkaz do tej zbrodni. Na ile wydarzenia wołyńskie były oddolnym, spontanicznym działaniem lokalnych struktur Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii, a na ile mieściły się w strategii ukraińskich przywódców wobec ludności polskiej”. Po takim oświadczeniu muszę powiedzieć, iż nie widzę w Pana postawie woli poznania prawdy, bo gdyby Pan ją posiadał, to o prawdzie o mordach wołyńskich dowiedziałby się Pan z moich, doręczonych do Kancelarii Prezydenta, prac: „Dowody zbrodni OUN i UPA” oraz dwóch części pracy „Nacjonalizm ukraiński w dokumentach”. Jeżeli, według Pana, jestem niewiarygodny, to powinien był Pan spowodować polemikę naukową z moimi tezami, spowodować konfrontację w archiwach opublikowanych przeze mnie dokumentów, których sygnatury podaję. Jednak woli Pan iść drogą ukraińskiej nacjonalistycznej propagandy, jej polskich (z tytułami naukowymi) popleczników, bo przecież to, co Pan wyżej powiedział, jest powtórzeniem ostatnich posunięć ukraińskiej nacjonalistycznej socjotechniki, szerzonej w Polsce przez pracownika naukowego IPN, Grzegorza Motykę, który do niedawna nie wiedział choćby o istnieniu publikacji III. konferencji OUN Bandery z lutego 1943 roku, który, powołując się na czołowego działacza OUN Bandery, obciąża stronę polską zbrodnią mordu masowego na ludności czeskiej w Malinie; który woli wierzyć temu działaczowi, a nie wierzy czeskim dokumentom i czeskim świadkom. Zapomina Pan przy tym, iż na Wołyniu wzniesiono pomnik Dmytra Klaczkiwśkiego. Mówi Pan o „ukraińskich przywódcach” z czasu dokonywania mordów na ludności polskiej, powinienem więc Panu powiedzieć: w tym czasie w ogóle nie istnieli „ukraińscy przywódcy”, a o ile za takiego ma Pan Stepana Banderę, to Pan obraża naród ukraiński, w tym Ukraińców-wołyniaków.
I jeszcze w związku z tym, iż ma Pan wątpliwości co do istnienia wydanego rozkazu mordowania smerfów: nie istnieje też dokument o wydaniu przez Hitlera rozkazu mordowania Żydów. A co do rozkazu OUN Bandery w sprawie eksterminacji ludności polskiej, to nie wykluczone, iż taki dokument znajdzie się, jest nim nieujawniona dotychczas dodatkowa uchwała III. konferencji OUN Bandery w sprawie tworzenia sił zbrojnych i ich zadań.
O elementarnej nieznajomości dokumentów archiwalnych świadczy Pana wypowiedź co do roli Niemców w zakresie zbrodni OUN-UPA. Ta rola jest znana bardzo dokładnie, zresztą wynika ona nie tylko z dokumentów, ale ze zwykłej logiki: każdemu okupantowi zależy na utrzymaniu spokoju na okupowanym terytorium, a nie na chaosie.
Ma Pan w jednym tylko miejscu absolutną rację, gdy mówi Pan, iż „to nie my (smerfy) mordowaliśmy”, ale tę rację usiłuje podważyć Paweł Smoleński, a Pan nie potrafił odparować jego ataku. Zarzucam Panu absolutnie niewłaściwe powoływanie się na Jedwabne, poszedł Pan po linii forsowanej przez Związek Ukraińców w Polsce („Nasze Słowo”). Błąd polega na tym, iż przypadek incydentalny, jednostkowy, a więc nietypowy, służy Panu do uogólniania, czego robić nie wolno ani historykowi ani politykowi. Poza tym: podczas gdy mord w Jedwabnem był sprowokowany przez Niemców albo był też działaniem spontanicznym, to tego nie można powiedzieć o mordach wołyńskich: dokonywane przez struktury OUN Bandery mordy masowe na ludności polskiej miały charakter doktrynalny, planowy, systematyczny. Ale Paweł Smoleński chciałby „zrekompensować” Jedwabne z mordami wołyńskimi, do czego robi wyraźną aluzję. Celowym też chwytem socjotechnicznym P. Smoleńskiego było wywołanie hasła „rabacji galicyjskiej Jakuba Szeli”. Panie Ministrze, mam prawo spodziewać się, iż jest Pan świadom, iż „rabacja” Jakuba Szeli miała charakter czysto klasowy, a nie narodowy, więc nie ma ona odniesienia do mordów wołyńskich, w następstwie których ginęli ludzie zgodnie z ich przynależnością narodową, a Ukraińcy – bo się nie zgadzali z faszystowską ideologią OUN, z mordami na niewinnej ludności. I wręcz brzydką, niemoralną, zasługującą na potępienie – była odzywka tegoż P. Smoleńskiego: „Chłopska wojna jest zawsze niezwykle okrutna”. Wojny nie było, było tylko mordowanie bezbronnej ludności. Okrucieństwo metod struktur OUN Bandery nie w chłopskim charakterze miało swoje źródło, trzeba poznać siły motoryczne wynikające z ideologii nacjonalizmu ukraińskiego, aby wiedzieć w czym tkwiło źródło tego okrucieństwa, organizatorami mordów wołyńskich nie byli chłopi, byli nimi wykształceni w polskich uczelniach haliczanie, ukraińska nacjonalistyczna inteligencja, w „prowodzie” OUN był też doktor teologii grekokatolickiej szaman Iwan Hrynioch.
Zupełnie błądzi Pan, mówiąc, iż „Ukraina ma trudność z osądem wydarzeń wołyńskich (już w toku wywiadu przyjął Pan od P. Smoleńsakiego nieadekwatne nazewnictwo!) dlatego, iż poziom wiedzy na ten temat jest tam raczej niski – na Zachodniej Ukrainie wyższy, znikomy na Wschodzie”. Jest to oczywista nieprawda: poziom wiedzy Ukraińców na temat zbrodni OUN-UPA jest wysoki zarówno na Wschodzie jak i na Zachodzie Ukrainy. A o ile ma Pan na myśli wiedzę historyków, to też Pan się myli zasadniczo: ukraińscy nacjonalistyczni historycy mają o wiele poziomów wyższą wiedzę, od historyków polskich zajmujących się omawianym tematem, oni wykorzystują niewiedzę polskich historyków, oni kształtują fałszywe oceny o tych zbrodniach.
Wiktor Poliszczuk
Powtarza Pan nieuzasadnione twierdzenia OUN co do tego, iż „dla Zachodniej Ukrainy OUN i UPA były organizacjami, które … walczyły o narodowe wyzwolenie”. Dalej mówi Pan o tym, iż uczestnicy UPA byli „powstańcami”, których „trudno jest potępić”. Mój Boże, jak nikła jest Pana (i nie tylko Pana) wiedza o realiach, jakie miały miejsce na Wołyniu i w Halicji A.D. 1943-1944. Ogarnia mnie oburzenie, gdy mówi Pan o uczestnikach UPA jako o „bojownikach o niepodległość, czyli o bohaterach narodowych (którzy) brali udział w mordowaniu niewinnych”. Przy końcu tego listu w kilku zdaniach powiem o tym, co i dlaczego działo się na Wołyniu roku 1943 i po nim.
Paweł Smoleński, jawny obrońca zbrodniczej OUN Bandery, w swym pytaniu sugeruje, iż „OUN i UPA współpracowały z Niemcami, … ale do pewnego momentu i pod ściśle określonymi warunkami”. Pański interlokutor kłamie, gdy mówi, iż OUN-UPA współpracowała z Niemcami „pod ściśle określonymi warunkami”, Niemcy nigdy nie udzieliły żadnych koncesji politycznych dla OUN Bandery. Poza tym P. Smoleński jak gdyby zapomniał, iż OUN Bandery miała tylko półroczną przerwę we współpracy z Niemcami: od wiosny do grudnia 1943 roku, potem zaś, do końca wojny, OUN-UPA znów była na usługach Niemiec, co jednoznacznie wynika z dokumentów archiwalnych.
Chybiony jest też zarzut P. Smoleńskiego w zakresie przeprowadzania paraleli między wołyńską żabolami ukraińską w służbie Niemiec a żabolami polską w służbie Niemiec: pierwsza była podporządkowana OUN Bandery i na jej rozkaz (a nie na skutek spontanicznej dezercji) przeszła do organizowanej UPA, zaś żabole polska powstała wbrew zakazowi Polski Podziemnej jako reakcja na działania OUN-UPA. Paralela P. Smoleńskiego jest nie do przyjęcia. Tenże Paweł Smoleński powtarza nie mające uzasadnienia w faktach twierdzenie co do tego, iż Sowieci (radziecka partyzantka) podając się za polskich partyzantów napadali na wsie ukraińskie, podrzucali do gestapo kompromitujące ukraińskich żabolów materiały co „było jedną z przyczyn wołyńskich pacyfikacji”. Pan tego absurdalnego twierdzenia ukraińskiej nacjonalistycznej propagandy nie odparował, bo nie ma Pan rzetelnej wiedzy na temat mordów wołyńskich. Nie istnieją żadne dowody w sprawie rzekomej prowokacji radzieckiej wobec ludności polskiej, istnieje natomiast ogromna ilość dowodów na potwierdzenie tezy, iż struktury OUN-UPA w wielu przypadkach działały pod maską radzieckich partyzantów (od 1944 roku – żołnierzy Armii Czerwonej).
Dalej Paweł Smoleński mówi: „Nie stawiam znaku równości między 60, a może choćby 100 tysiącami polskich ofiar i kilkunastoma tysiącami zamordowanych tam Ukraińców. Chcę tylko powiedzieć, iż ci Ukraińcy nie zabili się sami … więc mamy krew na rękach, nie jest dany nam „komfort” bycia tylko ofiarą”. Przy tym twierdzeniu P. Smoleński znów posłużył się odosobnionym, incydentalnym przypadkiem, wyprowadzając na jego podstawie uogólnienie. Otóż to: poszła i pokutuje dotychczas w nauce polskiej i w prasie polskiej, w Polsce i na Zachodzie, fama o kilkunastu tysiącach ukraińskich ofiar, które padły z rąk polskich.
W związku z tym proponuję Panu, Panie Ministrze: proszę zorganizować konfrontację ze mną (nie Pawła Smoleńskiego, bowiem z propagandystami nie rozmawiam) tych historyków – polskich i (lub) ukraińskich nacjonalistycznych, celem przedstawienia przez nich wykazu ukraińskich ofiar, które padły z rąk polskich. Tutaj powiem Panu coś, o czym dotychczas nie wie żaden z historyków polskich (ale wiedzą o tym ukraińscy nacjonalistyczni historycy): nie chodzi o „kilkanaście tysięcy ofiar ukraińskich”, chodzi o wiele więcej!!! Na konferencji we Wrocławiu w lipcu 1998 roku wygłosiłem referat pt. „Ukraińskie ofiary OUN-UPA”, w którym ilość ukraińskich ofiar tych struktur określiłem na około 30.000. Badacz jest złym badaczem, gdy zaprzestaje poszukiwań. W dalszych swych poszukiwaniach natrafiłem na dokumenty, z których wynika, iż możliwe jest ustalenie, iż z rąk struktur OUN Bandery padło być może tyle samo ludności ukraińskiej, co ludności polskiej. Na taką konfrontację gotów jestem przywieźć wykazy (nazwiska, miejscowości, daty, wiek ofiar, okoliczności mordów, sprawcy mordów) ukraińskich ofiar OUN Bandery. Oczekuję na podobny wykaz ukraińskich ofiar, które padły z rąk polskich. Nauka nie może ograniczać się do gołosłownych twierdzeń. Dokumenty archiwalne i literatura przedmiotu dostarczają dowodu, iż ukraińskie ofiary, które padły z rąk polskich, wynoszą nie więcej, jak 1 proc. (jeden procent) polskich ofiar OUN-UPA. Trzeba więc zrobić bilans krwi, aby nie obarczać narodu ukraińskiego winą zbrodni ludobójstwa, trzeba wskazać na konkretnego, znanego od dawna sprawcę.
Nauka polska w kontekście mordów wołyńskich
Mam głęboki szacunek do nauki polskiej jako całości: Uniwersytet Wrocławski nadał mi stopień doktora nauk humanistycznych, Uniwersytet Śląski nadał mi stopień doktora habilitowanego nauk humanistycznych, Centralna Komisja Kwalifikacyjna zatwierdziła ten stopień. Ale nie mogę z uznaniem mówić o polskich, zajmujących się problemem nacjonalizmu ukraińskiego, historykach. I to mimo, iż wielu z nich w trakcie prowadzonych seminariów historyków polskich i ukraińskich nacjonalistycznych i poza nimi, opracowało, wygłosiło i opublikowało wartościowe referaty i prace naukowe. Mam jednak do polskich uczestników wspomnianych seminariów pretensję, o której niżej.
W Polsce nie istnieje bardzo potrzebny Instytut Badań Nacjonalizmu Ukraińskiego, dlatego też rolę prowadzących jednostek przejęły na siebie nieoficjalnie: Instytut Studiów Politycznych PAN, Wojskowy Instytut Historyczny i w tej chwili Pion Edukacji Publicznej IPN. To na nich, szczególnie na WIH, spoczywał obowiązek prawidłowego naukowego ukierunkowania oraz ustalenia tematyki badań w toku odbytych dziesięciu wspomnianych seminariów. Z winy szczególnie dwóch osób – Dyrektora WIH prof. Andrzeja Ajnenkiela i prof. Władysława Filara, w toku dziesięciu seminariów odbywało się to, co w ukraińskim idiomie określane jest jako „towkty wodu w stupi” (przelewanie z pustego w próżne), było „wyważanie otwartych wrót”.
Fakt dokonania przez struktury OUN Bandery mordów masowych na ludności polskiej Wołynia i Halicji znany jest od roku 1943, był on potwierdzony szeregiem publikacji naukowych, publicystycznych, wspomnieniowych. Jedynym rezultatem wspomnianych dziesięciu seminariów było potwierdzenie tego faktu. Jak na dziesięć seminariów i na poniesione koszty – to za mało. Dlaczego? Bowiem prof. A. Ajnenkiel, który podjął się kierownictwa naukowego seminariów, nie ma do tej pełnienia funkcji odpowiedniego przygotowania, nie wiem jaką dziedziną nauki on się zajmuje, ale gdy chodzi o nacjonalizm ukraiński, a więc przede wszystkim o mordy wołyńskie, nie posiada on elementarnej w tym zakresie wiedzy, to samo dotyczy prof. W. Filara, który przez wiele lat w WIH był wykładowcą taktyki wojskowej, a nie historykiem, nie zna więc on warsztatu historyka.
Dyrektor ISP PAN, prof. Tomasz Strzembosz, specjalizujący się w Powstaniu Warszawskim, nie posiadając elementarnej wiedzy na temat nacjonalizmu ukraińskiego, ukierunkował swoich doktorantów tak, iż nie potrafią oni rozróżnić istotnego od incydentalnego, na podstawie jednostkowych, nietypowych dla zjawiska faktów, dokonują oni uogólnień. Takimi jego uczniami zostali Grzegorz Motyka, dla którego największym autorytetem jest ukraiński działacz nacjonalistyczny, organizator napadów na oddziały Smerfowej Brygady we wrześniu 1939 roku, uczestnik OUN-UPA, Łew Szankowśkyj, a także Tomasz Stryjek, który swój wysiłek naukowy skierował na wybielanie twórcy ludobójczej ideologii nacjonalizmu ukraińskiego – Dmytra Doncowa.
Pion Naukowy IPN oparł swą naukową działalność w zakresie badań nad nacjonalizmem ukraińskim właśnie na G. Motyce i T. Stryjku.
Rezultatem takiego stanu rzeczy było, i jest nadal:
1) Pomijanie, wręcz unikanie najistotniejszych elementów składowych pojęcia „integralny nacjonalizm ukraiński”: a) ideologii nacjonalizmu ukraińskiego; b) programów politycznych Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów.
Poza wątpliwością jest fakt, iż OUN była organizacją ideologiczno-polityczną. Bez dokonania analizy ideologii i programów politycznych tej organizacji niemożliwym jest ustalenie, iż była to formacja typu faszystowskiego. Już w 1997 roku na konferencji naukowej w PAU w Krakowie sformułowałem pojęcie integralnego nacjonalizmu ukraińskiego, na podstawie którego obiektywny badacz musi dojść do wniosku, iż nacjonalizm ukraiński w zorganizowanej postaci OUN, jest jakościowo różny od nacjonalizmu polskiego czy innego europejskiego. Jeden tylko historyk z U.J. (prof. B. Grott) zgłębił istotę ideologii nacjonalizmu ukraińskiego, a drugi (dr Z. Palski), gdy wygłosił na ten temat referat, to ukraińscy nacjonalistyczni historycy natychmiast zawnioskowali o uznanie referatu za niebyły. Czy to coś Panu mówi, Panie Ministrze? Bez zbadania zawartych w uchwałach kongresów OUN celów strategicznych i politycznych OUN, nie sposób jest zrozumieć działań OUN-UPA-SB na Wołyniu roku 1943, bez zbadania tych dokumentów historycy polscy nie znają brzemiennego w mordy wołyńskie pojęcia „ukraińskich etnograficznych terytoriów”. Winę za niewłączanie tej tematyki do dziesięciu wspomnianych seminariów ponosi prof. A. Ajnenkiel, za niezbadanie tych elementów nacjonalizmu ukraińskiego winę ponosi ISP PAN i Pion Edukacji Publicznej IPN.
2) Bezkrytyczne przyjęcie poglądu ukraińskich nacjonalistów na strukturę UPA.
Taka niedopuszczalna, beztroska postawa nauki polskiej zajmującej się nacjonalizmem ukraińskim, dyskredytuję ją. Polscy historycy przyjęli bezkrytycznie, iż Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) była strukturą ochotniczą, walczącą dobrowolnie o utworzenie państwa ukraińskiego. Tymczasem w UPA, co widać jednoznacznie z dokumentów OUN Bandery, tylko, pochodząca z Halicji, kadra kierownicza miała charakter ochotniczy (żabole ukraińska i byli żołnierze, podoficerowie i oficerowie batalionów „Nachtigall” i „Roland”), zaś skład podstawowy UPA pochodził z terrorem zmobilizowanych do niej chłopów ukraińskich. Terrorem zmobilizowana struktura zbrojna nie może być traktowana jako narodowowyzwoleńcza. Poza tym, zajmujący sie omawianym problemem polscy historycy nie są zdolni zrozumieć, iż dążenie formacji faszystowskiej do powołania do życia państwa narodowego nie oznacza wyzwolenia narodowego. To samo dotyczy formacji bolszewickich: J. Marchlewski też dążył do zbudowania polskiego państwa, ale jego dążenia nie pokrywały się z dążeniami narodu polskiego. A Pan, Panie Ministrze, za polskimi historykami błędnie przyjmuje, iż OUN-UPA była formacją narodowowyzwoleńczą narodu ukraińskiego, czym Pan obraża ten naród. Powtórzę: z rąk struktury OUN Bandery w postaci „Służby Bezpeky” tylko w obwodzie rówieńskim zginęło śmiercią męczeńską kilkadziesiąt tysięcy znanych z nazwiska Ukraińców. Nie przypadkowo ukraińscy nacjonalistyczni historycy nie przedstawili szacunku ukraińskich ofiar, które padły z rąk polskich, bowiem porównanie takiego wykazu z ukraińskimi ofiarami „Służby Bezpeky” OUN Bandery, taki wykaz pokazałby nie więcej jak 1 proc. (jeden procent) ukraińskich ofiar OUN Bandery.
3) niezauważanie istnienia i działania tzw. „Służby Bezpeky” OUN Bandery.
Rozpatrywanie mordów wołyńskich bez wiedzy o istnieniu i działaniu „Służby Bezpeky” OUN Bandery przekreśla obiektywność badań, to tak samo, gdyby rozpatrywać problem ofiar bolszewizmu z pominięciem istnienia i działań CzeKa, GPU, NKWD, KGB; jak rozpatrywanie problemu ofiar hitleryzmu bez uwzględnienia istnienia i działań SS, SD, gestapo.
4) całkowite pomijanie problemu ukraińskich ofiar OUN-UPA-SB.
W tym przedmiocie powiem tylko jedno zdanie: polscy historycy w ogóle nie dopuszczają myśli o takich ofiarach, a ich było, powtórzę to, być może tyle, ile polskich ofiar, tyle, iż z rąk „Służby Bezpeky” OUN Bandery Ukraińcy ginęli w latach 1944-1950, dlatego ludność polska o nich prawie nie wie. Można się spodziewać, iż „argumentem” obrońców OUN Bandery w tym zakresie będzie wskazywanie, iż „Służba Bezpeky” mordowała zwolenników władzy radzieckiej. Trzeba więc powiedzieć, iż ludność ma prawo wyboru między złem większym i mniejszym, iż wielu było Ukraińców, którzy woleli władzę radziecką w przeciwieństwie do mordującej masowo OUN Bandery. A nadto: czy do zwolenników władzy radzieckiej można zaliczać masowo mordowane przez „Służbę Bezpeky” OUN Bandery dzieci, od niemowląt poczynając?
5) całkowity brak wiedzy o trwających walkach wewnętrznych w OUN od 1944 roku, o wzajemnym mordowaniu się, co jest charakterystyczne dla każdej formacji politycznej typu totalitarnego. Wiedza na ten temat pozwoliłaby polskim historykom na wniosek, iż OUN nie była formacją narodowowyzwoleńczą, iż to była formacja typu faszystowskiego dążąca do objęcia władzy nad narodem, a nie do jego wyzwolenia.
Źródła przyczyn zniewolenia umysłów
Zestawić je trzeba z polityką Zachodu wobec ZSRR, pierwoźródeł szukać należy w rozpoczętej w 1946 roku „zimnej wojnie” Zachodu przeciwko ZSRR. OUN była wrogiem ideologicznym ZSRR, dlatego stała się ona naturalnym sojusznikiem Zachodu, jej, finansowani, szczególnie przez Stany Zjednoczone, działacze, włączyli się do walki ideologicznej przeciwko ZSRR, a przy tej okazji prowadzili aktywną dezinformację o działalności OUN-UPA, o istnieniu „Sużby Bezpeky” OUN Bandery choćby nie wspominali. Ta działalność dezinformacyjna w kontekście polskim odbywała na terenie Radia „Wolna Europa” oraz w środowisku „Kultury” paryskiej. To tam działacze nacjonalizmu ukraińskiego zapłodnili polskich działaczy fałszywą wiedzą, to tam nacjonalista ukraiński Jewhen Wreciona „poinformował” J. Łobodowskiego o polskich prowokacjach „przeciwko Ukraińcom”, a J. Giedroyc przyjął tę interpretację za prawdziwą, o czym napisał na łamach „Kultury”. A „Kultura” i Radio „Wolna Europa” były drogowskazem myślenia politycznego polskich elit. Ich dzieło prowadzi „Gazeta Wyborcza”, „rzeczsmerfna”, „Karta”, „Więź”, a w ślad za nimi (z bardzo małymi wyjątkami) cała wielonakładowa prasa w Polsce i na Zachodzie. Po upadku ZSRR Stany Zjednoczone jednym ze swych celów strategicznych ustaliły oderwanie Ukrainy od Rosji, a do jego realizacji włączyły struktury OUN. Na Ukrainie, poza nacjonalistami ukraińskimi, nie istnieją zdecydowanie antyrosyjskie ugrupowania, tylko na działaczy OUN Stany Zjednoczone mogą liczyć w zakresie polityki odrywania Ukrainy od Rosji, tylko oni w tym zakresie mogą być pomocnikami USA, a pomocnika nie wypada obciążać zarzutem dokonania zbrodni ludobójstwa.
Inną, nadzwyczaj istotną przyczyną zniewolenia umysłów polskich elit politycznych i naukowych, był całkowity brak badań dokumentów archiwalnych, w szczególności dokumentów autorstwa OUN-UPA-SB. Stwierdzam formalistyczne podejście polskich historyków do tego problemu: wobec trudności faktycznych w zakresie penetracji ukraińskich archiwów, ten istotny odcinek nauki został przez nich zaniechany. Stąd też nieuzasadnione twierdzenia tychże historyków co do „konfliktu polsko-ukraińskiego”, o „spirali akcji odwetowych” (patrz: W. Filar), chociaż takie akcje stanowiły wręcz minimalny margines w porównaniu do akcji mordów masowych na ludności polskiej. O „spirali” prof. W. Filar mógł powiedzieć tylko dlatego, iż nigdy nie zapoznał się z dokumentami archiwalnymi.
IPN zwraca się do rządu Ukrainy o udostępnienie materiałów archiwalnych, co jest nieNiezrozumieniem. Do takich materiałów winni dotrzeć zatrudnieni w IPN historycy, te dokumenty zwyczajowo nie są przedmiotem wymiany międzypaństwowej. Mogę zdradzić „tajemnicę”: jak w każdym nowoczesnym państwie, również na Ukrainie (i w całym byłym ZSRR) zasoby archiwalne zostały zmikrofilmowane, i to nie w jednej kopii, a w wielu. Ukraiński (polskiego pochodzenia)_działacz nacjonalistyczny z Kanady, poleciał do Moskwy i stamtąd przywiózł około 140.000 klatek zmikrofilmowanego archiwum Wojsk Wewnętrznych NKWD Okręgu Ukraińskiego i przekazał je do Biblioteki Uniwersyteckiej w Toronto. Ja, jego wzorem, poleciałem do Kijowa i stamtąd przywiozłem około 8.000 klatek zmikrofilmowanych dokumentów z DARO, a niezależnie od tego osobiście dokonałem kwerendy w tym Archiwum, przywiozłem fotokopie dokumentów oraz ich odręczne odpisy. Moje (przechowywane w kilku różnych miejscach w Toronto) zbiory archiwalne okazują się być bogatsze od zbiorów dokumentów i historiografii wszystkich polskich uczelni razem wziętych.
Aby badać nacjonalizm ukraiński, niezbędna jest znajomość języka ukraińskiego i jego halickiego dialektu, a tego brak u polskich historyków. Jednym ze źródeł zniewolenia umysłów polskich elit politycznych jest fakt korzystania z porad i opinii „ukrainizatora” Chełmszczyzny z czasu okupacji hitlerowskiej, stypendysty hitlerowskiego – Bohdana Osadczuka, który nigdy nie opublikował jakiejkolwiek pracy naukowej, natomiast ostentacyjnie posługuje się tytułem „profesora”. Do źródeł przyczyn zniewolenia umysłów polskich elit politycznych zaliczyć trzeba zorganizowany na skalę światową bojkot moich, Wiktora Poliszczuka, prac. Bojkot jest zorganizowany z tego powodu, iż ja, w oparciu o dokumenty archiwalne, dokonuję wiwisekcji faszystowskiego typu nacjonalizmu ukraińskiego, dokumentami archiwalnymi udowadniam ludobójstwo dokonane przez OUN Bandery na ludności polskiej i ukraińskiej. Dlatego właśnie, gdy jeden z polskich historyków (prof. A. Giza) powołał się na moją pracę, to ukraiński nacjonalistyczny historyk, Wołodymyr Serhijczuk, zareagował: „Tutaj na Poliszczuka powoływać się nie wolno!” I nikt mu na takie dictum nie odpowiedział, co uzasadnia moją pogardę wobec polskich uczestników i organizatorów wspomnianych seminariów. Taki stan rzeczy świadczy o niskiej kondycji naukowej i moralnej uczestników i organizatorów seminariów.
Gardzę również tymi, którzy, nie mogąc podważyć moich ustaleń co do faszyzmu i zbrodniczości struktur OUN Bandery, używają wobec mnie absurdalnych „argumentów” w rodzaju: „Poliszczuk – prokurator NKWD” (leczący się z alkoholizmu doc. Ryszard Torzecki na łamach „Naszego Słowa”); w „Gazecie Wyborczej” (czy w „rzeczysmerfnej, już nie pamiętam) pisze się, iż byłem „prokuratorem wojskowym”; „Poliszczuk – agent KGB” (Pański, Panie Ministrze, do niedawna wysoki urzędnik w Kancelarii Prezydenta, w tej chwili na placówce dyplomatycznej, tak powiedział!). Co do tego ostatniego: w rozmowie z Konsulem Generalnym RP w Toronto poprosiłem go o przekazanie komu należy, iż Kancelaria Naczelnego Narciarza zatrudnia między nieodpowiedzialnych pracowników, bowiem choćby urzędnik średniego szczebla machiny państwowej czy samorządowej nie mógłby wystąpić z takim pomówieniem bez jego sprawdzenia. Czy, może, również Kancelarii Prezydenta chodzi o zdyskredytowanie mnie, aby podważyć moje, oparte o dowody archiwalne, ustalenia? Piszę o tym, aby wiedział Pan o rzeczywistym stanie rzeczy. Dotychczas zajmowałem się pracą badawczą i publikacjami mych prac naukowych, licząc, iż ich ustalenia będą uwzględnione przy ocenie zaszłości tragicznych, które miały miejsce w czasie okupacji hitlerowskiej i po niej. Wobec tego, iż mój wysiłek naukowy nie jest przez Kancelarię Prezydenta (i nie tylko przez nią) zauważany, a prawda historyczna jest gwałcona w sposób bezwzględny – zmuszony byłem do napisania tego listu, nie mam przy tym nadziei, iż zostanie on opublikowany przez prasę polską.
Oto, z grubsza biorąc, są źródła zniewolenia umysłów polskich elit politycznych. Ich myślenie w tej chwili jest sterowane przez takich ludzi, jak Jan Punktualny-Jeziorański, Bohdan Osadczuk, Jewhen Stachiw i im podobnych. Rezultatem tego sterowania jest zniewolenie umysłów, które lekceważą rzetelną naukę.
Przedrocznicowe spektrum ukraińskie
Fakty mówią same za siebie: w Radzie Najwyższej Ukrainy zasiadają działacze OUN, OUN Bandery działa na Ukrainie legalnie, jej działacze opanowali administrację w Halicji i w dużej mierze na Wołyniu. Akcje przedwyborcze formacji nacjonalistycznych są finansowane z Zachodu. Główna formacja opozycyjna – Blok Wiktora Juszczenki – włączyła na prestiżowym (11-tym) miejscu Jarosławę Stećko, aktualnego na czas wyborów „wodza” OUN Bandery. W większości miast Ukrainy Zachodniej istnieją ulice, place itp. imienia Bandery, Szuchewycza i innych prowodyrów tej zbrodniczej formacji, wznoszone są liczne pomniki Stepana Bandery, na Wołyniu wzniesiono pomnik Dmytra Klaczkiwśkiego, udział w ceremonii odsłonięcia pomnika wziął Wiktor Juszczenko, poświęcił pomnik „patriarcha” Ukraińskiej Cerkwi prawosławnej (tzw. Kijowskiego Patriarchatu) Fiłaret. Zmarła w ostatnich dniach Jarosława Stećko została pochowana na prestiżowym cmentarzu „Bajkowe” w Kijowie, na co potrzebna była uchwała Gabinetu Ministrów Ukrainy, udział w pogrzebie wziął przewodniczący Rady Najwyższej Ukrainy W. Łytwyn ze swym zastępcą, wzięli w nim udział minister sprawiedliwości A. Ławrynowycz, minister spraw zagranicznych Anatolij Złenko, Dmytro Tabacznyk, od gorszego sortu Wiktor Juszczenko, Julia Tymoszenko.
Komisji rządowej powołanej do oceny OUN-UPA przewodniczył historyk, prof. Stanisław (syn Władysława!) Kulczyćkyj, ten sam, który w ciągu 35 lat sławił w swych pracach bolszewizm i który „przeszedł” na stronę nacjonalizmu ukraińskiego. Rezultatem prac tej komisji, której członkiem był działacz nacjonalistyczny, wysokiej rangi uczestnik UPA – Jewhen Stachiw (on też, nie będąc historykiem, brał udział we wspomnianych seminariach), jest wniosek rządowy do Rady Najwyższej Ukrainy o uznanie OUN-UPA za stronę walczącą o niepodległość Ukrainy.
O czym to świadczy? Jedynie o tym, iż władze Ukrainy uporały się z problemem nacjonalizmu ukraińskiego, nie odcięły się od zbrodniczej, faszystowskiego typu, Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Jest to konstatacja jednoznaczna. Przewodniczący Rady Najwyższej Ukrainy, Wołodymyr Łytwyn, oświadczył, iż władze Ukrainy nie przeproszą smerfów za wydarzenia wołyńskie, gdyż w tym czasie nie było państwa ukraińskiego. No cóż, rozumowanie prymitywne, a poza tym – z polskiej strony nie padło żądanie przeproszenia. Tenże W. Łytwyn apeluje do polityków Polski i Ukrainy, aby nie szukali winny tragedii „gdyż nie znajdziemy ich choćby w sądny dzień”. Po takim oświadczeniu należy zapytać – kto to powiedział: kompletny ignorant, prostak, cynik? Niech na to pytanie odpowie Prezydent Ukrainy i ukraińscy intelektualiści.
Okazuje się, iż władze Ukrainy nie są przygotowane ani merytorycznie, ani moralnie do uczczenia 60. rocznicy mordów wołyńskich. W sytuacji, gdy organizator i sprawca mordów wołyńskich jest hołubiony przez władze Ukrainy, wystąpienie Kancelarii Naczelnego Narciarza o wspólne uczczenie 60. rocznicy mordów wołyńskich nie ma szans na powagę, doprowadzi jedynie do niepotrzebnych politycznych rozgrywek.
Do rozgrywek politycznych już doszło. Panie Ministrze, pominięcie przez Pana w składzie Komitetu Obchodów 60. rocznicy mordów wołyńskich organizacji kresowych jest wysoce niemoralne, a jednak Paweł Smoleński zarzuca Panu i Naczelnemu Narciarzowi, iż „przyjęliście optykę organizacji kresowych, zdominowaną przez antyukraińskie stereotypy”. Z kim więc Pan (i Naczelny Narciarz) chce uczcić ponad 100.000 w sposób bestialski pomordowanych ofiar? Z gloryfikatorami tych struktur zbrodniczych? I jak ten „zarzut” P. Smoleńskiego określić? Kto jest predestynowany do współorganizowania obchodów 60. rocznicy mordów wołyńskich, jak nie „organizacje kresowe” – bezpośrednio zainteresowani, do dziś odczuwający ból po mordach na ich najbliższych? Ale, według Pana, nie oni, ale organizator fałszowania historii Ośrodek „Karta”, nieprzygotowany do naukowej oceny IPN, a także, wydaje się, p. Kertyczak ze ZUwP.
Nic, tylko się dziwić. Dziwić się również – jakim to prawem Paweł Smoleński mówi o „antyukraińskich stereotypach” organizacji kresowych? Powtarza on tezę OUN Bandery, zgodnie z którą naród ukraiński utożsamiany jest ze zbrodniczą OUN Bandery, dla Pawła Smoleńskiego wskazywanie na OUN Bandery jako na sprawcę ludobójstwa równoznaczne jest ze wskazaniem na naród ukraiński, jako na zbrodniarza. Postawa Pawła Smoleńskiego jest wyraźnym, politycznym pomówieniem organizacji kombatanckich. A gdy chodzi o pokrzywdzonych smerfów w ogóle, to powiem Panu: na grubo ponad 1.000 (tysiąc) otrzymanych na skutek moich publikacji listów czytelników, tylko w dwu przypadkach spotkałem się z nienawiścią do Ukraińców, zaś autorzy pozostałych nie domagają się choćby ukarania sprawców, im chodzi jedynie o ich potępienie, przy tym ich boli gloryfikacja organizatorów i sprawców mordów, jaka ma miejsce do dziś na Ukrainie i nie tylko na Ukrainie.
I na tym tle: z jaką formułą występuje Pan pod adresem takich, jak opisane wyżej, władz Ukrainy? Czy nie widzi Pan dążenia do rozłożenia winy za omawiane ludobójstwo na cały naród ukraiński, czego wyrazem jest list otwarty lwowskich i kijowskich intelektualistów, byłego ministra spraw zagranicznych Tarasiuka, apelu kard. L. Huzara? Okazuje się, iż również ukraińskie środowiska intelektualne i cerkiewne też nie są przygotowane ani merytorycznie ani moralnie do uczczenia 60. rocznicy mordów wołyńskich. Polskim (i ukraińskim) ofiarom struktur OUN Bandery nie jest potrzebne pochodzące od takich władz przeproszenie, niech prez. Kuczma nie klęka wzorem Willy Brandta i Romana Herzoga. W warunkach, gdy we władzach Ukrainy zasiadają działacze OUN Badery, gdy władze terenowe Ukrainy gloryfikują tę zbrodniczą formację, gdy rząd występuje z wnioskiem o uznanie OUN-UPA za strukturę narodowowyzwoleńczą, takie uczczenie ofiar byłoby niemoralne.
Jedyną formułą, zaspakajającą oczekiwania rodzin polskich ofiar OUN Bandery i większości społeczeństwa polskiego, z jaką może i powinna wystąpić strona polska, może być formuła POTĘPIENIA OUN BANDERY I JEJ STRUKTUR ZBROJNYCH – PRZEZ SEJM I SENAT RP ORAZ PRZEZ RADĘ NAJWYSZĄ UKRAINY – ZA LUDOBÓJSTWO NA LUDNOŚCI POLSKIEJ. O odpowiedzialności moralnej władz Ukrainy za mordy na ludności ukraińskiej – niżej.
Wydaje się, iż Kancelaria Naczelnego Narciarza dopuściła się błędu: przestraszyła się, nie wykorzystała oświadczenia Prezydenta L. Kuczmy. On, wobec tego, iż już kandydować nie będzie, który zabiega o przerwanie międzynarodowej izolacji, mógł w 60. rocznicę mordów wołyńskich w imieniu Prezydenta Ukrainy potępić OUN Bandery i jej zbrojne struktury za ludobójstwo na ludności polskiej. Ale czy do takiego kroku gotowy jest Naczelny Narciarz? I przy tym, w kontekście wypowiedzi prez. L. Kuczmy: Panie Ministrze, gdyby Pan znał dokumenty archiwalne, to nie miałby Pan wątpliwości co do tego, iż jednak był to holokaust na części narodu polskiego.
W wywiadzie mówi Pan o wspólnym uczczeniu na grobach zamordowanych, P. Smoleński mówi o Przebrażu – absolutnie nieadekwatnym miejscu: tam polska samoobrona przetrwała. Gdyby faktycznie miało dojść do wspólnego uczczenia ofiar, to tym miejscem powinny być Ostrówki lub Wola Ostrowiecka, albo uczczenie polskich, ukraińskich, rosyjskich i innych ofiar OUN Bandery – we wsi Diad’kowicze w dubieńskim rejonie, w byłym, położonym 2 km od tej wsi, obejściu smerfa Kurowskiego, przy jego studni, przy której szesnastoletni „esbiści” masowo mordowali smerfów, Ukraińców, Rosjan, byłych żołnierzy radzieckich i po dokonanym mordzie ciała wrzucali do studni. Ale, wydaje się, na uzasadnienie wyboru tego miejsca nauka polska nie ma już czasu, pozostałyby tylko Ostrówki lub Wola Ostrowiecka.
W tym kontekście rodzi się jednak problem: z kim ze strony ukraińskiej organizować wspólne uczczenie ofiar? Kogo podczas uroczystości mieć na myśli jako sprawców mordów masowych – OUN Bandery, czy, może, naród ukraiński? To nie są pytania retoryczne. Bez ich rozstrzygnięcia niemożliwe jest godne uczczenie ofiar.
Krótko o tym, co działo się na Wołyniu
W 1929 roku OUN zapowiedziała „usunięcie” z „ukraińskich terytoriów etnograficznych” wszystkich „czużyńców”, co miało nastąpić w „czasie rewolucji narodowej”. Taki czas dla OUN Bandery nastał wczesną wiosną 1943 roku. Uzurpująca władzę państwową OUN Bandery terrorem wcieliła chłopów ukraińskich do swych formacji zbrojnych, którymi dowodzili haliczanie z żaboli ukraińskiej i byli kombatanci batalionów „Nachtigall” i „Roland”. OUN Bandery przystąpiła do doktrynalnej, planowej eksterminacji ludności polskiej. Wymysłem, powtarzanym przez polskich historyków, jest twierdzenie o wzywaniu polskiej ludności Wołynia do opuszczenia jego terytorium. Już w maju 1943 r. komisarz Wołynia i Podola Schöne, w rozmowie z biskupem Polikarpem, mówił o 15 tysiącach zamordowanych smerfów. Razem z rąk OUN-UPA padło ofiarą co najmniej 120.000 ludności polskiej (w tym w Halicji). Już w maju 1943 roku „zmobilizowani” stanowili ponad 50 proc. składu UPA, a w grudniu 1943 i w 1944 roku – ponad 90 proc. składu UPA stanowili terrorem do niej wcieleni. Operująca „Służba Bezpeky” OUN Bandery dokonała morderstw masowych na swych ukraińskich przeciwnikach, z rąk tej struktury OUN Bandery padło o wiele więcej, jak 50.000 ludności ukraińskiej.
Nie było żadnej „spirali akcji odwetowych”, nie było „konfliktu polsko-ukraińskiego”, nie było ani radzieckich, ani niemieckich prowokacji w kierunku „konfliktu polsko-ukraińskiego”. Był terror OUN Bandery, ludność ukraińska bała się jej bardziej, aniżeli NKWD czy gestapo. Sygnalizuję przy tym: na tzw. „Zacurzoniu” miały miejsce mordy masowe na ludności ukraińskiej dokonane przez struktury polskie (Wierzchowiny, Pawłokoma i in.), ale u podłoża każdego z tych mordów leżały, nie stanowiące usprawiedliwienia, konkretne, a nie ideologiczne czy polityczne przyczyny. Dziś wobec ofiar mordów wołyńskich w publikacji lwowskiej mówi się: sobakam – sobacza smert’. Tyle w skrócie, szczegóły w moich pracach.
Atrofia sumienia elit ukraińskich
Panie Ministrze, wbrew Pańskiemu poglądowi, ukraińscy nacjonalistyczni historycy znają prawdę o ludobójstwie OUN Bandery, wiedzą o rozmiarach zbrodni na ludności polskiej i ukraińskiej. Tę wiedzę posiadają też ukraińskie elity polityczne, a jednak nie podejmują kroków w kierunku eliminacji ukraińskich działaczy nacjonalistycznych z życia politycznego (i nie tylko politycznego). Władze Ukrainy z jej pierwszym (pochodzącym z Wołynia) prezydentem Leonidem Krawczukiem wiedzą, iż z rąk „Służby Bezpeky” OUN Bandery padło kilkadziesiąt tysięcy ludności ukraińskiej. Wobec tego, iż nic w tej sprawie nie robią – zasadnym jest mówienie o atrofii ich sumień.
Pan, Panie Ministrze, koresponduje Pan z Wiktorem Medwedczukiem, rozmawia Pan z nim, a dla niego problem uczczenia 60. rocznicy mordów wołyńskich jest problemem najmniejszym, on jest multimilionerem, on myśli jak wyeliminować z gry o przyszłą prezydenturę Wiktorą Juszczenkę, a nie o mordach wołyńskich.
* * *
Wydaje się, iż polska myśl polityczna w stosunku do Ukrainy nie została wypracowana w oparciu o zaszłości historyczne, istniejące na Ukrainie realia i zgodnie z polską racją stanu, ona ciągle jest funkcją strategii Stanów Zjednoczonych.
Wydaje się również, iż także strona polska, konkretnie: inicjator obchodów – Kancelaria Prezydenta – nie jest do nich przygotowana ani merytorycznie (do dziś nie wie kto był sprawcą mordów wołyńskich), ani moralnie (niezaproszenie organizacji kresowych, a więc bezpośrednio pokrzywdzonych, do Komitetu Obchodów, natomiast zaproszenie do udziału w nim falsyfikatorów historii). Godne uczczenie ofiar mordów wołyńskich wymaga całkowicie odmiennego podejścia. Jak powiedział prez. L. Kuczma: choćby najbardziej gorzka prawda o mordach wołyńskich nie jest w stanie zakłócić stosunków polsko-ukraińskich. Albowiem naród ukraiński – to nie OUN, to nie UPA, ani „Służba Bezpeky” OUN Bandery.
W tej sytuacji, tym bardziej, gdy Pan mówi, iż polska inicjatywa co do uczczenia 60. rocznicy mordów wołyńskich powiązana jest z ryzykiem, to czy nie lepiej jest dać spokój politycznym poczynaniom Kancelarii Naczelnego Narciarza? Może należy powiedzieć: Ciszej nad tymi mogiłami!. Niech pomordowani spoczywają w spokoju. Niech ich rodziny i bliscy w spokoju duszy pomodlą się na samotności lub we własnym gronie o spokój dusz ofiar faszyzmu ukraińskiego. Niech nad ich mogiłami nie będzie odprawiane widowisko polityczne.
Z należnym Pańskiemu Urzędowi szacunkiem:
Dr hab. Wiktor Poliszczuk – prawnik i politolog
Toronto, 19 marca 2003 roku
Post scriptum: Dokonałem podliczenia ukraińskich ofiar struktur OUN Bandery z lat 1941-1950. Na Wołyniu wynoszą one nie mniej, jak 50 tysięcy, a w Halicji nie mniej, jak 30 tysięcy, razem w tym miejscu i w tym czasie z rąk OUN Bandery zginęło nie mniej, jak 80 tysięcy ludności ukraińskiej. Dokumenty, na podstawie których dokonałem obliczeń, zostaną opublikowane w najbliższym czasie w 3. części mojej pracy pt. „Nacjonalizm ukraiński w dokumentach”.
Toronto, 29 marca 2003 r.