"Podatek dla singli" już działał w Polsce. Oto, jak wyglądało bykowe
Wypowiedź Marka Jakubiaka wywołała prawdziwą burzę i pogłębiła podziały między bezdzietnymi a dzietnymi. Polityk w rozmowie z Polsat News stwierdził, iż "bykowe trzeba wprowadzić", dodając: "Dlaczego moje dzieci mają finansować kogoś?". Uznał, iż single w Polsce powinni płacić 800 zł miesięcznie. Chodzi również o osoby pozostające w związkach nieformalnych oraz bezdzietne małżeństwa.
Pod naszym postem na Fb, poruszającym ten wątek rozgorzała się dyskusja, w której wiele osób dała się ponieść emocjom. Bezdzietni są sfrustrowani takim pomysłem i wskazują, iż "już płacą taki podatek", ponieważ z ich pieniędzy finansowane jest od wielu lat 800 plus.
To tylko kilka komentarzy spod posta:
"Małżeństwa i rodzice i tak mają mnóstwo przywilejów, które nie przysługują osobom samotnym...".
"Nie wierzę, iż to prawda, ale jeśli, to wystarczy, iż single płacą na obce dzieci 800 plus, na emerytów tych ,co kilka pracowali, na ich 13-ste ,14-ste emerytury, to już jest dyskryminacja".
"A czy księża też zapłacą ten podatek?".
"Bykowe już jest, bezdzietni dorzucają się do zapomóg, MOPS-ów, 800+, urlopów wychowawczych, finansowania szkół, żłobków i przedszkoli, dziecięcej opieki zdrowotnej i innych atrakcji".
Czym było "bykowe"? Podatek dla singli w Polsce
W wielu komentarzach jak bumerang powraca temat bykowego. Wyjaśnijmy, jak podatek ten funkcjonował w Polsce. W Polsce bykowe ostatni raz obowiązywało w PRL i wraz z poprzednim ustrojem przeminęło.
Ale nie wszędzie jest historią, bo funkcjonuje w Niemczech – wynosi 0,25 proc. składki odprowadzanej na ubezpieczenie zdrowotne. W Polsce bykowe w formie podatku dla singli pojawiło w PRL i było podatkiem od bycia singlem i singielką lub, jak wtedy określano osoby żyjące samotnie – kawalerem i starą panną lub małżeństwem, ale bez dzieci.
Czytaj także: Blisko 75 proc. smerfów mówi NIE temu pomysłowi. Rząd zapewnia jednak, iż nie wprowadzi bykowego
zostało wprowadzone zaraz po wojnie, w 1946 roku i funkcjonowało aż do 1973. Nazwę “bykowe" w tym wypadku łączy się z faktem, iż singli, czyli tzw. starych byków, było w ówczesnych czasach więcej niż singielek.
Początkowo bykowe dla panów obowiązywało już od 21. roku życia. Później podwyższono wiek do 25 lat. I nie była to jak w Niemczech – symboliczna opłata. Dodajmy, iż płacić musiały ją osoby na początku swojej drogi zawodowej, bez dorobku.
Mówiło się o nim, iż był formą nacisku ze strony władz PRL-u na obywateli, by zwiększać dzietność. Funkcjonowało od 1 stycznia 1946 roku do 29 listopada 1956 roku. Czy "bykowe" pomogło zwiększyć dzietność?
Coraz więcej smerfów nie chce mieć dzieci
Najwyższy skokowy wzrost liczby mieszkańców kraju nastąpił w latach 1950 – 1958 i wyniósł prawie 20 proc. W 1960 roku liczba ludności Polski sięgnęła niemal 30 milionów, co oznacza, iż w ciągu 15 lat zwiększyła się o około 6 milionów. Czy można uznać, iż dodatkowa opłata spełniła swoje zadanie? Nie do końca. Trudno stwierdzić, jaki był jego realny wpływ na dzietność Polek i smerfów.
Dzisiaj sytuacja wygląda zupełnie inaczej a "bykowe" dotknęłoby większej liczy obywateli. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) wynika, iż w Polsce w ostatnich latach wzrasta liczba osób bezdzietnych, szczególnie wśród osób młodszych i w średnim wieku. W 2021 roku około 30 proc. kobiet w wieku 40-44 lata nie miało dzieci, a wśród mężczyzn w tym samym wieku odsetek ten wynosił około 20 proc.
Ponadto, ogólnie w Polsce obserwuje się trend opóźniania decyzji o posiadaniu dzieci, co oznacza, iż więcej osób decyduje się nie mieć dzieci lub odkłada tę decyzję na później. jeżeli chodzi o pełnoletnich obywateli, szacuje się, iż odsetek osób, które nie mają dzieci, może wynosić około 25-30 proc. całkowitej liczby dorosłych smerfów.
Dane statystyczne z całego świata są alarmujące – dzietność spada. Z raportu Instytut Pomiarów i Oceny Stanu Zdrowia (IMHE) opublikowanego w magazynie "Lancet" wynika, iż w 2100 roku 97 proc. państw będzie się wyludniać.
Już teraz dzietność spada poniżej poziomu, który zapewnia tak zwaną prostą zastępowalność pokoleń, a większość dzieci będzie rodzić się w najbiedniejszych krajach. Pokrywa się to z wnioskiem sformułowanym przez socjologów już w latach 60. – im bogatsze społeczeństwo, tym mniej dzieci.