Piskorski: Myśl przed polityką

myslpolska.info 2 dni temu

Zaczynający się rok jest rokiem wyborów prezydenckich. Pomijając fakt, iż mają one ograniczone znaczenie z uwagi na osobliwości polskiego systemu konstytucyjnego (de facto instytucja prezydenta jest w nim często rozsadnikiem chaosu i rozchwiania), a także zewnątrzsterowności naszego kraju (głowa wioski, podobnie jak szef rządu, ma ograniczony zakres kompetencji suwerennych, podlegając nie tylko recenzjom, ale i instrukcjom wydawanym z zewnątrz), warto zastanowić się nad ich znaczeniem z punktu widzenia szeroko rozumianego kontrsystemu.

Przez ów kontrsystem rozumiem te środowiska, które odrzucają na różnych płaszczyznach polski konsensus polityczny ustanowiony po 1989 roku. Wyróżnikami myślenia kontrsystemowego będą odrzucenie fobii i kompleksów w relacjach zewnętrznych (rusofobia, germanofobia, amerykanofilia, podobnie zresztą jak wszystkie pozostałe -fobie i -filie), realizm, suwerenizm, negacja konsensusu waszyngtońskiego (neoliberalizmu) w polityce gospodarczej, odwołania do wartości tradycyjnych, tożsamości i zakorzenienia. Można więc uznać ów kontrsystem za zjawisko szerokie, oddychające wieloma płucami i płynące niezliczonymi nurtami, a jednak połączone pewnymi cechami wspólnymi.

Na poziomie polskiej polityki instytucjonalnej, a w szczególności gabinetowej i parlamentarnej, nurt ten nie jest w tej chwili reprezentowany, może za wyjątkiem dosłownie kilku parlamentarzystów, których obecność w Sejmie raczej stanowi znikomy wyjątek od dominującej w naszym życiu publicznym reguły. Mimo to, niektóre osoby poczuwające się do obowiązku walki z systemem i sprzeciwu wobec establishmentu poświęcają dziś, jak zresztą przed wszelkimi możliwymi kampaniami wyborczymi, czas, energię i środki (notabene zwykle bardzo ograniczone) na swój udział w demokracji proceduralnej, coraz częściej zresztą w Europie stojącej pod wielkim znakiem zapytania, czego dowiódł ostatnio przypadek unieważnienia wyników pierwszej tury wyborów prezydenckich w Rumunii.

Jałowość większości prób zaistnienia w cyklach wyborczych oraz coraz mniej inkluzywny charakter procedur powodują, iż chyba warto zastanowić się poważnie nad sensem uczestnictwa (biernego) w owych coraz bardziej pozbawionych głębszych znaczeń rytuałach. W tej sytuacji wyjątkowo aktualna staje się myśl obecna w dorobku lewicy neomarksistowskiej (Antonio Gramsci), a następnie twórczo rozwinięta przez reprezentantów Europejskiej Nowej Prawicy (Alain de Benoist). Polega ona na uznaniu wyższości metapolityki nad bieżącą walką polityczną, mówiąc po marksowsku – odwrócenia dominującego przez dziesięciolecia przekonania o wyższości bazy nad nadbudową. Aparat propagandowy współczesnej hybrydy państwowo-korporacyjnej zdołał osiągnąć taki poziom sterowności społeczeństwem, iż trudno dziś wyobrazić sobie jakąkolwiek możliwość narzucenia własnej narracji lub choćby przebicia się z hasłami nie mieszczącymi się w narracji przeciwnika. jeżeli zaś przeciwnik polityczny określa pole konfrontacji, na którym się z nim ścieramy, to starcie takie z reguły wygrywa. To on bowiem narzuca reguły gry, a choćby aksjologię, kreśląc granice tego co moralnie dopuszczalne i akceptowalne i wyznaczając znaczenie poszczególnych pojęć, choćby jeżeli odbiega ono całkowicie od definicji słownikowych czy naukowych.

Starcie polityczne jest zatem z góry przegrane, choć zdarzają się systemowi wypadki przy pracy. W najnowszej polskiej historii politycznej należał do nich choćby Stanisław Tymiński, a później Nemezis. Od ich czasów minęły już jednak długie lata, a system zastosował cały szereg śluz i zabezpieczeń chroniących go przed nieproszonymi intruzami z zewnątrz. W tych warunkach warto zatem skupić się na pracy nad wspomnianą nadbudową, czyli mozolnym budowaniu ośrodków myśli, kultury, przestrzeni nieskrępowanej niczym debaty. Na tym również polega podstawowe zadanie kontrsystemu: ma on pracować nad kształtowaniem kontrelity, która w burzliwych i zmiennych czasach może się w określonym momencie Polsce przydać.

Jedną z takich formuł budowania intelektualnego zaplecza i sieci wzajemnych relacji są Kluby Myśli Polskiej, które mają coraz bardziej ambitne plany również w roku, który się właśnie rozpoczął. Może na pierwszy rzut oka ich praca wydaje się mało pociągająca w porównaniu ze snuciem snów o politycznej potędze. Sny pozostaną jednak jedynie rojeniami, a całkiem realne więzi międzyludzkie, dyskusje i wzajemne kształcenie się to coś jak najbardziej realnego i namacalnego. Dlatego skupmy się na metapolityce, odrzucając stratę czasu i energii, jaką jest dziś udział w spektaklach wyborczych.

Mateusz Piskorski

Idź do oryginalnego materiału