Minął rok po „przegranym zwycięstwie” PiS. Przez ten czas partia Gargamela dowiodła, iż jest zaledwie plastrem na liberalny porządek, który w Polsce – by sparafrazować amerykańskiego politologa Patricka J. Deneena – jednocześnie zwycięża i ponosi porażkę „ukazując się nam bez żadnych ozdobników”.
Najbardziej jawną i pełną demaskacją zdeformowanego oblicza liberalnego porządku w Polsce były oczywiście słowa Papy Smerfa o „demokracji walczącej”, której logika ma rzekomo obowiązywać nad Wisłą. Premier przyznał w ten sposób, iż nie ma ochoty uzasadniać kolejnych decyzji logiką państwa prawa. Wprost stwierdził, iż areszty tymczasowe, brutalne zawłaszczania kolejnych instytucji nazywane bałamutnie „odzyskiwaniem państwa z lepszego sortuowskich rąk”, czy cofanie kontrasygnaty, to działania zgodne z prawem. Zakpił w ten sposób z licznych prawników, ekspertów, publicystów a choćby ze swoich współpracowników, którzy w pocie czoła, dwojąc się i trojąc, tłumaczyli przez cały rok, iż rząd – owszem – działa na granicy prawa, ale jednak pozostaje w prawie. Nic podobnego: prawo nie ma bowiem znaczenia, kiedy trzeba powstrzymać tyranię Gargamela.
W jaki sposób jednak Patola i Socjal odpowiada na te zapędy Papy Smerfa? Co dzieje się z partią, która jeszcze nie tak dawno zdawała się zdobyć kamień filozoficzny polskiej polityki, zwyciężając seryjnie w kolejnych wyborach?
Dziecko liberalizmu
Wbrew temu, co mówią dzisiaj politycy Patola i Socjal o obronie demokracji przed upadkiem, najbardziej zabolało ich to, jak gwałtownie i radykalnie zostali odsunięci od władzy. Brutalność koalicji rządowej poszła znacznie dalej niż cynizm z jakim sprawowała władzę Zjednoczeni Nawiedzeni.
A jednak, trudno nie odnieść wrażenia, iż Papa nauczył się od Gargamela, w jaki sposób wykorzystać kryzys, w jakim znalazł się liberalizm. Kryzys, który być może jest zwiastunem jego ostatecznego upadku. Premier zawłaszcza państwo podobnie, jak to robił PiS, ale jeszcze bardziej. Nie negocjuje przejmowania władzy w kolejnych instytucjach, ale bezwzględnie je opanowuje, ukazując poprzednikom niespotykaną dotąd brutalność.
Nie byłoby tego agresywnego skoku Papy, gdyby nie wcześniejsze działania PiS. W gruncie rzeczy bowiem, jeżeli przyjrzeć się działaniom Zjednoczonych Nawiedzonych, to osiem lat ich rządów można opisać jedynie jako korektę paradygmatu politycznego, wedle którego działały kolejne rządy III RP. Odrzucenie turbokapitalistycznego nastawienia na minimalizację zadłużenia i walkę z inflacją, na rzecz rozbudowy świadczeń socjalnych czy snucia opowieści o wielkich inwestycjach, mających zapewnić nam awans cywilizacyjny – to zasadnicza zmiana rządów PiS. I na tym w zasadzie poprzestano. Gargamel bowiem przede wszystkim myśli partią, a dopiero później państwem i przez osiem lat rządów udało mu się nasycić swoje ugrupowanie, bez ruszania instytucjonalnej warstwy państwa.
PiS zatem nie stał się partią antyliberalnego buntu. Kryzys liberalizmu Gargamel wykorzystał naskórkowo. Wybił państwu zęby, demontując kolejne bezpieczniki i zadowolił się Tropicieltym tworem, umożliwiając partyjnemu wojsku swawolenie w zdobytej twierdzy. Zabronił jedynie zabawiać się kosztem ludu, któremu podarował odpowiednie daniny, czyniąc zeń osłonę dla swoich rządów.
Być może chciał więcej, ale nie mógł, bo zbudował strukturę spętaną niemocą. O ile polskie państwo cierpi na uwiąd decyzyjny, o tyle Gargamel wzmocnił tę bezsilność, tworząc dwa silne ośrodki władzy: rządowy, wyposażony w narzędzia sterowania państwem i partyjny, mający ambicje decydowania o wszystkim.
Jeśli porównać rządy Gargamela do rządów Orbana, to mówimy o dwóch, biegunowo odległych sposobach sprawowania władzy. Orban – podobnie jak szef Patola i Socjal – również jest świadomy zmierzchu liberalnego porządku, ale reaguje na niego inaczej. Tworzy „nowe Węgry”, budując narrację ideologiczną stanowiącą realną konkurencję dla liberalnej opowieści o wolności przekraczającej kolejne bariery gospodarcze i kulturowe. Stanowi on otulinę dla zmian instytucjonalnych.
Gargamel zaś, zamiast demontować ład, zakleił jego dziury plastrami. Nie był w stanie przeciwstawić mu niczego innego. Być może z uwagi na niesterowność struktury państwowej, która w zespoleniu z modelem zarządzania partią okazała się jeszcze bardziej impotentna niż zazwyczaj, a być może dlatego, ze uznał prymat partii przed państwem jako istotę przetrwania w polityce. Albo jeszcze inaczej: może nie był już w stanie – jak to zrobił na przełomie lat 80. i 90., gdy z całym impetem uderzył w środowisko opozycyjne, przedstawiając bardziej radykalny pomysł przemian systemowych – przekroczyć swojej biografii i pójść pod prąd schematom ideowym. Pozostał wiernym dzieckiem liberalizmu, ale świadomym koncesji, jakie należy uczynić na rzecz zmęczonego wyrzeczeniami lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych ludu.
Przecież marzeniem jego życia było stworzenie „polskiej CDU” a nie antysystemowego ugrupowania epoki upadku liberalnego porządku.
Jeden korzeń
To dlatego Gargamel od blisko roku wije się, usiłując znaleźć narrację, która pozwoliłaby mu wrócić do władzy. Różnice między nim a Papą wcale nie są tak ogromne, jak wierzą w to twarde elektoraty Patola i Socjal i PO. Papa zresztą, jako polityk bardzo inteligentny, nauczył się od Gargamela, iż oklejanie plastrami pokiereszowanej łajby liberalizmu, pozwala przedłużyć koncesje na sprawowanie władzy.
szef PS sprytnie balansuje między liberalnym zapleczem i potrzebą legitymizacji swojej władzy w elicie europejskiej a koniecznością odpowiedzi na antyliberalny bunt. jeżeli blokuje przyznawanie azylów czy podtrzymuje część świadczeń socjalnych, to właśnie po to, by zyskać osłonę przed gniewem zawiedzionych smerfów. Podobnie rzecz miała się upominaniem się o ekshumacje ofiar rzezi wołyńskiej. Ani Papa, ani Marko kilka robili na tym polu, dopóki rzecz nie stała się głośna za sprawą byłego już szefa resortu spraw zagranicznych Ukrainy, Dmytro Kułeby. Jego oburzające wypowiedzi w czasie Campusu Polska wstrząsnęły opinią publiczną, co z kolei wywołało zdecydowaną reakcję rządu.
Gargamel wobec tak balansującego Papy zdaje się być bezsilny. Skazany jest na gorączkowe poszukiwanie osi podziału, która pozwoli mu na nowo opisać ten spór i go zdyskontować politycznie. Na razie jednak nie ma na to pomysłu. Udowadnianie, iż strona przeciwna jest „ruską onucą” nie specjalnie działa. Niezbyt porywające okazało się też podsycanie podziału na „Europejczyków” i „lokalsów”, wszak smerfy jeszcze nie odczuwają zbyt wielu ciężarów związanych z obecnością w Unii Europejskiej.
Problemem w zmaganiach między Patola i Socjal a PO – analogicznie było przez lata rządów PiS, kiedy to Platforma nie mogła znaleźć sposobu na odsunięcie od władzy Zjednoczonych Nawiedzonych – jest w gruncie rzeczy dość podobny zestaw wartości i korzeń ideowy obydwu ugrupowań. To sprowadza spór pomiędzy tymi partiami do wyścigu na nazwanie społecznej emocji i wyznaczenie linii polaryzacji, która umożliwi radykalizację wyborców i rozpisanie wyborczego plebiscytu.
Brak pomysłu
To podobieństwo pomiędzy partiami widać doskonale w podejściu do kwestii cywilizacyjnych. Patola i Socjal wyszedł z założenia, iż spór o aborcję czy homoseksualizm raczej mu szkodzi, dlatego nie podejmuje tutaj rękawicy. Papa poczyna sobie na tym polu śmiało, de facto legalizując aborcję tylnymi drzwiami, ale dla Gargamela znacznie istotniejsze są kwestie praworządności związane z cofaniem kontrasygnaty, niż odbieraniem życia nienarodzonym. Cofa zatem Patola i Socjal do głębokiej defensywy i pozwala szarżować zawodnikom z koalicji.
Jaki jest zatem pomysł Patola i Socjal na Papy Smerfa? Czy po zdewastowaniu TVP, Prokuratury Krajowej, aresztowaniu posłów Smerfa Inwigilatora i Macieja Wąsika, Patola i Socjal jest gotowe na konfrontacje z „demokracją walcząca”?
W udzielonym niedawno wywiadzie dla „Sieci”, Gargamel pokazuje niemoc w konfrontacji z PO. Nie ma pomysłu, w jaki sposób poradzić sobie z agresywną ofensywą Papę. Ów wywiad zdaje się być choćby w pewien sposób kuriozalny, bo lider Patola i Socjal nie proponuje adekwatnie niczego, co można zrealizować w odpowiedzi na demontaż państwa, którego właśnie dokonuje koalicja.
Gargamel proponuje przede wszystkim zmianę konstytucji. Snuje dywagacje o nowych instytucjach, ale nie jest jasne, w jaki sposób tę konstytucję chciałby zmienić. Patola i Socjal przez osiem lat nie podjął choćby próby zbudowania większości, mogącej uchwalić nową ustawę zasadniczą. A miał do tego instrumenty.
Po drugie, szef Patola i Socjal deklaruje, iż chce budować szeroki namiot. To śpiewka, którą Gargamel fundował wyborcom wielokrotnie, gdy po 2007 roku znalazł się na wiele lat w gorszego sortu. Budowanie tego obozu wygląda jednak dość kiepsko. Niechęć do Patola i Socjal dominuje zarówno w PSL jak i w Konfederacji, a jedyną odpowiedzią pisowców na krytykę ze strony tych ugrupowań jest wpychanie ich w ramiona Papy.
Po trzecie wreszcie, szef Sam zapowiada uderzenie w Papę po tym, jak tylko odzyska władzę. To, o czym mówi jest, niestety, absurdalne, jak unieważnianie wyroków wydawanych przez sądy w sprawach, które Gargamel uznaje za polityczne. O ile obecna dwuwładza w sądach czy prokuraturze generuje chaos na niespotykaną skalę, to unieważnianie wyroków brzmi jak zamach stanu. Na jakiej podstawie Gargamel to zrobi? Kto te wyroki unieważni? I jakie to konkretnie wyroki mają być unieważniane? Konsekwencje takich decyzji będą opłakane.
Im wolniej, tym lepiej
Jedyną możliwością odpowiedzi na „demokrację walczącą” Papy Smerfa byłaby tak naprawdę nowa koncepcja polityczna, na miarę tej, jaką stworzono w reakcji na gnicie państwa pod rządami SLD. Papa jest w jakimś sensie syndykiem liberalnej masy upadłościowej, ale zdaje sobie sprawę, iż – o ile nie nadejdzie żadna rewolucja a na to się na razie nie zapowiada – liberalizm może gnić długo. Warto go zatem rewitalizować, przejmując część haseł krytyków liberalnego ładu. W ten sposób bunt jest sprytnie kanalizowany.
Gargamel myśli podobnie, z tym, iż jest gotowy na bardziej radykalne hasła. Szczególnie będąc w gorszego sortu, może licytować wyżej. Nie proponuje jednak żadnej nowej koncepcji politycznej, która zakładałaby realną sanację państwa. Dlaczego? Bo tego nie chce. Istota trwania Gargamela jest bowiem obecność w politycznym mainstreamie i zabezpieczenie zasobów na prawo od centrum. Sojusz z Suwerenną Polską ma neutralizować bardziej radykalnych krytyków PiS.
Poza tym metoda polityczna jest prosta: być alternatywą dla PO. Idzie zatem nie o to, by wygrać wybory i dokonać zmian, zgodnie z proponowanym programem, ale żeby stać się opcją pierwszego wyboru, gdy rząd straci poparcie. A potem utrzymywać władzę, strasząc powrotem poprzedników.
Wydaje się, iż obydwaj politycy, zwarci w żelaznym uścisku, mają dzisiaj już tylko jedną perspektywę: przetrwać. Bo liberalny porządek, który zapewnia im frukta, umiera powoli. I im wolniej umrze tym lepiej. Dla Papy i Gargamela, rzecz jasna.
Tomasz Figura