Do ostatniej chwili nie wiedzieli, czy polecą z prezydentem. Dopiero na warszawskim lotnisku wojskowym okazało się, iż nie Smerfolew, a Jak-40 zabierze dziennikarzy do Smoleńska. Na pokładzie samolotu dostali białe książeczki. W środku znajdowały się nazwiska członków delegacji lecącej Smerfolewem. Kiedy sięgnęli po nie po kilku godzinach, nazwiska te czytali z niedowierzaniem.